Próbuję zrozumieć, co się dzieje po śmierci George’a Floyda. I jak zwykle na myśl przychodzi mi ten przeklęty Rene. Zabójstwo Floyda uruchomiło dynamikę społeczną, której nikt się nie mógł spodziewać. Zamieszki wybuchły w wielu miastach USA, również w Londynie, protesty ogarnęły europejskie miasta, w tym Poznań. Większość komentatorów skupia się na „rasizmie”, „supremacji białych” albo „antifie”, „chuliganach” i „terroryzmie”.
Mam taką teorię spiskową, że to, co nazwane, zwykle nie jest jedyną i najważniejszą przyczyną. Przyczyny kryją się przed nami, bo sami jesteśmy ich częścią. Dobrze pokazują to protesty w Poznaniu, które – pozornie niezwiązane z dynamiką w krajach, gdzie istnieją głębokie podziały rasowe – pokazują, że może chodzić tu również o coś innego niż konflikt między białymi a czarnymi. Że na pewno chodzi! Żeby zrozumieć globalne protesty, trzeba rozpocząć od tego, dlaczego protestują Polacy. Chciałbym wskazać na jeden powód, który jest oczywisty i o którym nikt nie mówi. Powód, który łączy te wrzące kraje i miasta, które dzieli niemal wszystko (class, race, gender): epidemia, zaraza, koronawirus.
Społeczeństwa po okresie „prawa i porządku”, w jakie zostały wepchnięte (i same się wepchnęły), przechodzą w czas „rytuału”, gdzie to, co było zabronione, jest łamane, rozpoczyna się niczym niepohamowany karnawał przemocy. Tak jak radykalny i wszechogarniający był czas kwarantanny z jego represją wszystkich naszych brutalnych pragnień, tak radykalna i wszechogarniająca staje się kolejna faza łamania zakazów, kiedy te pragnienia wyłamują się z procesu cywilizacyjnego. Koronawirus wprowadził nas w wielki stan niepokoju, pierwszy raz na taką skalę w dziejach. Ten stan został tylko wzmocniony przez kwarantannę. Kwarantanna była jak kontener, katechon, gotujący się czajnik, w którym drgały emocje i nieświadomość. Ten wzbierający niepokój doprowadził do eksplozji. Globalne było zagrożenie, globalna reakcja (kwarantanna) i globalne rozładowanie napięcia (rytuał i przemoc). Jeszcze przed chwilą nie można było chować swoich bliskich, a teraz w imię solidarności z rodziną Floyda tysiące ludzi jednoczą się na całym świecie, stojąc obok siebie. To jedna wielka, ludzka rodzina żałobników.
Paradoksalne przejście między dynamiką „prawa” do dynamiki przemocy zostało uruchomione przez morderstwo dokonane na Floydzie. Ważne jest, że Floyd reprezentował mniejszość (prawdziwa mniejszość jest zawsze niewidzialna, przemoc wobec niej nie jest przemocą), która w przeszłości często padała w USA ofiarą bezkarnej przemocy (lincze). Ważny jest również sam ten akt, tj. śmierć przez uduszenie. Tak wg Evansa-Pritcharda (i Girarda) zabijano królów plemion. Dlaczego? Ten rodzaj zadawania śmierci zmierza do tego, żeby ukryć sam akt zabijania, nie pozostawia śladów, nie ma sprawców, nikt nie jest winny, ofiara wydaje się spać. Na makabrycznym wideo z Minneapolis widać, jak policjanci odwracają wzrok – to była przecież rutynowa procedura – i nie widzą tego, co czynią – co jeden z nich czyni. Ważny jest też i ten kluczowy fakt: Floyd, jak pokazała sekcja zwłok, był nosicielem COVID, Afroamerykanie zaś byli najbardziej zagrożeni tą chorobą w USA. Floyd nie tylko więc reprezentował tę „zakażającą” mniejszość, której nie można było zamknąć w sterylnych szpitalach, ale sam był nosicielem „zarazy”.
W archaicznych społeczeństwach ta śmierć utwierdziłaby porządek „prawa”, który zawsze jest oparty na niewidzialnej i nierozpoznanej przemocy. Ale właśnie ten mord, który miał utwierdzać porządek – niewidzialny mord niewidzialnej mniejszości noszącej niewidzialnego wirusa – został obnażony jako mord. Stąd niekontrolowane przejście do spirali przemocy. W społeczeństwach archaicznych zwieńczeniem spirali przemocy jest właśnie eliminowanie ofiary. W społeczeństwach nowoczesnych sekwencja jest jednak odwrotna. Ujawnienie przemocy prowadzi do wzbierającej przemocy. Paradoks polega na tym, że nasze społeczeństwa nie potrafią odzyskać pokoju i przechodzą ze skrajności w skrajność, tj. w małą apokalipsę. Jedni mówią o brutalnym wprowadzaniu prawa i porządku, inni o równie brutalnym wyeliminowaniu białej supremacji. Ale jak zwykle nikt nie mówi o miłości i przebaczeniu. Jesteśmy na tyle chrześcijańscy, że widzimy mordy założycielskie, ale nie na tyle, żeby umieć kochać bliźnich i nieprzyjaciół i żeby w ogóle wiedzieć, co czynić.