Miło by było przez kilka chwil pobujać w obłokach, pomarzyć dla odmiany o czymś odległym, może i średnio realnym, ale przez mgnienie oka w przyjemny sposób zaprzątającym myśli. O czymś nieco szalonym, czego nie da się wkalkulować w idealny plan, co przekracza warunki codziennej racjonalności, co wydaje się wymykać, a czasem bywa na wyciągnięcie ręki. Od tego przecież są te szalone marzenia, które szepczemy sami do siebie podczas świątecznych życzeń, dla których na kilka sekund mrużymy oczy tuż po sylwestrowej północy, zanim jeszcze wypijemy pierwszy łyk szampana. Miło jest powiedzieć sobie: „Spełniaj!”, „Żądaj niemożliwego!”, bo w sumie… czemu nie?
Miło by było, ba, miło jest po latach rozmyślań, jakież to nowe piekiełko szykuje nam władza PiS, złapać demokratyczny oddech. Miło było, i wciąż jest, myśleć o milionach współobywateli – którzy ostatecznie dzielą ze mną, z tobą, z nami przywiązanie do wolności (nie tylko w obrębie tej czy innej bańki) – postanawiających wziąć kraj we własne ręce, wybierających odpowiedzialność za siebie, a w konsekwencji i za innych. Miło jest słyszeć tą radość, jaka płynie z odzyskanej sprawczości, czy wszystkie te nadzieje, w których mówimy sobie: „Jeszcze tylko miesiąc!”, „Jeszcze dwa tygodnie”, „Jeszcze tylko trzy dni” (byle do poniedziałku, 11.12.). Dni, po których upłynięciu, nie należy spodziewać się, że wszelkie troski ostatnich ośmiu lat po prostu znikną, że magicznie otworzy nam się sypiące manną sprawiedliwości niebo, że wszystko pójdzie idealnie zgodnie z planem, że nie będzie czasowej obsuwy; że jednego dnia przemieni się cały kraj. Tak miło nie jest, ale też nie będzie.
Decyzją prezydenta Dudy świętowanie wydaje się nieco „zawieszone” (odliczanie trwa); trochę jakby ktoś (lista nazwisk publicznie znana) próbował nas ograbić z części radości, oddalić w czasie demokratyczne święto pokładającej w nim wiarę faktycznej większości, która politycznemu złu i nieustannemu szczuciu jednych na drugich jasno i dobitnie powiedziała: „Dość!” Jednak oddalenie w czasie, oczekiwanie wcale nie niweczy naszych wysiłków, nie rujnuje naszych marzeń. Tych z gatunku „bujania w obłokach”, ale i tych, które sprowadzają się do dobrych, przemyślanych i racjonalnych planów. A plan, jaki rysuje się w zapowiedziach przyszłego rządu, wydaje się naprawdę solidny; plan na zmianę, której nie trzeba już będzie mierzyć wedle rachuby „ile przeciwnik pozwala”. Plan na podstawową zgodę. Plan, w którym przedwcześnie nie odkrywa się (i słusznie!) wszystkich kart, bo wiadomo, że przeciwnik gra nieczysto (choć szczęśliwie nie mamy do czynienia z wytrawnym szulerem, a z pospolitym kanciarzem). Nie pokazujemy więc „co mamy”, nie pozwalając na przewidzenie kolejnych rozgrywkowych ruchów. Na wielkie „Sprawdzam” przyjdzie czas, ale… dajmy go sobie trochę.
Nie oznacza to jednak, iż nie mamy prawa do święta. Mamy! Do celebrowania codzienności, w której oczekujemy zmiany języka mediów i samych polityków, redefinicji politycznej oprawy, odczarowania relacji, naprawy instytucji, czy wreszcie – zapowiadanego przez Donalda Tuska – pojednania. Mając w pamięci, że „niewłaściwe jest powierzać trudną misję pojednania czasowi i ciszy” (Hatzfeld), z tą ostatnią materią musimy postępować nad wyraz ostrożnie. Bo… robimy postanowienia, a ich realizacja jest w naszych rękach. Składamy sobie obietnice, jednocześnie mając nadzieję, że w ich spełnianiu przyszły rząd będzie przynajmniej tak uczciwy, jak my sami (i wiadomo – w obu przypadkach – że nie wszystko będzie „na już”, że pójdzie „jak z płatka”). Wybaczamy sobie nawzajem (albo i nie) – a pojednania nie da się narzucić „z urzędu”, ale wymaga ono woli, cierpliwości, życzliwości i pracy każdej ze stron. Więc może… metoda małych kroków, w których nie ma miejsca na rujnującą ciszę, mgliste obietnice, czy ciągłe ucieczki od trudnych tematów. Na takie bujanie się krok do przodu, krok w tył, na pozór ruchu. Jeśli mamy/jeśli chcemy coś odbudować, to znajdziemy punkty wspólne, jak choćby troskę, która może nas połączyć w „obywatelskiej przyjaźni”, jak choćby szczerość, pomagającą budować/odbudowywać zaufanie, te wszystkie drobiazgi, które przeważają szalę na stronę prawdziwego bycia. Żal z takiej szansy nie skorzystać.
Na koniec: Zmruż oczy! Pomyśl marzenie! Jedno dla siebie, drugie dla Polski. I – wbrew zabobonom – mów o nim. Jest większa szansa, że się spełni.
