Magda Melnyk: W roku 2024 aż w 76 krajach obywatele ruszą do urn wyborczych, ponad połowa populacji globu będzie wybierać i decydować o swojej przyszłości.
Katarzyna Pisarska: Ten rok będzie bez wątpienia kluczowy dla przyszłości demokracji. Jak mówi profesor Timothy D. Snyder, który specjalizuje się w tym obszarze, to może być rok, w którym dojdzie do jakiegoś załamania i dalszej długotrwałej recesji funkcjonowania demokracji na świecie albo nastąpi przełom i te demokracje się obronią. Uda im się stawić czoło narastającym populizmom, dezinformacji i oczywiście ogromnemu ciśnieniu ze strony systemów autorytarnych. Co ciekawe, w ostatnich dziesięcioleciach liczba liberalnych demokracji pozostaje mniej więcej na niezmienionym poziomie, za to bardzo szybko rośnie liczba państw nazywanych przez nas autokracjami, które utrzymują jedynie fasadę demokracji – wybory się odbywają, chociaż od początku wiadomo, kto w nich wygra. Dzisiaj tych krajów jest trzykrotnie więcej niż liberalnych demokracji, więc na pewno to ciśnienie jest ogromne.
Stany Zjednoczone są najważniejsze dla tego procesu, ponieważ przez dziesięciolecia były dobrym przykładem tego jak demokracja powinna funkcjonować. Nadawały standardy demokratyczne, do których powszechnie aspirowano. Tymczasem od prawie dekady obserwujemy proces deterioracji i osłabiania instytucji demokratycznych przede wszystkim na rzecz populizmu. Listopadowe wybory zadecydują nie tylko o losie Stanów Zjednoczonych, ale wywrą ogromny wpływ na to, jak będą wyglądały systemy polityczne w przyszłości, a przede wszystkim – jak stabilny będzie świat. Dotychczasowy system z dużą liczbą państw demokratycznych pozwalał nam na utrzymanie porządku liberalnego, który oparty był na zasadach prawa międzynarodowego i tym samym gwarantował utrzymanie pokoju. Wraz z jego załamaniem możemy spodziewać się narastających lokalnych konfliktów, które będą przeradzały się de facto w teatry szerszej wojny między największymi siłami, w tym przede wszystkim Stanami Zjednoczonymi i Chinami.
Magda Melnyk: Co już dziś możemy powiedzieć o nadchodzących wyborach w Stanach Zjednoczonych?
Katarzyna Pisarska: Wiemy na pewno, że jeżeli będzie to zależało od wyborców republikańskich, to nominatem na kandydata z ramienia ich partii będzie Donald Trump. Joe Biden jest już wyznaczony jako kandydat Partii Demokratycznej i bardzo możliwe – jeżeli procedury prawne nie uniemożliwią Trumpowi startowanie w tych wyborach – że dojdzie do kolejnego starcia obu polityków. Jednak jaki będzie jego wynik? Tego nie wiemy.
W ostatnich miesiącach przeprowadzonych zostało kilka sondaży, które wskazywały, że w kluczowych stanach – tzw. swing states – przewaga Trumpa rośnie bardzo szybko i już przekracza wyniki, które otrzymuje w nich Biden. To oczywiście jest bardzo niepokojące, jednak były też robione badania, z których wynikało, że gdyby demokraci wystawili kogoś innego niż Joe Bidena, to Trump nie miałby w tych stanach szans. Na ostatniej prostej taka zmiana ma szansę wystąpić – chociaż to mało prawdopodobny scenariusz. Trzeba natomiast pamiętać, że wyborcy, którzy dzisiaj twierdzą, że w starciu Trump-Biden wybiorą Trumpa, w momencie kiedy faktycznie staną przed takim dylematem, postawią na bardziej pewną i stabilną politykę Joe Bidena. Nie znaczy to, że obecny prezydent nie ma wielu słabości. Obecnie szczególnie nabrzmiewa kwestia kryzysu imigracyjnego. Ocenia się, że w zeszłym roku liczba nielegalnie przekraczających granicę migrantów zwiększyła się pięciokrotnie przekraczając 4 miliony osób, więc to bardzo poważne wyzwanie dla administracji Bidena w nadchodzących wyborach.
Magda Melnyk: Trump i jego działania to w pewnym sensie oglądanie niczym w soczewce tego, jak wygląda proces upadku demokracji: deterioracja wartości demokratycznych, praworządności, praw jednostki oraz mniejszości. Czy tegoroczne wybory możemy odczytywać jako konfrontację wyborców broniących demokratycznych standardów i obywateli, którzy poszukują prostych rozwiązań populistycznych?
Katarzyna Pisarska: To jest starcie Amerykanów wierzących w funkcjonowanie instytucji demokratycznych i mających do tych instytucji zaufanie oraz tych, którzy mają poczucie, że sprawczość jest możliwa tylko przez silną władzę. Mówię tutaj w szczególności o wyborcach mniej wyedukowanych, ciężko pracujących, ale nie mających żadnej socjalnej osłony. Dla nich zastała rzeczywistość jest często trudna do zrozumienia, a jednocześnie bardzo niekorzystna i krzywdząca. To budzi frustrację. Popularność Trumpa na początku wynikała z tego, że mówił rzeczy, których nikt nie odważył się powiedzieć. To bardzo poruszało wielu Amerykanów, ponieważ widzieli, że są ważne tematy, którymi establishment wolał się nie zajmować. Problem w tym, iż Trump dawał ludziom poczucie, że zarówno źródła ich problemów jak i ich rozwiązanie są proste, zwalając winę na określone grupy społeczne i podpierając się teoriami spiskowymi. Jest to schemat charakterystyczny dla państw autorytarnych, gdzie nie można ufać czy wierzyć, że instytucje coś załatwią, ponieważ są zazwyczaj skrajnie skorumpowane i w takiej sytuacji trzeba odwołać się do osoby, która ma największą siłę i ufać, że ona uratuje sytuację. To, że do podobnych schematów zaczyna dochodzić w dojrzałych demokracjach, jest bez wątpienia dużym zaskoczeniem.
Magda Melnyk: Dlaczego tak się dzieje?
Katarzyna Pisarska: Częściowo jest to spowodowane rewolucją w przestrzeni informacyjnej, gdzie do szerokich mas społecznych przenika wiele spiskowych teorii dziejów, podważając jednocześnie zaufanie do instytucji. Często sami politycy z obu stron sporu dosyć bezwzględnie z tych instrumentów korzystają. Pewne jest, że ten proces się pogłębia i z roku na rok fundamenty demokracji są coraz bardziej kruche. Trudniej nam osiągnąć konsensus, tracimy wiarę, że działamy w pewnej przestrzeni instytucjonalnej, nad którą czuwa konstytucja jako prawo nadrzędne chroniące każdą grupę społeczną. W Stanach Zjednoczonych bardzo ważną rolę odgrywają obecnie elementy rasowe, imigracyjne i wiążące się z nimi kwestie tożsamościowe i zmiany społeczne, które obecnie się dokonują. Biali Amerykanie boją się, że w przyszłości będą mniejszością. Jest to zjawisko o charakterze globalnym, które bardzo silnie wybrzmiewa dziś w Stanach: kim jesteśmy jako Amerykanie? I czy nadal będziemy takim społeczeństwem, z tą tożsamością, którą mamy? Stąd myślę, że ‘Make America Great Again’ jako ruch polityczny o silnie niedemokratycznym podłożu ideologicznym przeżyje Donalda Trumpa, a Stany Zjednoczone będą musiały się z nim stale mierzyć.
Magda Melnyk: Stany Zjednoczone są chyba póki co jedynym państwem na świecie, którego sytuacja wewnętrzna bezpośrednio wpływa na porządek globalny. A jaki wpływ na przebieg kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych mogą mieć obecne konflikty regionalne (Rosja-Ukraina, Izrael-Palestyna, Chiny-Tajwan)? Czy w jakiś sposób mogą osłabiać Bidena jako urzędującego prezydenta i wzmacniać Trumpa?
Katarzyna Pisarska: Wbrew pozorom, wszystkie kampanie wyborcze, którym się przyglądałam – być może z wyjątkiem tej po atakach terrorystycznych z 11 września 2004 roku – w zasadzie nie opierały się na kwestiach związanych z polityką zagraniczną i z tym, co się dzieje na świecie. Nawet – i to warto przypomnieć – kiedy George W. Bush Senior na samym początku lat 90. przeprowadził wzorcową interwencję na rzecz sprzeciwiania się łamaniu prawa międzynarodowego broniąc z sukcesem Kuwejtu przed Sadamem Husseinem, nie wpłynęło to w żaden znaczący sposób na jego szanse wyborcze. Przegrał z Billem Clintonem, ponieważ ten z własną dewizą „ekonomia głupcze” skoncentrował się na gospodarce. Większość Amerykanów w każdej kampanii wyborczej przede wszystkim patrzy na swój portfel. Kwestia niskiego poziomu bezrobocia jest kluczowa dla każdego prezydenta, aby móc wygrać kolejne wybory. Amerykanie muszą uwierzyć, że czeka ich rozwój, a kolejne lata przyniosą możliwości gospodarcze.
Kwestie zagraniczne – chociaż my nimi żyjemy i tak naprawdę od sytuacji w Ameryce one zależą – w Stanach mogą wpływać jedynie na pewne grupy wyborcze. Widzimy to w przypadku Izraela i Palestyny, gdzie obecnie nastąpił duży odpływ tradycyjnie demokratycznych grup muzułmańskich, które stanowią kilka procent wyborców. Oczywiście młodzi również są wściekli na administrację Bidena, ale przede wszystkim na Izrael za tak brutalne rozprawianie się w Gazie z Hamasem, za co cenę ponoszą cywile palestyńscy. Ale kiedy przyjdzie do wyborów i staną przed dylematem czy zagłosować na Donalda Trumpa czy na Joe Bidena, to jednak jestem przekonana, że nastąpi wielka mobilizacja na rzecz obecnego prezydenta i konflikt palestyńsko-izraelski nie wpłynie zasadniczo na wynik wyborów. Jedyne co mogłoby się wydarzyć, to że nie pójdą do wyborów, ale zagrożenie administracją Trumpa, zwłaszcza dla elektoratu lewicowego, jest tak poważne, że Joe Biden, prawdopodobnie otrzyma poparcie tych grup – choć będzie ono podszyte dużą niechęcią.
Magda Melnyk: Czy Ameryka zaczyna być zmęczona tą ciągłą rywalizacją i dwubiegunowością? Czy jest przestrzeń na jakąś trzecią siłę polityczną?
Katarzyna Pisarska: W tym momencie nie widzę takiej możliwości. Myślę, że warto obserwować to, co dzieje się w Wielkiej Brytanii. Będziemy mieć kolejne –zresztą fascynujące – wybory w tym roku, które po prawie szesnastu latach z bardzo wysokim prawdopodobieństwem przegrają Torysi i po długiej przerwie do władzy powróci Partia Pracy. Tutaj też mówiono przez wiele lat, zwłaszcza w okresie przed i po brexitowym, że dotychczasowy duopol nie ma szans się utrzymać, jednocześnie zarówno na prawicy i lewicy dosyć znacząco umacniały się inne partie. Natomiast koniec końców nie doszło do scenariusza, w którym te dwie partie straciłyby kluczowe znaczenie. Oczywiście system brytyjski jest troszkę inny niż amerykański i koalicje są czymś znacznie bardziej naturalnym, ale duopol nadal obowiązuje. Inaczej sytuacja ma się w Niemczech gdzie obserwujemy zdecydowane załamanie się systemu dwupartyjnego CDU-SPD i mimo że te partie nadal będą odgrywały kluczowe role, to będzie bardzo ciężko wrócić do duopolu. SPD i CDU nadal wymieniają się u sterów, ale nie są już w stanie rządzić bez koalicji z innymi partiami.
W Stanach Zjednoczonych nie tylko nie ma tradycji mniejszych partii, ale w tym momencie bardzo trudno sobie wyobrazić przestrzeń na ich powstanie. Obecnie możemy zaobserwować przejście całej partii republikańskiej na stronę Donalda Trumpa. I chociaż pozostaje wielu republikanów, którzy chcieliby uniknąć postępującej radykalizacji i zbierają się wokół Nikki Halley, która w lutym 2023 wyraziła chęć kandydowania w nadchodzących wyborach, to jednak wszystko odbywa się w ramach partii republikańskiej i nie ma śladu jakichkolwiek rozłamów. W 2024 roku będziemy raczej obserwowali ten sam duopol, tylko z postępującą radykalizacją wewnątrz obydwu partii, która dotknie zwłaszcza republikanów, jeśli chodzi o ich agendę polityczną.
Katarzyna Pisarska jest jednym z czterech fundatorów Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego oraz – od 2005 roku – Przewodniczącą Rady Fundacji. W latach 2015-2020 roku była dyrektorem programowym flagowego wydarzenia FKP – Warsaw Security Forum, a od 2021 pełni funkcję przewodniczącej (Chair) wydarzenia. Jest również założycielką (2004) oraz Przewodniczącą Rady Fundacji Europejskiej Akademii Dyplomacji. W 2022 roku, jako odpowiedź na rosyjską inwazję na Ukrainie, wraz z grupą ukraińskich aktywistów założyła Międzynarodowe Centrum na rzecz Zwycięstwa Ukrainy (International Center for Ukrainian Victory). Jest też Wice-Przewodniczącą austriackiego European Forum Alpbach oraz ekspertem Światowego Forum Ekonomicznego w Davos.
Na co dzień zajmuje się również działalnością naukowo-dydaktyczną – jest profesorem nadzwyczajnym oraz wykładowcą w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Stypendystka programu Fulbrighta na Uniwersytecie Harvarda (2007), wizytująca profesor w Johns Hopkins University’s School of Advanced International Studies (2010), Australian National University (2015) University of Southern California (2019) oraz Uniwersytetu w Maladze (2022/2023). Specjalizuje się w polityce zagranicznej Unii Europejskiej, Partnerstwie Wschodnim, stosunkach UE-Rosja oraz dyplomacji publicznej. Jest autorką monografii „The Domestic Dimension of Public Diplomacy – Evaluating Success through Civil Engagement” (Palgrave 2016).
Za swoją wielkoletnią działalność w sektorze pozarządowym w 2014 roku została nominowana przez Światowe Forum Ekonomiczne w Davos do grupy Young Global Leaders, a w 2018 roku wybrana do głównego organu reprezentującego program: YGL Advisory Group. W 2013 roku uznana została przez amerykańskie czasopismo „Diplomatic Courrier” jako jedna z 99 najbardziej wpływowych liderów polityki zagranicznej poniżej 33 roku życia.
Autor zdjęcia: David Todd McCarty