Magda Melnyk: Stary rok pożegnaliśmy obserwując objęcie władzy przez rząd Tuska. Jakie są Twoje dotychczasowe refleksje odnośnie jego składu i podjętych działań?
Marek Migalski: Mimo że rząd jest koalicyjny, to nazywamy go „rządem Tuska” – i to wydaje się kluczowe. Tusk potrzebował rządu politycznego, czyli takiego gdzie szybkie decyzje będą szły w parze z ich błyskawiczną realizacją. Nie potrzebował wizjonerów, fachowców, specjalistów z ich przemyślanymi koncepcjami, nad którymi ślęczeli przez ostatnie dziesięć lat. Stąd skład personalny rządu jest niekoniecznie merytoryczny. Zgodnie z moją analizą, ponad połowa ministrów nie zna się na powierzonych im ministerstwach. To, że nie trzeba się specjalizować w jakimś temacie, aby kierować resortem nie dziwi na zachodzie, ale jest cechą demokracji dojrzałych. Natomiast u nas oznacza to, w moim przekonaniu, coś innego: oni po prostu mają wykonywać polecenia Tuska. To dlatego szef od służb specjalnych i spraw wewnętrznych został ministrem kultury, specjalista od żeglugi morskiej został ministrem nauki, a polonistka – ministrą zdrowia.
Tusk przewidywał, że pierwsze miesiące będą bardzo ciężkie, a jego plan, bardziej niż fachowości, wymagał pewnej woli politycznej i determinacji w powierzonych resortach. W momencie, w którym zobaczyłem skład rządu, od razu wiedziałem, że to będzie mocna gra twardych facetów i babeczek, takich tough guys i jakiś „miękiszon” na czele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa na pewno nie robiłby tego, co robi Sienkiewicz.
Magda Melnyk: Tylko czy tego oczekują wyborcy?
Marek Migalski: Tak. Wiem, że politolog powinien teraz powiedzieć, że wyborcy przecież oczekują konsensusu, merytorycznych, spokojnych zmian oraz debaty nad wprowadzonymi reformami, ale mój ogląd rzeczywistości jest trochę bardziej brutalny. A mianowicie, to się na pewno podoba zdecydowanej większości wyborców obecnej koalicji rządowej. To wycie z drugiej strony oznacza, że jest znakomicie. Jest to oczywiście trawestacja słynnego sformułowania: „słychać wycie, znakomicie”, które przez osiem ostatnich lat działacze PiS-u i ich wyborcy używali wobec kolejnych manifestacji prodemokratycznych. Obecnie mamy do czynienia z czystą satysfakcją z tego, że druga strona cierpi i nie jest to tylko moja intuicja. Widziałem badanie dla RMF-u sprzed może trzech tygodni, które wskazuje, że 84% wyborców opozycji chce przede wszystkim twardego rozliczenia poprzedniej władzy i to mnie nie dziwi. Sam uważam, że to była główna motywacja ludzi głosujących 15 października. Ogromna większość wyborców dzisiejszego obozu władzy nie szła do wyborów dlatego, że chciała 800+ albo 20% podwyżki dla sfery budżetowej, bo to mogli im zagwarantować PiS-owcy. Oni pragnęli zemsty na tych, którzy ich upokarzali przez osiem lat, wprowadzali w dyskomfort psychiczny, negowali i pluli na wszystkie wartości, które dla tych ludzi są ważne. To spowodowało 75% frekwencję wyborczą i to, że ludzie stali do trzeciej w nocy przed lokalami wyborczymi.
Obecnie sytuacja całkowicie się odwróciła. Nawiązując do tytułu pewnego filmu nastąpiła ‘oczekiwana zmiana miejsc’. PiS-owcy, którzy znaleźli się dzisiaj w opozycji, organizują marsze prodemokratyczne w obronie wolności słowa. Natomiast wyborcy obecnego rządu odczuwają głęboką radość widząc upokarzanych, wyrzucanych ze stanowisk, pozbawianych przywilejów aparatczyków PiS-owskich. Zdecydowana mniejszość wyborców dzisiejszego obozu władzy uważa, że być może jest za ostro, za szybko, za mało demokratycznie. To są „miękiszony”, które nie rozumieją, że tak trzeba.
Wreszcie zaczynamy rozumieć, jak bezskuteczne i bez znaczenia były dla wyborców PiS-u przez ostatnie osiem lat te wszystkie marsze w obronie wolności, demokracji, konstytucji, bo dzisiaj podobne protesty zwolenników PiS-u kompletnie nie robią wrażenia na wyborcach rządu. W tym sensie nastąpiła freudowska zamiana ról. Obecnie zwolennicy Donalda Tuska, Czarzastego, Hołowni i Kosiniaka-Kamysza siedzą przed telewizorami i naśmiewają się ze zmarzniętych ludzi, którzy zgromadzili się 11 grudnia przed Sejmem w obronie demokracji, wolności i konstytucji. Natomiast zwolennicy Kaczyńskiego, Ziobry i innych polityków PiS-u są w całkowitej rozpaczy widząc, jak ich krystalicznie czyści przedstawiciele właśnie trafiają do więzień. A państwowcy i wspaniali członkowie rad nadzorczych, którzy bronili Polski przed wyprzedażą, zajęciem przez Niemców oraz Brukselczyków, tracą pracę na rzecz ludzi Tuska.
Podobnej zamiany ról, w tak krótkim czasie, ja nie pamiętam i to jest bardzo pouczające. Z bliska możemy zaobserwować, jak działa nowa polityka tożsamościowa, w której nie stawia się na kompromis, konsensualność, tylko liczy się trybalizm, walka o własne bunkry informacyjne i chęć wypowiedzenia tym drugim wojny domowej.
Magda Melnyk: Plemienność i dwubiegunowość polskiej sceny politycznej jest w moim odczuciu głównym zagrożeniem naszej demokracji. Uważam, że obecne działania ekipy Tuska powodują chęć rewanżu ze strony PiS-u i ponowne odwrócenie sił może przyjść szybciej, niż nam się zdaje.
Marek Migalski: Podzielam twój pogląd, że to może zakończyć się dla nowej władzy tak, jak się skończyło dla poprzedniej. Jeśli sprzymierzeńcy PiS-u, których są miliony, będą czuć się w nowej rzeczywistości tak źle, jak czuli się przez ostatnie osiem lat wyborcy dotychczasowej opozycji, to tak samo się zmobilizują za półtora roku albo za cztery lata. I tym razem to oni będą stać w kolejkach do trzeciej nad ranem by pogonić tych, którzy zafundowali im tak niekomfortowe i ‘opresyjne’ państwo, jak politycy PiS-u zafundowali wyborcom liberalnym czy demokratycznym. To niebezpieczeństwo istnieje i to jest zadanie dla nowej władzy, żeby wyborcy PiS-u czuli się w nowej rzeczywistości lepiej, niż czuli się przez osiem lat zwolennicy ówczesnej opozycji.
Ponadto podzielam Twoją refleksję, że obecna polaryzacja zagraża demokracji. I nie dość, że się zgadzam, to w dodatku napisałem na ten temat dwie książki, z czego jedną u Was w Liberté!. Tylko że w przeciwieństwie do Ciebie mam silne przekonanie , że to jest nie do obrony. Uważam, że jesteśmy w przededniu wojen domowych. Nie mówię, że to musi nastąpić za trzy miesiące, ale to może być już za trzy lata, albo na przykład za trzynaście. Media społecznościowe, rozwój neuro-polityki, polityka tożsamościowa bazująca całkowicie na emocji powodują, że te wszystkie niebezpieczne procesy, o których mówimy obecnie, będą się tylko pogłębiać. Co prawda w książce, którą u Was wydałem, zaproponowałem kilka, czy kilkanaście remediów na tę rzeczywistość, ale uważam, że one są słabsze niż zagrożenia. Jestem pesymistą co do tego, czy ten proces można powstrzymać, bo to się wiąże z całkowitą zmianą relacji medialnych, między wyborcą, a partiami jaka dokonała się w ostatnich dekadach. W przeszłości przypominała ona relację między klientem a restauracją. Wyborcy patrzyli, w której restauracji czyli partii mają największy wybór dań, jaka jest obsługa i jak kształtują się ceny, i tą drogą wybierali jedną bądź drugą. W dobie polityki tożsamościowej ta relacja wygląda jak między kibicem, a jego klubem sportowym. To jest miłość na śmierć i życie. Czy mój klub bankrutuje, czy gra dobrze, czy źle, czy zawodnicy faulują, czy prezes klubu jest defraudantem, oszustem i przestępcą ja jestem kibicem, częścią tej społeczności, noszę koszulkę na piersiach i cokolwiek by się działo, pozostaję wierny.
I to jest ta zmiana. Dzisiaj polityka i partie polityczne są częścią naszej tożsamości ideologicznej. Określamy się dzisiaj poprzez przynależność do danej ideologii, a tym samym do danej partii i w tym sensie polityka zastąpiła nam w dużej mierze religię i pozwala nam określać samych siebie. Nasze umysły chcą być w ten sposób „dopaminowane”, bo to sprawia im radość, daje im poczucie przynależności, zakorzenienia w grupie. I ja nie widzę od tego odwrotu. A to, że to jest strasznie niebezpieczne dla demokracji, bo taka była twoja refleksja, jest dla mnie oczywiste i równie smutne.
Marek Migalski – politolog, nauczyciel akademicki, publicysta polityczny i polityk, doktor habilitowany nauk społecznych, profesor uczelni na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji.
Autor zdjęcia: Dawid Małecki
Nakładem Biblioteki Liberté! ukazał się szereg monografii autorstwa profesora Marka Migalskiego. Książki można nabyć w sklepie internetowym Liberté!
