Potrzebujemy lidera, człowieka z najwyższej politycznej „półki”. Lidera przekonanego, że Polskę stać na sukces i umiejącego nadać swym poglądom atrakcyjną postać.
Na początku lutego opublikował Pan program „Mądra Polska” – Dekalog dla społeczeństwa wiedzy, umiejętności i przedsiębiorczości. Jaka jest dzisiejsza Polska według Pana?
Mam kłopot z określeniem dzisiaj naszego kraju mianem „mądry”. Polska funkcjonuje na zasadzie bezwładności i emocji, nie dostrzegam u naszych polityków strategicznej myśli, brakuje debaty publicznej na kluczowe tematy. Musimy wreszcie zdobyć się na sformułowanie ważnych dla naszej przyszłości celów, a potem energicznie rozpocząć konsekwentną ich realizację. Pisząc ten tekst chciałem poruszyć opinię publiczną mówiąc, jak dużo musimy zrobić żeby za jakiś czas można było z czystym sumieniem uznać, że żyjemy w mądrym kraju. Wszystkie opcje polityczne były już przy władzy, ale mimo różnych obiecujących deklaracji po przejęciu rządu zawsze pojawiała się jakaś niemoc polityczna, która stawała na przeszkodzie przy przeprowadzeniu niezbędnych zmian.
Wspólnym mianownikiem elementów mojego programu jest tworzenie warunków sprzyjających rozwojowi kultury kreatywności i przedsiębiorczości, zarówno obywateli jak i instytucji. Dzisiejszy świat stawia przed społeczeństwami wyzwania, które wymagają myślenia wbrew przyjętym standardom. Zglobalizowany świat jest tak skomplikowany, że jeśli chcemy odgrywać w nim istotną, twórczą rolę i zagwarantować sobie stabilny, trwały rozwój musimy przede wszystkim uwierzyć, że są liczne sfery, w których stać nas na wkład do cywilizacji i gospodarki światowej z korzyścią dla nas i dla innych. Mamy pełne prawo aspirować do takiej roli ze względu na potencjał ludzki, na położenie, na całą historię naszego państwa.
Jakie są niezbędne warunki do osiągnięcia sukcesu przez Polskę w najbliższych dekadach?
Kluczem, obok racjonalnej polityki fiskalnej, usprawnienia funkcjonowania sądownictwa czy poprawy systemy ochrony zdrowia jest edukacja, szacunek dla ludzkiej wiedzy i przedsiębiorczości oraz regulacje dotyczące prowadzenia działalności gospodarczej. Musimy po pierwsze zrozumieć, że potrzebujemy spójnego systemu edukacji, trwającej dzisiaj całe życie. Szkoła powinna przede wszystkim rozwijać umiejętność i chęć ustawicznej nauki. Nauczyciel musi stać się dla ucznia rzeczywistym autorytetem, a uczeń musi polubić sam proces uczenia się – to dużo ważniejsze od zapamiętywania, w którym roku była bitwa pod Grunwaldem. Druga rzecz to kreatywność – cały mechanizm szkolny musi być naierowany na to, aby dzieci nie bały się być oryginalne. Polska szkoła tłumi kreatywność, a uczniowie wychodzą z niej nie wierząc w swoje możliwości, stając się już na początku swego życia oportunistami. I trzecia rzecz, to kapitał społeczny, czyli chęć i zdolność do współpracy. W szkole nie ma mechanizmu wyrabianiu w młodych ludziach takich cech. Kiedyś miałem okazję przyglądać się prowadzeniu lekcji w dobrej szkole amerykańskiej i nawet samemu parę z tych lekcji poprowadzić. Byłem pod wrażeniem zasadniczego przesłania dominującego w tej szkole – w istocie w ciągu tych paru godzin więcej chyba nauczyłem się od uczniów niż oni ode mnie. Tam premiuje się najbardziej oryginalne zachowania i odpowiedzi na pytania. Od dzieci wymaga się żeby mówiły swoim własnym językiem, zniechęca się je do używania wzorców zaczerpniętych np. z mediów. Uczniowie otrzymują do przemyślenia pewien problem, a następnego dnia dzieleni są na paroosobowe grupy, w których prowadzący wywołuje spór na ów zadany temat. Spór ten trwa tak długo, aż uzgodniony zostanie najlepszy wariant, który później owocuje wspólnie prowadzoną praktyczną realizacją pomysłu. Krótko mówiąc uczniowie na co dzień przekonują się, że indywidualna kreatywność nie musi być sprzeczna z ideą współpracy w celu osiągnięcia wspólnych korzyści. Mamy tu więc do czynienia z rozwijaniem kreatywności w połączeniu z chęcią do znalezienia praktycznego rozwiązania problemu, gotowością do przyznania, że ktoś inny zrobił cos lepiej niż ja, a jednocześnie z wiarą, że siła leży we współpracy. To podejście nie powinno dziwić – na takich podstawach powinno opierać się przecież dzisiaj każde nowoczesne społeczeństwo! My zaś zbyt często boimy się robienia użytku z własnych, oryginalnych pomysłów i zbyt często demonstrujemy nieufność do innych – władzy czy potencjalnych współpracowników. W tym widzę wielkie zagrożenie dla realizacji naszych marzeń o szybko rozwijającym się, stabilnym kraju.
Czy uważa Pan, że Polska nie osiągnęła sukcesu po 1989 roku?
Nie narzekam na minione dwudziestolecie – przeciwnie, uważam Polskę za kraj znaczącego sukcesu. Krytykuję natomiast, że nie jesteśmy dostatecznie mądrzy żeby przewidywać wyczerpywanie się naszych prostych przewag konkurencyjnych i konieczność wspólnego, dzisiaj już znacznie spóźnionego zabrania się do tworzenia nowych. Przybliżenie sukcesów w przyszłości wymaga zupełnie innego myślenia. Najbliższe lata będą prawdziwym papierkiem lakmusowym naszej cywilizacyjnej dojrzałości. Zaczynamy żyć w zupełnie odmienionej rzeczywistości, musimy przewartościować nasze dotychczasowe myślenie o rozwoju. Bez systemu edukacji, który kształtowałby niezbędne do tego cechy i umiejętności okaże się to niemożliwe, bowiem kapitał intelektualny i kapitał społeczny to najważniejsze dzisiaj determinanty rozwoju. Wśród wielu problemów stojących przed naszym systemem edukacji ważne miejsce zajmuje problematyka kształcenia ustawicznego. W Polsce systematycznemu kształceniu i dokształcaniu podlega nie więcej niż 5 procent pracowników. W krajach, którym zazdrościmy, na przykład skandynawskich ten odsetek przekracza 50 proc. To przynajmniej częściowo wyjaśnia wyjątkowo u nas niekorzystny, na poziomie 30 procent, wskaźnik zatrudnienia w grupie lat 55-64. Wiele z tych osób, nie mając możliwości uzupełnienia bądź zmiany swych zawodowych umiejętności, przestaje się po prostu nadawać do pracy w nowoczesnym społeczeństwie. W Polsce nie jest na przykład w ogóle znane powszechnie używane na świecie pojęcie korporacyjnego uniwersytetu, oznaczające po prostu konsekwentny system ciągłego dokształcania i zmiany zawodu pracowników danej firmy. Musimy stać się społeczeństwem ludzi stale się uczących – od przedszkola aż do późnej starości.
Wiele uwagi poświęca Pan w „Mądrej Polsce” gospodarce. Jaki model gospodarczy należałoby wdrożyć, aby Polska osiągnęła sukces?
Kluczem do sukcesu gospodarczego jest przedsiębiorczość obywateli i innowacyjność firm. Innowacyjność nie tylko w małych, ale także w dużych przedsiębiorstwach. Postulat innowacyjności nie dotyczy też, wbrew wielu poglądom, tylko młodych ludzi. Powiedzmy dobitnie – prawdziwie i trwale konkurencyjna gospodarka może powstać tylko wtedy, jeśli będzie osadzona w kulturze innowacyjności całego społeczeństwa. Niedawno wróciłem ze Stanów Zjednoczonych gdzie akurat wprowadzono na rynek nowy model iPada. Widziałem nocne kolejki pod sklepami, mimo oczywistej wiedzy, że za parę dni wszyscy będą mogli kupić ten model bez najmniejszego tłoku. Ale wielu chciało go mieć jako pierwsi. W Polsce nikt by chyba nie stał w tej kolejce. Nie ma u nas takiego zainteresowania nowościami. Szkoda, bo do rozwoju innowacyjnej gospodarki potrzebny jest silny popyt na nowe produkty i usługi – zdolność do kreowania własnych tzw. lead markets (wiodących, innowacyjnych rynków) jest niezwykle ważnym warunkiem rozwoju gospodarki.
Co może być znakiem firmowym polskiej gospodarki?
Nie ma na świecie produktu, który byłby jednoznacznie i powszechnie kojarzony z Polską. Dziennikarze często mnie pytają: „co ma być Polską Nokią?” To jest źle zadane pytanie, bo my nie powinniśmy nawet szukać takiego produktu. Polska powinna wchodzić w nisze. Do innowacyjnego produktu lub usługi prowadzi ciąg działań i istotą rzeczy jest, aby umieć rozpoznać funkcjonujący bądź planowany łańcuch powiązań i próbować zastąpić jakieś ogniwo tego łańcucha nowym produktem lub usługą bazującą na oryginalnym pomyśle. Trzeba przy tym umieć rozpoznawać sytuację międzynarodową, trzeba umieć śledzić najróżniejsze zjawiska występujące w nauce i gospodarce. Niezbędna do tego jest pomoc instytucjonalna. W Polsce powinna się pojawić wirtualna instytucja nowego typu, bez biurek i nowego budynku – o symbolicznej nazwie Obserwatorium Nowych Technologii. Na świecie istnieją w różnych krajach takie ciała, najczęściej typu think-tanków powiązanych z instytucjami dysponującymi środkami venture capital, które obserwują rozwój nowych technologii i, znając krajowe możliwości, proponują podejmowanie działań w obiecujących obszarach. Profesjonalne analizy są bowiem dzisiaj w stanie określić z rozsądnym prawdopodobieństwem technologie mające na świecie największy potencjał rozwojowy i sformułować wskazania co do niezbędnych działań badawczych i wdrożeniowych potrzebnych do wejścia z własnym pomysłem w łańcuch międzynarodowych powiązań „oplatających” dany produkt. Musimy pamiętać, że wielkie, globalne firmy takie jak Microsoft czy Google potrafią składać kilkadziesiąt wniosków patentowych miesięcznie. Zagwarantowane przez innych prawa własności intelektualnej sprawiają, że w dzisiejszej firmie np. komputerowej uważne i stałe wyszukiwanie możliwości zrobienia czegokolwiek innowacyjnego musi być jedną z kluczowych misji firmy. A u nas świadomość problematyki i fundamentalnego znaczenia sprawy ochrony własności intelektualnej jest boleśnie niedoceniana. Przed laty reprezentowałem Polskę w negocjacjach nad patentem europejskim dotyczącym pewnego specjalnego, skomplikowanego rodzaju wynalazków. Nie tylko, że nie mogłem wtedy znaleźć w Polsce kompetentnej osoby, która mogłaby mi w tym pomóc, ale tak naprawdę nie mogłem nawet znaleźć osoby, która by uważała, że warto się tym w ogóle zajmować! Zrozumiałem wtedy jak wielka jest różnica między Polską, a wieloma innymi krajami w przygotowaniu do reprezentowania swoich interesów i swoich firm na światowych rynkach. Nie mamy w Polsce dobrego mechanizmu, który pozwoliłby nam rozpoznawać własne interesy. To wielki problem, bo przy różnych negocjacjach, w tym unijnych, nie potrafimy twardo reprezentować własnego stanowiska.
Był Pan ministrem nauki w rządach Leszka Millera i Marka Belki oraz doradcą prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jak wygląda dyskusja o przyszłości Polski na najwyższych szczeblach władzy i jakie są blokady rozwojowe?
Jestem bardzo krytycznie nastawiony do sposobu uprawiania polityki w naszym kraju. Zbyt często nasze spory polityczne okazują sie hamulcem w procesie realizowania racjonalnej strategii rozwoju. Ja sam znalazłem się w sferze polityki zupełnie przypadkowo, bowiem do momentu mojej ministerialnej nominacji nie miałem żadnych związków z partiami tworzącymi ówczesną rządową koalicję, czyli SLD, UP i PSL. Propozycję wejścia do rządu otrzymałem dosłownie na dwie doby przed ogłoszeniem jego składu. Mogę się jedynie domyślać, że były jakieś kontrowersje wśród koalicjantów i powołanie bezpartyjnego eksperta pojawiło się w ostatniej chwili jako jakieś awaryjne rozwiązanie problemu. Brak jakichkolwiek partyjnych powiązań nie ułatwiał mi oczywiście życia. Na posiedzeniach rządu byłem czasami zdziwiony, że moi koledzy zgodnie przesądzali o rzeczach, które dla mnie ciągle pozostawiały wiele wątpliwości mimo, że gruntownie przygotowywałem się do zaplanowanych na dany dzień tematów. Była to dla mnie znamienna lekcja na temat znaczenia polityki partyjnej w życiu publicznym. Ale muszę także powiedzieć, że polityka prowadzona przez rząd w latach 2001 – 2004 bazowała wg mnie na rzetelnych próbach reprezentowania interesu społecznego – wedle rozumienia go przez rządzące partie koalicyjne. Inna sytuacja, także zgodna z tezą o znaczeniu polityki partyjnej, powstała wraz z powołaniem rządu Marka Belki, który był prawdziwym rządem ekspertów zdolnym wg mnie do realizacji najambitniejszych celów rozwojowych – ale bez poparcia większości sejmowej nie był w stanie niczego zrobić.
Ciekawe doświadczenia zebrałem będąc doradcą prezydenta, bardziej zresztą doświadczenia intelektualne niż z obszaru praktyki politycznej. Miałem bardzo dobre stosunki osobiste z Panem Prezydentem, którego bardzo ceniłem za intelektualną otwartość oraz chęć zrozumienia spraw, które mu przedstawiałem. Mimo, iż w pewnych okresach Prezydent poświęcał na rozmowy ze mną dużo czasu, dyskusje te nie przekładały się z zasady na żadne praktyczne decyzje. Prezydent nie ma bowiem u nas żadnych bezpośrednich możliwości wywierania istotnego wpływu na politykę gospodarczą czy edukacyjną realizowaną przez rząd, a prawo veta niczego oczywiście nie załatwia.
Na bazie wszystkich swoich doświadczeń zaryzykowałbym stwierdzenie, iż jestem dzisiaj zwolennikiem rządu ekspertów. Demokracja musi oczywiście funkcjonować poprzez partie polityczne wyłaniane w wyborach powszechnych, które następnie tworzą koalicje decydujące o losach kraju. Koalicje te powinny uzgadniać programy swego działania i dbać o ich prawne podstawy uchwalane w parlamencie, ale do ich realizacji powinny wg mnie zapraszać uznanych ekspertów. Wiem, że brzmi to nieco naiwnie, ale naprawdę widzę olbrzymią przepaść między istotą działalności politycznej a sednem działania władzy wykonawczej – trudno jest wymagać od polityków czasu i umiejętności zarządzania wielkimi zespołami ludzi wdrażającymi polityczne strategie w życie.
Dzisiejsze nasze nieszczęście polega także na tym, że w Polsce nie ma solidnej instytucji typu centrum studiów strategicznych. A jeszcze większym nieszczęściem jest to, że politycy w ogóle nie czują potrzeby powoływania takiej instytucji. Każda siła polityczna najwyraźniej się boi, aby takie centrum nie proponowało polityki odmiennej od promowanej przez nią samą. To wyraźny objaw słabości państwa – pomysł powołania apolitycznej instytucji jest nie do wyobrażenia dla całej klasy politycznej.
Jaka była reakcja mediów i klasy politycznej na publikację Pańskiego raportu?
Pozytywnym elementem było to, że kontaktowali się ze mną przedstawiciele praktycznie wszystkich partii reprezentowanych w parlamencie. Jeszcze bardziej satysfakcjonujące są reakcje ze środowisk akademickich i gospodarczych. Mam nieodparte wrażenia, że istniejące partie nie reprezentują w sensie programowym bardzo dużej części naszego społeczeństwa – odsetek moich rozmówców całkowicie zagubionych w obliczu zbliżających się wyborów jest bardzo wysoki. Stoi to według mnie w wyraźnej sprzeczności z dobiegającym do nas przekazem medialnym o tym, że jakoby jesteśmy społeczeństwem podzielonym na dwie wyraźnie zdefiniowane części gotowe do walki na śmierć i życie. Nie ma na to mojej zgody – większość z nas szuka po prostu możliwości poparcia dla spokojnej, racjonalnej polityki trwałego rozwoju. Która partia to pierwsza rozpozna i przełoży na swe działania, ta okaże się zwycięzcą na długie lata.
Jakie planuje Pan następne kroki, aby spróbować zrealizować program „Mądra Polska”?
Chciałbym sformułować zestaw bardzo konkretnych działań, które powinniśmy wg mnie podjąć, aby wspólnie zbliżyć się do mojego przesłania o mądrej Polsce. Po rozmowach z politykami i wysłuchaniu ich bardzo przychylnych opinii poczułem się zmotywowany do wykonania kolejnego ruchu. Być może po wyborach powstanie jakaś koalicja, która zechce mojej rady zasięgnąć. Jestem gotów do wspólnej refleksji na temat rozpisania strategii na konkretne działania.
Aktualnie moim celem jest zorganizowanie kilkunastu debat publicznych pod roboczym tytułem „Wyzwania przed Polską”. Chciałbym w sposób rzetelny i zrozumiały przedyskutować takie kluczowe dla naszej przyszłości sprawy jak energetyka, walka ze zmianami klimatycznymi, ochrona zdrowia, system stanowienia i egzekucji prawa czy sytuacja demograficzna. Dalsze tematy to na przykład kwestia migracji ludności i problemy funkcjonowania społeczeństw wielokulturowych. Polska jest przecież całkowicie nieprzygotowana do życia w społeczeństwie wielokulturowym, co wydaje się już w nieodległej przyszłości nieuniknione.
Zakres wyzwań, jakie Pan opisuje wskazuje, że Polska potrzebuje kolejnej wielkiej transformacji, tym razem w kierunku innowacyjności
Polsce potrzebny jest wstrząs, będący efektem nowej świadomości stojących przed nami wyzwań. Do tego, aby zmienić tory swojej historii, mającej zawsze dużą polityczną „bezwładność”, potrzebujemy lidera, człowieka z najwyższej politycznej „półki”. Lidera przekonanego, że Polskę stać na taki sukces i umiejącego nadać swym poglądom atrakcyjną postać. Innymi słowy, człowieka zdolnego do artykułowania z ogniem w oczach swojego przekonania, że Polska jest krajem o wielkim, ciągle nie do końca wykorzystanym potencjale.
Michał Kleiber – Prezes Polskiej Akademii Nauk, b. Minister Nauki i Informatyzacji, b. Przewodniczący Rządowego Komitetu ds. Umów Offsetowych, b. Doradca Prezydenta RP
Rozmawiał Wojciech Białożyt