Czy Polska stanie się wreszcie krajem w którym wolność sztuki i artystów stanie się oczywistym standardem? Prokuratorskie odwołanie od ostatniego wyroku uniewinniającego Dorotę Nieznalską w słynnej sprawie o obrazę uczuć religijnych, jest dowodem na to jak daleko jesteśmy od tego oczywistego, jak mogłoby się wydawać, dla państwa świeckiego, standardu. W kontekście tej sprawy symptomatyczne wydaje się, bratanie Platformy Obywatelskiej z Ligą Polskich Rodzin w krakowskim samorządzie.
Przypomnijmy krótko całą sprawę. W 2001 roku w Gdańskiej Galerii Wyspa Nieznalska zaprezentowała swoją instalację. Składa się z dwóch elementów: krzyża na którym symbolicznie ukrzyżowane były męskie genitalia oraz filmu przestawiającego mężczyzn wykańczających się fizycznie podczas ćwiczeń na siłowni. Instalacja miała zwracać uwagę na problem młodych ludzi, których głównym zajęciem i pasją jest właśnie siłownia. Chory kult męskiego testosteronu został zobrazowany właśnie kontrowersyjnym krzyżem. Czy był to zabieg artystycznie wybitny? Kwestia pozostaje dyskusyjna i pozostaje sprawą dobrego smaku. Ale artystka została skandalicznie zaatakowana z powodów obrażania uczuć religijnych, chciano odebrać jej wolność tworzenia – a to niedopuszczalne.
Walka z cenzurą artystyczną powinna być misją wszystkich ludzi, którzy cenią sobie wolność jako wartość nadrzędną. Jedna forma cenzury zawsze prowadzi do kolejnych. Dobitnie udowadnia to historia politycznych reżimów.
Skandalem jest sposób prowadzenia całej sprawy przez polski wymiar sprawiedliwości. Proces ciągnął się 8 lat. Zakończył się co prawda oczywistym wyrokiem uniewinniającym, można jednak przypuszczać, że celem całej sprawy jest zamęczenie artysty. Dlaczego sprawa trwa tak długo? Czy wymiar sprawiedliwości bał się wydać wyrok? Jasne wydają się intencje oskarżycieli z LPR. W całej sprawie celem jest danie nauczki innym: „Nie warto, bo się od nas nie opędzicie, a Wasze życie zmieni się wieczny proces sądowy”. W tych kategoriach należy rozpatrywać sprawę prokuratorskiego odwołania. Świetnie obrazuje to jeden z komentarzy jaki pojawił się na Forum Gazety Wyborczej, pod artykułem informującym o sprawie: „Mam nadzieję, że będą ją ciągać następne 8 i tępe babsko mające w pogardzie życie w społeczeństwie wyda majątek na adwokatów” Gość M.
Sprawa obrazy uczuć religijnych zaczyna w Polsce urastać do ogromnego problemu zarówno dla artystów, jak i dla mediów. Wystarczy przypomnieć orzeczenie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z lutego br., która upoważniła przewodniczącego rady Witolda Kołodziejskiego do nałożenia kary na radio TOK FM. Za co? Za audycję z udziałem Andrzeja Czeczota, podczas której rysownik żartował, nawiązując do informacji o pedofilii wśród księży. Kolejny absurdalny wyrok. Po pierwsze dlaczego Radio ma odpowiadać karnie za żart zaproszonego gościa? Po drugie pedofilia wśród księży istnieje, tak samo jak w innych grupach społecznych i zabranianie mówienia o tym zjawisku jest z natury niemoralne. Po trzecie wydaje się, że dochodzimy do sytuacji w której krytyczne podejście do kościoła zaczyna być naprawdę tematem tabu. Nie jest to przecież odosobniony przypadek przypomnijmy sobie tylko: ostatni koncert Madonny i krzyk o obrazie Matki Boskiej, ganianie przez prof. Ryszard Nowaka za Dodą za wypowiedź: „Wierzę w to, co nam przyniosła matka Ziemia i co odkryto podczas wykopalisk. Są na to dowody i ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła (.) Ciężko jest wierzyć w coś, co nie ma przełożenia na rzeczywistość, bo gdzie w Biblii są dinozaury?”.
O sprawie obrazy uczuć religijnych świetnie napisał prof. Leszek Kołakowski: „…trudno mi – wskutek trwałego zaniku poczucia świętości – ustalić granicę pomiędzy sprawozdaniem z własnego stanowiska a oceną, która mogłaby zostać odczuwana jako coś obraźliwego dla kolegów katolików; chciałbym bardzo uniknąć tej ostatniej możliwości, boję się tylko, że brak mi dostatecznego wyczucia tej granicy, a wiadomo mi z doświadczenia, że nic łatwiejszego niż spowodować bezwiednie, aby w dyskusji rozmówca-katolik uznał, że jego uczucia religijne zostały obrażone”.
Dlatego prawo powinno stać na straży wolności słowa.
W kontekście rozgrywającej się wciąż wojny kulturowej, jak ponury żart, odebrałem wiadomość o tym, że oto lider Platformy Obywatelskiej Jarosław Gowin, bardzo ceni sobie poglądy Romana Giertycha. W kilka dni później okazało się, że to nie był ponury żart, kiedy to małopolska PO przygarnęła do swojego klubu w małopolskim sejmiku Wszechpolaka znanego z organizacji zadym podczas Marszów Równości.