W najbliższą niedzielę, jak w każdą wyborczą od 1989 roku pomaszeruję do lokalu wyborczego i oddam ważny głos. Zagłosuję, pomimo tego, że będą to kolejne wybory w których nie ma odpowiadającej mi listy wyborczej, listy na którą mógłbym zagłosować z pełnym przekonaniem i entuzjazmem.
Zasada ta dotyczy wielu z nas – bez względu na poglądy musimy wybierać pomiędzy partiami, których za bardzo nie lubimy, które nas męczą jednostajnym niespełnianiem obietnic, które dawno zapomniały, że demokracja to nie tylko arytmetyka urny wyborczej i prowokacyjne filmiki na you tobe, ale także debata publiczna i spór merytoryczny prowadzący do rozwiązywania problemów obywateli.
Tego wszystkiego brakuje – ale czy to jest powód do emigracji wewnętrznej i autowy kluczenia z systemu? Z całą pewnością nie – bo obrażanie się na państwo w systemie totalitarnym jest uzasadnione – w demokratycznym – nawet jeśli nieco ułomnym – nigdy. Zachowania takie jak Ryszarda Bugaja, aktywnego niegdyś polityka, b. doradcy prezydenta Kaczyńskiego – odbieram jako infantylny foch.
Uczestnictwo w wyborach, w których nie ma „mojej” partii wymaga nieco większego wysiłku – bo jest głosowaniem racjonalnym, a nie emocjonalnym. Na swój użytek dostępne opcje dzielę na 3 grupy:
Grupa pierwsza to „nigdy w życiu nie zagłosuję” – w tych wyborach mam w tej grupie 2 partie: PiS i Ruch Palikota – obie trafiają tam z tych samych powodów:
– obie są partiami katastrofy jednego samolotu – wprawdzie wykorzystują tą samą tragedię w zupełnie różnych celach, ale tego typu polityczna nekrofilia u jednych i drugich budzi we mnie równe obrzydzenie.
– obie są partiami wielkiej przemiany, w ewangelicznym wręcz wymiarze – a osiągnięty przeze mnie wiek średni nie pozwala na zbytnią naiwność. Nie kupuję przekazu Jarosława Kaczyńskiego jako dobrotliwego starszego pana, nie kupuję Palikota jako lewicowego libertyna – w obu przypadkach to pozy pachnące na odległość sztucznością.
Grupa druga to „nie przepadam, ale może znajdą się przyzwoici kandydaci” – i tu są PO,SLD i PJN. Żadnej z tych partii nie poparłbym jako takiej – ale znajduję tam kandydatów, na których mogę zagłosować mimo mało pociągających dla mnie szyldów partyjnych. Bo poza tym, że będą takie czy inne kluby w parlamencie – w zablokowanej scenie politycznej łatwo przewidzieć jakie – istotne jest, by w tych klubach znaleźli się lepsi parlamentarzyści. Nie wahałbym się ani chwili w Krakowie głosując na Jana Hartmana – mimo tego że jest kandydatem z listy SLD. Jeśli będzie wybrany, sejm zyska pierwszego od lat konsekwentnego przedstawiciela myśli liberalnej. Z tej samej listy w Warszawie kandyduje Marek Balicki – w poglądach gospodarczych zapewne niezbyt mi bliski, ale konsekwentny od lat w promowaniu postulatów państwa wolnego światopoglądowo. W Warszawie mam także Pawła Poncylisza – ten znowu odległy światopoglądowo, na pewno jest rzecznikiem zdrowego systemu rynkowego. Taktyka PO przyciągania polityków ze wszystkich stron sceny politycznej, powoduje, że na listach znajdziemy przeróżnych kandydatów – z mojego podwórka mam wybór na tej liście pomiędzy b.prezydentem Warszawy Marcinem Święcickim a np. nadaktywnym ( w dobrym tego słowa znaczeniu) D. Dolczewskim.
Nie wiem jeszcze na kogo konkretnie zagłosuję, ale na pewno według kryteriów:
– zagłosuję na człowieka z przeszłością – czyli takiego, który sprawdził się w działaniu – w rządzie, sejmie, samorządzie, ngos-ach, który daje się rozpoznać w działaniu i głoszonych, a nie ukrywanych dla potrzeb wewnątrzpartyjnych rozgrywek, poglądach
– nie zgłosuję na celebrytów – może mniej niż przed kilkoma laty – ale nadal na listach znajdują się ludzie „z innej bajki” – rajdowcy, aktorzy, piosenkarze – polityką powinni się zajmować politycy – to jest profesja, nawet jeśli jej nie lubimy.
– odpuszczam w dużych (mających szansę na kilka mandatów) partiach liderów list – bo oni wchodzą decyzją partyjną, wbrew pozorom ważniejsze dla tego co partie zrobią po wyborach nie jest to, czy lider dostanie 50 czy 80 tys. głosów – ale to, kto z kilkutysięcznym poparciem wejdzie za plecami lidera – a w klubie parlamentarnym i na forum sejmu może być wartością dodaną.
Trzecia grupa – to „oni są z innego świata” – tutaj mam PSL i Polska Partia Pracy – nawet się nad nimi nie zastanawiam.
Nasz system polityczny nie jest liberalną demokracją w pełnym tego słowa znaczeniu. Jest zamknięty i przez to ubogi, szansę na wdarcie się do parlamentu mają jedynie populistyczne ruchy antysystemowe – typu Samoobrona czy RPP. Niemniej mamy prawo i możliwość wyrażania swojej opinii kartką w urnie wyborczej – i nie widzę powodu, by to prawo wywalczone w 1989 roku oddawać walkowerem. Podałem swój sposób na głosowanie w tych wyborach – liczę na to, że jak najwięcej z nas do niedzieli znajdzie swój sposób – nawet jeśli, tak jak ja, dzisiejszego politycznego mainstreamu nie lubią.
