Zdjęcie Nieznanego Buntownika (Tank Man) jest jedną z kultowych fotografii XX wieku. Zostało zrobione w trakcie masakry na placu Niebiańskiego Spokoju (Tiananmen) w 1989 roku.
Kim był ów Nieznany Buntownik? Nie wiadomo. Od blisko 30 lat ludzie zastanawiają się, co się z nim stało, jednak jego tożsamość i losy pozostają tajemnicą.
Tajemnica ta wciąż pozostaje nierozwikłana, gdyż chiński rząd dołożył wszelkich starań by ukryć prawdę na temat tego, co zaszło na placu Tiananmen. Po dziś dzień ci mieszkańcy Chin, którzy mają odwagę kultywować pamięć o tym wydarzeniu, są brutalnie prześladowani.
Tuż po masakrze, chiński rząd próbował wykorzystać owo zdjęcie jako dowód na to, że reakcja wojska na studenckie demonstracje była ograniczona. Reżim wychwalał działania wojska i okrzyknął demonstrantów mianem „bandziorów”.
Jednak świat nie dał sobie zamydlić oczu.
Siła, którą zawiera w sobie owa fotografia, nie bierze się tylko z faktu, iż przedstawia ona bezbronnego mężczyznę stojącego przed kolumną czołgów, lecz także z tego, że cały świat wiedział o wydarzeniach, które poprzedzały ten uchwycony moment. Nieznany Buntownik przeżył masakrę. I oto przystaje, ponownie ryzykując życie.
Byłem jednym ze studentów protestujących na placu Tiananmen, gdy rozpoczęła się masakra.
Razem z moim przyjacielem przybyliśmy na plac późno w nocy 3 czerwca, dokładnie w chwili, gdy rozległy się pierwsze strzały. W pewnym momencie znajdowaliśmy się tak blisko żołnierzy, że mogliśmy do nich krzyknąć, gdy tak siedzieli w swoich ciężarówkach, i wezwać ich do zaprzestania ostrzału. Powiedzieliśmy im, że nie mają pojęcia, co tu się dzieje i usiłowaliśmy poruszyć ich serca, śpiewając każdą możliwą chińską piosenkę, która przyszła nam do głowy. Jednak gdy otrzymali rozkaz, po prostu otworzyli ogień.
Na moich oczach zginęło wielu ludzi, w tym 11 studentów, którzy byli ścigani i rozjechani przez czołgi rankiem 4 czerwca. Razem z przyjacielem spędziłem znaczą część dnia przenosząc ciała do szpitala.
Zdjęcie Nieznanego Buntownika zostało zrobione dzień później, 5 czerwca, gdy masakra wciąż trwała. Bądź co bądź, zdjęcie to jest symbolem heroizmu. Ilu jednak bohaterów widzimy?
W blisko dziewięć lat po zrobieniu zdjęcia, pisarz Pico Lyer zaznaczył:
„Na zdjęciu z czołgami mamy dwóch bohaterów: nieznaną postać mężczyzny, który ryzykował swoje życie, stając naprzeciw budzących grozę czołgów oraz kierowcę, który sprostał moralnemu wyzwaniu i odmówił przejechania swojego rodaka”.
Drugi bohater zdjęcia, kierowca, nie tylko odmówił zabicia Nieznanego Buntownika, lecz także bez wątpienia złamał rozkaz i ryzykował otrzymanie kary – a być może i ją otrzymał – kierując się ochroną życia rodaka.
Reżim z obu bohaterów zrobił ofiary. Obaj przypominają nam, że ci, którzy stoją po drugiej stronie barykady niekoniecznie są naszymi wrogami. Zdrowy rozsądek, sumienie i człowieczeństwo mogą zwyciężyć, nawet w obliczu brutalnych okoliczności.
Ja niestety straciłem z oczu ową prawdę w niezwykle trudnym momencie.
Obserwując, jak wojsko zabija ludzi 4 czerwca, w pewnej chwili ujrzałem młodego żołnierza, stojącego samotnie na alei Chang’an. Nie miał ani hełmu, ani broni. Wyglądał jak zwykły nastolatek.
Ludzie, z którymi tam byłem, zaczęli go gonić, dając wyraz swojemu smutkowi i wściekłości. Sam wymierzyłem mu cios. Coraz większa grupa zbiegła się i go biła. Gdy tłum powalił go na ziemię, młody żołnierz krzyknął „Nic nie zrobiłem! Ja nie strzelałem!”.
Zdałem sobie sprawę, że dokonuje się tragedia. Było już jednak za późno by przerwać przemoc. Opuściłem scenę zajścia, nie oglądając się za siebie. Kilka minut później, głośne krzyki, które dobiegły moich uszu, obwieściły jego śmierć. Zacząłem płakać.
Podobnie jak wszyscy inni żołnierze, ów nastolatek został zmuszony do przybycia do Pekinu i dokonania masakry na protestujących studentach i cywilach. Podobnie jak my, żołnierz ów był bezsilny, nie był w stanie zapobiec tragedii. Sumienie zapewne skłoniło go do odmówienia zabijania, więc zdecydował o dezercji. Jeśli tak było, również był bohaterem. Nieznany Buntownik z drugiej strony barykady.
Ja nim jednak nie byłem.
Pozwoliłem, by gniew wziął górę. Widziałem, jak czołgi rozjeżdżały innych studentów. Widziałem ludzi, których jedyną zbrodnią było wzywanie do dania szansy demokratycznej przyszłości, do których strzelano i którzy ginęli metr ode mnie. Gdy zobaczyłem wspomnianego żołnierza, był dla mnie tylko moim wrogiem, więc go uderzyłem. To prawdopodobnie jeden z największych grzechów jakiego dopuściłem się w moim życiu. Nie wyobrażam sobie bólu, jaki musiał ów chłopiec odczuwać w chwili śmierci, albo o czym myślał, gdy wściekła i przerażona zgraja tłukła go na śmierć.
Przez blisko trzydzieści lat pozostawałem po nim w żałobie.
Myślę o jego rodzinie i wciąż czekam na dzień, gdy uda mi się ich odnaleźć i dać upust mojemu poczuciu winy.
Heroiczne czyny często mają miejsce w chwilach, w których pozostają niezauważone. W czerwcu 1989 roku na ulice Pekinu wyległo wielu Chińczyków, którzy tak jak Nieznany Buntownik stanęli twarzą w twarz z żołnierzami – żołnierzami, którzy ich zabijali. Na tych to ulicach byli także żołnierze podobni do drugiego bohatera wspomnianego zdjęcia – podobni dezerterowi, który odmówił wykonania rozkazu i nie chciał strzelać.
Przypominając sobie te wydarzenia mam pewność, że niezależnie od tego, jak trudna droga nas czeka, kierunek, w którym zmierzają Chiny musi prowadzić do przyszłości, którą cechuje wolność i demokracja. Ludzkie pragnienia wpisane w naszą naturę – takie jak wolność i godność – które stanowią fundamenty wszystkich ruchów demokratycznych, nie cechują wyłącznie dysydentów. Są obecne w nas wszystkich.
Choć reżim komunistycznych Chin staje się coraz bardziej nieskory do reformy i chociaż przywódca Chin ostatnio objął rolę „dożywotniego prezydenta”, wielu ludzi w naszym systemie nie chce stawić oporu biegowi historii.
Zawsze będą istnieli ci, którzy odmówią zdradzenia swojego sumienia. Bohaterem może zostać każdy – czy to policjant, czy oficer wojskowy, czy ktokolwiek inny w autorytarnej maszynie – jeśli tylko jest gotów „podnieść broń o cal wyżej”, gdy pada rozkaz wykonania aktu represji. Ich nazwiska pewnie pozostaną nieznane, ale oni – tak jak Nieznany Buntownik i ów nastoletni żołnierz – zostaną bohaterami procesu historycznego.
Zacząłem od stwierdzenia, że wciąż nie wiemy, kim był Nieznany Buntownik, ani co się z nim stało. To samo tyczy się drugiego bohatera zdjęcia. Nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek zaprzestali poszukiwania ich tożsamości. Ponieważ wśród nas zawsze są jacyś Nieznani Buntownicy.
I jeśli mamy tego świadomość, być może w chwili, gdy czasy będą tego wymagać, będzie nam łatwiej aspirować do bycia najlepszą wersją nas samych; wejrzeć w nasze pokłady odwagi oraz współczucia i samemu spróbować zostać kolejnym Nieznanym Buntownikiem.
Przełożyła Olga Łabendowicz