Po wyborach mamy w Polsce do czynienia z sytuacją, której po zwycięstwie koalicji demokratycznej należało się spodziewać. Tymczasem okazuje się, że nikt nie był na nią przygotowany. Prawo i Sprawiedliwość doznało szoku, bo nie spodziewało się przegranej. Koalicję 15 października zaskoczył z kolei opór dotychczas rządzących, którzy postanowili nie uznawać nowej władzy, traktując ją jako przypadkowe obce ciało, zakłócające normalne funkcjonowanie państwa. Jest to sytuacja w demokracji niedopuszczalna, ale przecież Zjednoczona Prawica przez cały okres swoich rządów dokonywała pełzającego zamachu stanu, dążąc do przekształcenia demokracji liberalnej w autorytaryzm elekcyjny, w którym rezygnuje się z trójpodziału władzy, a na wybory można sobie pozwolić, nie dając opozycji równych szans w prowadzeniu kampanii.
Kaczyński i jego akolici jednak nie tylko po to łamali konstytucję, ale także po to, aby w wypadku przegranej w wyborach zapewnić sobie nadal wpływ na funkcjonowanie państwa. Następowało więc stopniowe betonowanie systemu prawnego poprzez niekonstytucyjne ustawy i wprowadzanie nominatów partyjnych do Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa i Sądu Najwyższego, którzy arogancko i bezczelnie podejmowali decyzje wbrew konstytucji i obowiązującego w Polsce unijnego prawa, ale za to oczekiwane przez pisowską władzę. W sądach powszechnych taką rolę mieli do spełnienia neo-sędziowie powoływani przez upolitycznioną KRS i pisowskiego prezydenta. Prokuraturę zabetonowano przez utworzenie instytucji prokuratora krajowego, którego powołuje prezydent na sześcioletnią kadencję. Uprawnienia prokuratora krajowego są większe niż jego przełożonego, którym jest minister sprawiedliwości – prokurator generalny. Tego ostatniego powołuje jednak większość parlamentarna, którą w wypadku przegranych wyborów mogą stanowić przeciwnicy Zjednoczonej Prawicy, co właśnie się stało. Żeby się jeszcze lepiej zabezpieczyć rządząca prawica przyjęła ustawę, zgodnie z którą zastępców ministra-prokuratora generalnego też powołuje prezydent, co jest administracyjnym kuriozum.
Zabetonowano również media publiczne, będące propagandowym orężem Prawa i Sprawiedliwości, na skutek utworzenia pozakonstytucyjnej Rady Mediów Narodowych, która, jako jedyna, ma uprawnienia dokonywania zmian w zarządach spółek medialnych, jakimi są TVP, Polskie Radio i PAP.
Tak więc rząd Koalicji 15 października został praktycznie pozbawiony możliwości rekonstrukcji ustroju demokracji liberalnej, przynajmniej do końca kadencji partyjnego prezydenta Dudy, który ma zadanie wetować wszystkie ustawy nowego Sejmu zmierzające do rozbicia prawnego betonu. Zgoda nowego rządu na taką sytuację i bierne oczekiwanie aż Duda opuści na zawsze pałac prezydencki, byłoby politycznym samobójstwem. Trzeba zatem szukać wszelkich sposobów, aby stopniowo, ale tak szybko, jak to możliwe, wyzwalać się z niewoli niekonstytucyjnych przepisów.
Polscy prawnicy mają z tym trudny orzech do zgryzienia. Generalnie można ich podzielić na dwie grupy: legalistów i pragmatyków. Ci pierwsi uważają, że trzeba się trzymać aktualnie obowiązujących przepisów, które można zmienić tylko drogą ustawową. Na uwagę, że w takim razie pożądane zmiany są niemożliwe, bo prezydent je zawetuje, wzruszają ramionami i powiadają: „dura lex sed lex”. Pragmatycy, szukając kruczków prawnych, aby kruszyć beton prawny, mogą się z kolei wydawać podobni do pisowskich prawników, swobodnie w swoim czasie interpretujących ustawę zasadniczą. W ten sposób pragmatycy narażają się na krytykę zarówno ze strony legalistów, jak i symetrystów.
Ale przecież w sytuacji podstępnej zmiany ustrojowej, której dopuściła się Zjednoczona Prawica, a której legaliści i symetryści zdają się nie dostrzegać, celem nadrzędnym Koalicji 15 października jest powrót i to jak najszybszy do ustroju demnokracji liberalnej. Na to oczekują jej wyborcy i Unia Europejska, która od tego uzależnia wypłatę pieniędzy z KPO. Nie pora zatem na oportunistyczne dzielenie włosa na czworo ku satysfakcji pisowskich „betoniarzy”’
Co właściwie znaczy postępowanie zgodne z prawem? Czy znaczy to, że trzeba przestrzegać ustaw niezgodnych z konstytucją? Że decyzje Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej i Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego są obowiązujące mimo ich skrajnego upolitycznienia? Że neo-sędziowie są sędziami i powinni orzekać? Czy bezprawie Zjednoczonej Prawicy jest prawem obowiązującym dopóty dopóki nie zostanie zmienione zgodnie z przyjętą procedurą?
Jak można zamykać oczy na polityczny powód zabetonowania państwa? Prof. Piotrowski jest przeciwny sposobowi przejęcia mediów publicznych przez ministra Sienkiewicza. Na pytanie dziennikarki czy zgodne z prawem jest funkcjonowanie mediów, które nie realizują swojej ustawowej misji, kłamią i uprawiają haniebną propagandę na rzecz Zjednoczonej Prawicy, Profesor odpowiada, że to nie jest kwestia prawna tylko reakcji odbiorców tych mediów. Czy Profesor przez osiem lat był zahibernowany? Litera prawa ma być tu ważniejsza od jego ducha? To przecież zupełnie tak, jakby złodziejowi nie można było odebrać jego łupu, bo z chwilą dokonania kradzieży stał się on jego właścicielem.
Symetryści z kolei zadają pytanie pod adresem obecnego rządu: „Czym wy różnicie się od Zjednoczonej Prawicy, skoro tak jak oni dążycie do realizacji swoich celów łamiąc prawo?” Na to pytanie odpowiedź jest prosta – prawo ustanowione pod rządami Zjednoczonej Prawicy jest bezprawiem, co jednoznacznie stwierdził Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i Europejski Trybunał Praw Człowieka. Dlatego władza Koalicji 15 października w żadnym wypadku nie powinna uznawać wyroków obecnego Trybunału Konstytucyjnego i Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN. Nie powinna również respektować wadliwych ustaw. Powinna się natomiast opierać wyłącznie na postanowieniach konstytucji interpretowanych w duchu tej ustawy zasadniczej. Jakiekolwiek ustępstwa na rzecz prawicowo-populistycznej opozycji będą nas oddalać od ustroju demokracji liberalnej.
Ktoś może powiedzieć, że jest to przejaw stosowania niemoralnej zasady „cel uświęca środki”. Otóż nie zawsze jest to zasada niemoralna. Środki, które przeciwdziałają złu, choć mogą budzić wątpliwości prawne, trzeba stosować. Czas powrotu do demokracji liberalnej, to nie pora na ocenę nowej władzy i porównywanie jej z poprzednią. Dopiero po usunięciu wszystkich złogów Zjednoczonej Prawicy przyjdzie czas na ocenę rządów Koalicji 15 października, czy nie próbuje ona powtarzać błędów swoich poprzedników.
Trzeba przyznać, że Koalicja 15 października, w czasie zaledwie miesiąca od objęcia władzy, zrobiła już wiele w dziele naprawy państwa. Spowodowało to wściekłą reakcję polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy systematycznie zakłócają posiedzenia Sejmu i publicznie głoszą insynuacje pod adresem nowej władzy i Donalda Tuska, znane z kampanii wyborczej. Reakcją na posunięcia rządu jest powtarzanie haseł, którymi do niedawna posługiwała się opozycja demokratyczna. Politycy Zjednoczonej Prawicy wraz z prezydentem występują dziś w obronie konstytucji i wolnych mediów, a więc w obronie tego, co przez osiem lat skutecznie niszczyli.
Można się z tego śmiać, ale nie wolno tej narracji lekceważyć. Prawo i Sprawiedliwość po stracie władzy stara się budować nowy mit założycielski. Jej przedstawiciele ubierają się w szaty obrońców Polski, jakoby skrzywdzonych niekorzystnym wynikiem wyborów przez ludzi oszukanych propagandą Tuska i Unii Europejskiej. Odsunięcie ich od władzy oznaczać ma zakończenie dynamicznego rozwoju kraju i utratę suwerenności. Działania obecnego rządu, niezgodne z dotychczasową linią polityczną, prowadzić mają do chaosu, pogwałcenia konstytucji i zniszczenia pluralizmu mediów. To oni, PiS, są bowiem prawdziwymi obrońcami demokracji.
PiS wykorzystuje prawomocny wyrok sądu skazujący na dwa lata więzienia prominentnych dygnitarzy PiS-u: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Mit założycielski partii, który ma poruszać ludzi, potrzebuje męczenników. I oto są, ludzie – jak twierdzi prezydent Duda – kryształowo uczciwi, oddani sprawie ścigania przestępstwa korupcji, a w dodatku już przez niego ułaskawieni w 2015 roku, choć niezgodnie z prawem, co wytknął Sąd Najwyższy. Ci ludzie, zatrzymani przez policję w Pałacu Prezydenckim i uwięzieni, są zdaniem prezydenta więźniami politycznymi, niesłusznie przy tym pozbawieni mandatów poselskich. Szum, a raczej wrzask propagandowy wokół tych dwóch panów ma na celu wykreowanie w społeczeństwie przekonania o reżimie Koalicji rządowej, mszczącej się na niewinnych ludziach tylko dlatego, że zasłużyli się dla polskiego państwa. Prezydent Duda, załamujący ręce nad ich losem, mógłby ich ponownie, tym razem zgodnie z prawem ułaskawić. Zamiast tego, co spowodowałoby natychmiastowe ich zwolnienie z odbywania kary, podjął zawiłą procedurę ułaskawieniową, przerzucając na ministra Bodnara decyzję o zwolnieniu osadzonych na czas przebiegu procedury. Duda rozpoczął procedurę ułaskawieniową bynajmniej nie z powodu przyznania się do błędu przedwczesnego ich ułaskawienia w 2015 roku, jak uważają niektórzy publicyści. Jego ego nigdy na to nie pozwoli. Dlatego oczekuje od ministra Bodnara zwolnienia skazanych z odbywania kary. Kiedy to się stanie i Kamiński z Wąsikiem już znajdą się na wolności, procedura będzie sobie trwać i trwać, a prezydent nie będzie już musiał ponownie ich ułaskawiać. Uwolnienie więźniów przez Bodnara ma dla prezydenta jeszcze jedną zaletę, a mianowicie byłoby to jakby przyznanie przez przedstawiciela obecnego rządu, że wyrok sądu w sprawie pisowskich dygnitarzy nie był sprawiedliwy.
Tymczasem wina Kamińskiego i Wąsika jest bezsporna, potwierdzona dwoma procesami sądowymi. Zaangażowanie polityków PiS-u w ich obronę, z seansami czuwania pod bramami więzień, ma na celu tworzenie mitu o cierpieniu za Polskę. Jest jeszcze inny powód tej krucjaty, a mianowicie lęk, że za nimi pójdą do więzień także inni niedawni dygnitarze pisowscy, których winy odkrywać będą kolejne komisje śledcze.
Koalicja 15 października musi reagować na działania prawicowej opozycji, które mają na celu utrudnienie działań naprawczych i wywoływanie chaosu w rządzeniu państwem. Nie wystarczy robić swoje i nie przeszkadzać PiS-owi w snuciu żałosnych przekazów propagandowych, licząc na doświadczenie i dojrzałość polityczną większości Polaków. Niestety, pamięć wyborców jest na ogół krótka i komunikaty wygłaszane często i na najwyższym diapazonie emocjonalnym mogą dość łatwo trafiać do przekonania. Nie chcąc do tego dopuścić, konieczne jest natychmiastowe i wyczerpujące wyjaśnianie wszystkich fałszywych oskarżeń ze strony pisowskiego prezydenta i innych polityków tej formacji. Wypowiadając się w sprawie Kamińskiego i Wąsika, nie wystarczy mówić o aferze gruntowej i przestępstwie polegającym na nadużyciu władzy i urzędniczych fałszerstwach. Trzeba przede wszystkim mówić o konsekwencjach ich czynów w postaci ofiar ludzi przez nich skrzywdzonych. To znacznie bardziej trafia do ludzi, żeby przypomnieć efekt wyborczy płaczącej posłanki Sawickiej w2007 roku, będącej także ofiarą tych panów i agenta Tomka. Przy tych wyjaśnieniach dobrze byłoby zasadniczo różnić się od działaczy Zjednoczonej Prawicy, rezygnując z prostackiego hejtu, którym się oni posługują, i pozostając przy wyczerpującej i trafiającej do przekonania argumentacji. Pod tym względem liderzy rządzącej koalicji są zresztą zdecydowanie lepsi od swoich zacietrzewionych przeciwników.
Nowy rząd musi przede wszystkim walczyć z partykularyzmem prawnym, który niszczy system wymiaru sprawiedliwości, sprowadzając prawo i wyroki sądów do oceny zgodności z własnym interesem. Zdaniem środowiska Zjednoczonej Prawicy sąd jest dobry, gdy wydaje wyroki, które im się podobają i jest zły, gdy te wyroki są sprzeczne z ich oczekiwaniami. Potrzeba zatem kategorycznego stosowania uniwersalnych kryteriów oceny czynów, zdarzeń i sytuacji, które winny być wyprowadzone z podstawowych wartości ustrojowych państwa. Jak wiadomo, zbiorem tych kryteriów jest konstytucja. Interpretacja przepisów konstytucyjnych musi więc zawsze mieć na uwadze wartości ustrojowe, nie może prowadzić do wniosków z nimi sprzecznych. Ogólność przepisów konstytucyjnych i nie zawsze ich jednoznaczność pozwalają nieraz na interpretację zgodną z partykularnym interesem władzy, ale niezgodną z przyjętymi wartościami ustrojowymi, czyli tzw. duchem ustawy zasadniczej.
Dlatego nie ma żadnego dualizmu prawnego, będącego skutkiem odmiennych interpretacji przepisów, jak się u nas często sądzi i – co gorsza – uważa za równoprawne. Tylko ta interpretacja jest bowiem słuszna, która wychodzi naprzeciw wartościom ustrojowym. Prawicowi interpretatorzy konstytucji, przyczyniając się do zmiany ustrojowej w Polsce, łamali konstytucję i tworzyli system bezprawia. Dlatego niezwykle ważne jest aksjologiczne uzasadnianie dokonywanych przez Koalicję 15 października zmian i proponowanych ustaw. Każda zmiana elementów bezprawia w systemie sprawiedliwości musi być wyraźnie związana z powrotem do wartości demokracji liberalnej.
Tak więc nowej władzy nie wolno się cofnąć choćby o krok. Jej działania mogą być powstrzymywane tylko przez niezawisły, pozbawiony neo-sędziów sąd. Obowiązuje ją tylko konstytucja prawidłowo interpretowana i traktaty unijne, a nie histerie Dudy i jego towarzyszy partyjnych oraz decyzje zwasalizowanych partyjnie instytucji, które kiedyś były demokratyczne. Nie ma mowy, aby – jak chcą symetryści – prowadzić z opozycją jakikolwiek dialog i szukać porozumienia. Ziobro z Dudą, pod kuratelą Kaczyńskiego, dopuścili się zamachu stanu, za co muszą ponieść odpowiedzialność, podobnie jak ich polityczni pomocnicy. O ich winie i karze zadecyduje Trybunał Stanu i niezależne sądy. Z ludźmi, którzy dopuścili się tak poważnych przestępstw, nie prowadzi się dialogu.
Fot. Arno Mikkor (EU2017EE) (CC)