P. Ewa Kopacz przedstawiła nam dziś o 10 kandydatów na ministrów w swoim rządzie , których znaliśmy w komplecie od wczoraj.
Przedstawiony skład przecina spekulacje – czy Donald Tusk będzie rządził „z tylniego siedzenia” czy premier Kopacz okaże się być samodzielnym politykiem. Nowy rząd wskazuje na opcję trzecią – lot na autopilocie, z założeniem, że obrany kurs, wysokość i wszelkie inne parametry pozwolą spokojnie dolecieć do wyborów parlamentarnych, po których co do czego nie ma wątpliwości – rozdawać trzeba będzie na nowo, w nowych okolicznościach.
Oczywiście w układaniu rządu zwyciężyła logika partii a nie państwa – ale chyba nikt nie spodziewał się niczego innego. Zresztą, jak się wydaje, w ocenie ustępującego i wstępującego premiera tylko wewnątrzpartyjne zawieruchy, podziały w klubie parlamentarnym, mogą zagrozić spokojnemu, inercyjnemu ruchowi rządu.
W rządzie znaleźli się zatem obaj pretendenci do przywództwa na bazie zmobilizowanego zaplecza partyjnego – Cezary Grabarczyk i Grzegorz Schetyna. Ale obaj w resortach z niewielką ilością synekur do rozdania, na czym łatwo byłoby im wzmacniać pozycję. Constans w resorcie finansów, postawienie na zupełnie nieznaną minister spraw wewnętrznych – to wszystko wskazuje na to, że Ewa Kopacz z premedytacją tworzy rząd złożony z ministrów o niewielkiej zdolności manewrowej. Grzegorz Schetyna w MSW mógłby działać pierwszego dnia po powołaniu – w MSZ raczej będzie stąpał ostrożnie, długo nie zaryzykuje samodzielnych ruchów. Można zresztą odnieść wrażenie, że w tym układzie polska polityka zagraniczna skupi się raczej na asystowaniu polityce europejskiej.
Ciekawy jest tu, wart odrębnego opisania, wątek prezydencki. Bronisław Komorowski nie tylko wyszedł spod żyrandola, ale też w praktyce tworzenia tego rządu przywrócił „resorty prezydenckie” z dawnych czasów. Narzucił uzgodnienie ze sobą obsady MON , MSZ, gdyby dorzucił jeszcze MSW to byłoby jak za Wałęsy. Na pewno wzmocnił swoją pozycję i uzyskał pakiet kontrolny w partii w staraniach o własną reelekcję.
Ten układ spokojnego i automatycznego zmierzania do wyborów sprawdzi się, o ile nie trzeba będzie po drodze zarządzać jakimś kryzysem – bo wtedy niezbyt mocna premier będzie miała do pomocy niezdolnych do szybkich reakcji ministrów. I o ile obliczenia kursu i pułapu są prawidłowe – bo ten rząd na autopilocie będzie wyglądał dobrze, jeśli będzie potrzeba przełączenia się na ręczne sterowanie, będzie problem – bo nawigator zajął miejsce drugiego pilota, drugi pilot bawi się w stewardessę, a na fotelu kapitana leci pilot, dla którego to pierwszy raz.
Twitter @Marcin_Celiński
