Dziś dowiedziałem się, że Polska jest w stanie wojny – dokładnie w stanie wojny są katolicy, podstępnie napadnięci przez Gazetę Wyborczą i PO, o czym poinformował p. Terlikowski we „Frondzie”. Możnaby uznać tą wojnę za domową, gdyby nie kontekstowe wątpliwości, czy GW i PO to hmmm… wróg na pewno wewnętrzny. W roli pancernika „Schleswig-Holstein” występuje p. Adam Darski, pod wojennym pseudonimem Nergal, bohaterską załogą Westerplatte są prawicowi publicyści, samym Westerplatte jest telewizja publiczna.
Problem jest oczywisty i zrozumiały – kiedy Nergal opanuje już TVP, nic nie zatrzyma pancernych zagonów satanistów, którzy opanują nasze ciała i dusze i dzieci nam będą „satanili”.
Dyskusja o obsadzie jury jakiegoś programu rozrywkowego stała się jednym z ważniejszych problemów ostatnich dni – głos zabierająją hierarchowie kościoła, politycy, formalne ciała ustawowo zajmujące się mediami.
Należę do tej przytłaczającej większości Polaków, którzy nie są fanami sztuki uprawianej przez p. Nergala – moja wiedza na temat death metalu jest encyklopedycznie krótka – wiem, że jest taki gatunek, że operuje w mrocznych konwencjach poza granicami dominującej w pop kulturze estetyki. Należę też do mniejszej grupy, ale także chyba większości społeczeństwa, która nie jest widzami programu w którym Nergal występuje. O istnieniu programu The Voice of Poland dowiedziałem się dzięki obecnej we wszystkich polskich mediach dyskusji o składzie jury. Jak rozumiem, jest to jeden z wielu programów opierający się o ideę wyszukiwania naturszczyków obdarzonych talentem, oparta na formule konkursu – bo rywalizacja przyciąga widzów, a jurorzy prowadzą wyreżyserowane spory dla podgrzania emocji. Nie pomylę się chyba, jak stwierdzę, że każda ze stacji tv ma w ramówce taki program, w jury którego zasiadają celebryci przyciągający publikę przed telewizory.
Wydaje się zatem, że obsada celebrycka jednego z 5 czy 10 obecnych w mediach konkursów spiewaczych nie powinna stać się problemem poruszającym hierarchów kościoła, polityków, publicystów… A jednak mamy problem, nawet wg. Terlikowskiego wojnę.
W dyskusji wywołanej przez prawicowych publicystów i hierachów kościoła widzę dwa wątki – w jednym z nich fundamentalnie się z nimi nie zgadzam, w drugim zgadzam się w pełni.
Nie zgadzam się z tezą, że osoba kontestująca religię (w tym przypadku katolicką, ale zasada dotyczy każdej) nie ma prawa występować publicznie. Jest mi dokładnie obojętne w co wierzy czy nie wierzy Nergal, Terlikowski i każdy inny obywatel Rzeczypospolitej – bo wolność sumienia i wyznania mamy wszyscy zgwarantowaną w konstytucji. Ekspresja eksponowana niszczeniem Biblii jest poza akceptowaną przeze mnie estetyką – co nie może oznaczać sankcji karnej czy zakazu pojawiania się w miejscach publicznych. Tak jak Fronda ma pełne prawo komentować rzeczywistość w optyce ultrakatolickiej, tak Behemot ma prawo robić to samo z pozycji dokładnie przeciwnych – i nie widzę tu ani obrażania uczuć religijnych Nergala przez Terlikowskiego ani na odwrót.
W pełni się zgadzam z tezą biskupów, że to skandal. Skandalem jest produkowanie tego programu w telewizji publicznej – bo z mityczną misją konkursy celebryckie nie mają nic wspólnego. Nawet gdyby Darskiego w jury zastąpił Pospieszalski ( uznany wzorzec misyjności w tv) a repertuarem wykonywanym przez amatorów były pieśni Arki Noego – jest to formuła właściwa dla telewizji komercyjnych, udział w tym wyścigu o oglądalność telewizji publicznej jest skandalem.
Uzasadnieniem istnienia telewizji publicznej jest tzw. misja. Czasami padają wielkie słowa o tejże misji – a TVP jaka jest, każdy widzi. W całej debacie, skupiającej się na postaci p. Darskiego, absolutnie pomijane jest właśnie to najistotniejsze od lat pytanie – dlaczego wspierana obowiązkową daniną – abonamentem – telewizja publiczna nie różni się niczym od stacji komercyjnych. Ściga się z nimi na popularne formaty niewyszukanej rozrywki, walcząc wten sposób o udział w rynku reklam. Zgadzam się z apelem biskupa Meringa – tej firmie nasza danina się nie należy.