Magda Melnyk: Chciałam się Ciebie zapytać o emocje społeczne w Turcji po wyborach, ponieważ walka dwóch głównych kandydatów – dotychczasowego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana oraz lidera opozycji Kemala Kılıçdaroğlu – była bardzo zacięta.
Marcelina Szumer – Brysz: Pomijając dziką radość jednych i olbrzymie rozczarowanie drugich, to Turcja odetchnęła po tych wyborach. Atmosfera kampanii była tak ciężka i tak męcząca, że ludzie mieli dość. „Niech się dzieje co chce, po prostu miejmy to za sobą” – takie słowa słyszałam najczęściej.
Rzeczywiście kampania trwała długo i towarzyszyły jej ogromne emocje, a ich kumulacja przypadła na maj kiedy na ulicy nie mówiło się o niczym innym. Ludzie tym żyli, tym bardziej, że większość przedwyborczych sondaży dawała zwycięstwo kandydatowi zjednoczonej opozycji. W dniu wyborów wszyscy śledzili na bieżąco informacje o tym czy nie dochodzi do jakichś przekłamań czy prób oszustw, ponieważ opozycja się tego bardzo bała.
Okazało się jednak, że incydentów nie było wiele, ponieważ wszystkie partie wprowadziły swoich obserwatorów do lokali wyborczych. Oczywiście bywały sytuacje, że gdzieś znalazły się już ostemplowane karty, ponieważ Turcy nie zaznaczają krzyżykiem, tak jak my, tylko mają pieczątkę, którą robią stempel przy zdjęciu wybranego przez siebie kandydata na karcie wyborczej. I tu ciekawostka, bo Erdoğan na kartach wyborczych umieścił swoje stare zdjęcie, na którym wygląda na sporo młodszego, co miało dodatkowo podkreślić różnicę wieku między nim a kandydatem opozycji, choć Kemal Kılıçdaroğlu jest raptem sześć lat starszy od obecnego prezydenta. Przypuszczalnie miało to wzmocnić dotychczasową narrację, że taki starszy pan Turcji poprowadzić nie może.
M. M.: Dlaczego prognozy z sondaży rozminęły się w tak widoczny sposób z prawdziwym wynikiem wyborów?
M. S. – B.: Moment, w którym ogłoszono, że będzie ta druga tura i że w pierwszej prowadzi Erdoğan nieznacznie, ale jednak, to był dla tureckiej opozycji i dla bardzo wielu obserwatorów zagranicznych, kubeł zimnej wody na głowę. Już następnego dnia pośród rozmaitych komentarzy i rozważań „co tu się w ogóle wydarzyło?” i „ jak to się stało?” dużo miejsca poświęcono temu, dlaczego sondaże pomyliły się aż tak. Odpowiedzi dyrektorów tych sondażowni były bardzo różne. Mówili między innymi, że najwyraźniej Turcy nie mówili prawdy albo że nawet jeśli nie kłamali, to po prostu byli przepytywani w momencie, w którym odczuwali złość na partię rządzącą, że coś im podrożało, a jeszcze nie dostali przedwyborczej podwyżki.
M.M.: A dlaczego wygrał Erdoğan?
M. S. – B.: Jedni twierdzą, że po prostu nie mogło być inaczej, bo on nie miał ochoty oddawać władzy w stulecie republiki w ręce kogoś, kto wyraźnie zapowiedział w trakcie swojej kampanii, że go rozliczy ze wszystkiego, co zrobił. Dodatkowo wydaje się, że Kemal Kılıçdaroğlu nie był najlepszym kandydatem, ponieważ z wielu powodów tureckich wyborców nie porwał i nie przekonał. Kemal Kılıçdaroğlu został kandydatem zjednoczonej opozycji, ponieważ tak dogadali się między sobą wyborczy koalicjanci, ale to nie znaczy, że ten właśnie człowiek podobał się ludziom, którzy zasadniczo głosują na te partie. Jednocześnie już kilka dni po wyborach zaczęły rozchodzić się drogi „antyerdoǧanowej” koalicji.
Ale za przegraną Kılıçdaroğlu nie można winić tylko opozycji. Po prostu kampania obozu rządzącego była absolutnie porywająca. Oczywiście łatwo mówić o dobrej kampanii w momencie, w którym ma się w rękach cały aparat państwowy do jej prowadzenia wraz z większością mediów. Tak naprawdę kampanię prezydencką prowadzili wszyscy ministrowie tureckiego rządu, dzieci tych ministrów i inni funkcjonujący w tym politycznym światku ludzie. W państwowej telewizji TRT łącznie wszystkie wypowiedzi Erdoğana zabrały 48 godzin, podczas gdy Kemal Kılıçdaroğlu mówił w tej stacji przez 32 minuty. Jednym słowem o ile nie doszło do oszustw wyborczych, o tyle w żaden sposób tych wyborów nie można nazwać równymi, dysproporcja była po prostu gigantyczna.
M.M.: Zachód bardzo liczył na to, że kryzys ekonomiczny oraz katastrofalne efekty trzęsienia ziemi wpędzą partię Erdoğana w niemałe kłopoty, a wyborcy rozliczą prezydenta przy urnach.
M. S. – B.: Nie doceniono tureckiego nacjonalizmu, potrzeby bycia ważnym i pokazania, że to my tu rządzimy, a nie żaden zgniły zachód i że ani Izrael, ani Stany Zjednoczone, ani Unia Europejska nam nie będą mówić, jak my mamy żyć, kogo mamy wybierać i tak dalej. Paradoksalnie wszystkie okładki zagranicznych magazynów,
od Der Spiegel po The Economist ukazujące strasznego Erdoğana z hasłami, że to są najważniejsze wybory, bo inaczej dokona się ostateczny pogrzeb demokracji, zaszkodziły kandydatowi opozycji, bo były wodą na młyn prorządowych gazet. To czego oni się w tych artykułach i okładkach doszukiwali, jakie teorie spiskowe powstały, to po prostu w głowie się nie mieści. I tak naprawdę Erdoğan i jego ekipa bardzo skutecznie to wykorzystali. Podobnie jak możliwość dawania podwyżek, anulowania rachunków za gaz dwa tygodnie przed wyborami, otwieranie rafinerii, wodowanie okrętów, premierę tureckiego samochodu elektrycznego… Człowiek się tylko zastanawiał, cóż to dzisiaj nam z nieba spadnie z rzeczy, które nie były robione przez minione pięć lat, a dało się je wszystkie załatwić w ciągu ostatniego miesiąca przed wyborami.
Ale to było potrzebne, aby te wybory wygrać. Natomiast warto zwrócić uwagę, że choć Erdoğan uzyskał dużą przewagą w urnach, to jednak jest ona znacznie mniejsza w porównaniu z poprzednimi wyborami. Od 2014 – czyli odkąd prezydent jest wybierany w wyborach powszechnych, bo wcześniej to parlament wybierał tureckiego prezydenta- Erdoğan wygrywał bezdyskusyjną większością, a żaden z opozycyjnych kandydatów nie ugrał więcej niż trzydzieści parę procent. Obecny wynik i sam fakt, że doszło do drugiej tury, to duża zmiana na korzyść opozycji.
M.M.: Czy to oznacza, że polityczna zmiana w Turcji jest możliwa?
M. S. – B.: Wielu ma taką nadzieję. Wiedzą dziś, że jednak jest grupa, dużo większa niż kiedyś, której się nie podoba to, co się dzieje. I że jest to sygnał, że coś się mimo wszystko zmienia. Mimo, że Erdoğan miał ambicje wyhodowania, nazwijmy to, religijnego pokolenia młodzieży i tym samym wpłynięcia na zmianę mentalności, to wydaje się, że to mu się nie udało.
M.M.: Jaka przyszłość czeka Turków po wygranej Erdoğana?
M. S. – B.: W samej Turcji głosy na temat tego jaka rysuje się dla wszystkich przyszłość są bardzo podzielone. Jedni uważają, że Erdoğan pozamyka resztę wolnych mediów, a kobiety ubierze w czadory, z drugiej strony są ludzie, którzy pukają się w głowy gdy to słyszą i mówią, że jedyny problem jaki Turków czeka to słaba lira i życie o chlebie i wodzie. Spekulacji jest wiele. Osobiście nie demonizowałabym, ale nie przesadzałabym też z optymizmem.
Kluczowym pytaniem jest teraz co się wydarzy z turecką opozycją. Nie jest jasna przyszłość ugrupowania kurdyjskiego, nad którym wisi groźba delegalizacji. Partie opozycyjne po przegranych wyborach przeżywają wewnętrzne turbulencje, a
tymczasem w marcu Turcję czekają wybory lokalne. Jeśli opozycja zdoła do nich pójść razem to zdecydowanie zdziała więcej, a wiadomo, że Erdoğanowi będzie bardzo zależało, aby odbić Stambuł i Ankarę, które utracił cztery lata temu i obecnie są w rękach polityków wywodzących się z partii opozycyjnych. To dlatego jeszcze dobrze kurz nie opadł po wyborach parlamentarnych i prezydenckich, a w rządowych mediach już można się dowiedzieć jak źle się żyje obecnie w obu tych miastach.
Trudno stwierdzić, czy polityka Erdoğana się zmieni. Wygrał i tym prezydentem jest, więc jego pozycja, również na arenie międzynarodowej się ustabilizowała, jednak co do polityki wewnętrznej trudno jest cokolwiek wyrokować. Kilka razy zdarzyło mu się powiedzieć, że to jego ostania kampania i że w przyszłości planuje zrobić miejsce młodym. Co to oznacza? Pomysłów jest sporo. W partii nikogo takiego nie widać, syn jest skompromitowany, ale jest jeszcze zięć, Selçuk Bayraktar, który obecnie jest dyrektorem konsorcjum Bayraktar zajmującego się produkcją m.in.: militarnych dronów. Być może to on zostanie namaszczony, w sieci już pojawiają się filmiki, na których maszeruje z córką prezydenta u boku, opisane na ogół „Oto 14 prezydent Turcji”. Ale pięć lat to szmat czasu i jeszcze wiele może się zmienić.
Marcelina Szumer-Brysz (ur. 1981) – dziennikarka i reporterka współpracująca z „Tygodnikiem Powszechnym” i działem zagranicznym „Gazety Wyborczej”, a wcześniej z „Przekrojem”. Studiowała na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez trzy lata mieszkała w Turcji, dziś dzieli życie między Izmir a Warszawę. Autorka książek reporterskich Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji oraz Izmir. Miasto giaurów. Laureatka Nagrody Specjalnej İdentitas 2020 oraz zdobywczyni Kryształowej Karty Polskiego Reportażu – Nagrody Publiczności za Izmir.
Autor zdjęcia: Xiaoyi Huang
—
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/