Fragment książki Magdaleny M. Baran „Znaczenie wojny. Pytając o wojnę sprawiedliwą”. Książka dostępna jest w naszym sklepie.
Wobec eskalacji nienawiści, zdolnej nie tylko zawładnąć zachowaniem pojedynczego człowieka, ale również podporządkowującej sobie całe narody, zdaje się znikać wszelki namysł, zaś zmysł etyczny zostaje zastąpiony instynktem przetrwania z jednej, a wojennym bestialstwem z drugiej strony. Tu postępowanie staje się arcyludzkie – bo tylko człowiek zdolny jest do celowego zabijania z nienawiści, bez potrzeby, ostentacyjnie ignorując człowieczeństwo, prawo i godność drugiego. Sam doświadczywszy wielkiej grozy, sprawia, że ów strach staje się naczelnym mechanizmem, pierwszym – jeśli nie jedynym – odruchem, nastawionym nie tylko na przeżycie, ale i na wytrzebienie innych.
Im bardziej zacięta staje się sama nienawiść, tym okrutniejsze stają się również sposoby zabijania.
Jedną z praktyk wojny w byłej Jugosławii było zatem, stosowane przez każdą ze stron konfliktu, tzw. zabijanie „na walkmana”. Świadkowie, relacjonując tę metodę opowiadali, że „jeńcowi wsadzano do uszu miniaturowe ładunki wybuchowe. Łączono je lontem, którego końcówka wisiała na piersi związanego jeńca. Po kilkunastu sekundach potwornych psychicznych tortur podpalony lont rozsadzał głowę skazańca. To jeden z przejawów nienawiści w czystej postaci. Ten, kto zabija w ten sposób swoją ofiarę, sam jest następną ofiarą kogoś innego – silniejszego, sprytniejszego, kogoś jeszcze bardziej okrutnego. To swoiste perpetuum mobile”[1].
Wzajemna, krok po kroku eskalująca się nienawiść podczas wojny w Bośni doprowadziła do wynaturzeń, przekraczających wszelkie wyobrażenia. Przemoc z konieczności rodziła tutaj przemoc, stawała się wyrazem okrucieństwa „domagającym się” jeszcze okrutniejszej odpowiedzi. Odczucie takie zaślepiało każdą ze stron, zaś pozbawiony moralnej oceny i wagi odpowiedzialności uraz rodził kolejny zbrodniczy czyn, w którym liczyła się okrutna odpłata, a nie możliwość zadośćuczynienia. Zamiast niego pojawiały się nowe, choć znane z innych konfliktów, techniki: „Podchodzili do domu, wyprowadzali na muszce ludzi ukrytych w piwnicy, kazali im iść przodem, jako ludzkiej tarczy, a domy po obu stronach drogi zaczęły płonąć. […] Grupa cywilów idących w przodzie z podniesionymi rękami, tulący się jedni do drugich, jak przestraszone stado. Żołnierze wystrzeliwujący serię i płonące domy w tle”[2]. Atmosfera przesycona była poczuciem zagrożenia, samotnością, smutkiem, lękiem, oczekiwaniem już nie na życie, ale na przeżycie wolne od kolejnego upodlenia. Nagle okazywało się, że „każdy dom może być schronieniem albo śmiertelną pułapką, rzeka – przeszkodą albo ratunkiem, okopy – ochroną albo grobem”[3], a taka specyficzna wojenna schizofrenia, pozorna logika „wyłączonego środka”, nie pozwalała już nie tylko na optymizm, ale nawet na zachowanie nadziei.
Groza wojny sprawiła, że ludzie poczęli zatracać wszelkie ludzkie odruchy.
Gdy wokół triumfowały strach, nienawiść i okrucieństwo, pokazowe stawały się mordy i gwałty, brakowało poszanowania zarówno dla życia, jak i dla śmierci. By chełpić się zbrodnią, podniesioną do rangi triumfu, obie strony nie pozwalały nawet grzebać swoich zmarłych, pozostawiając nieme, a przecież krzyczące o okrucieństwie, świadectwa swoich zbrodniczych czynów. Tak było między innymi nieopodal Doboju, położonego na północ od Sarajewa. Świadkowie opowiadali więc dziennikarzom, że „w transzejach leżą zwłoki serbskich żołnierzy, których mudżahedini zaskoczyli podczas snu i zarąbali maczetami. Pozbawione głów i rak korpusy ludzkie ciągle, od wielu miesięcy leżą w okopach”[4]. Muzułmanie nie pozwolili ich pochować, a choć tak samo postępowali wobec nich Serbowie, to zabrakło owej wojnie odwagi – czy może determinacji – Antygony, dla której powinność wobec zmarłego stała się najwyższym prawem. Wszak niezależnie od epoki i wzajemnej niechęci, prawem wojennym było grzebanie swoich zmarłych, dla zebrania ich z pola walki niejednokrotnie zaprzestawano nawet działań wojennych. Tu trupy były „liczone przez obie strony, ustawiane na pozycjach, prezentowane sobie nawzajem, żyjące własnym upiornym życiem”[5].
W byłej Jugosławii zaprzeczono kolejnemu etycznemu obowiązkowi, ciała wystawiając na widok publiczny, a kiedy indziej grzebiąc je w masowych grobach, stających się świadectwem ludobójstwa i zbrodni przeciw ludzkości. Nienawiść docierała tu wszędzie, przekraczając wszelkie znane prawa i pojęcia, a ludność cywilną dosięgając nawet tam, gdzie człowiek powinien czuć się bezpiecznie. W swej wojennej opowieści Arturo Pérez-Reverte zapisuje obraz, świadczący o grozie wykraczającej poza pole bitwy, poza partyzanckie podchody, poza place miast, łamiącej i te ostatnie granice, wchodzącej w najgłębszą prywatność i codzienność, która na zawsze już pozostanie przesycona obrazami okrucieństwa: „Widział już zbyt wiele płonących muzułmańskich zagród, zbyt wielu muzułmańskich wieśniaków z poderżniętym gardłem leżących na polu kukurydzy, zbyt wiele muzułmańskich kobiet skulonych w kącie ze wzrokiem rannego zwierzęcia […]. I dziesięcioletnią dziewczynkę, zabitą strzałem w głowę, jak leżała w kałuży krwi na środku pokoju w swoim domu”[6] . Miejsca znane przestały być bezpieczne, a wojna zagościła wszędzie. Niektóre doniesienia mówiły nawet o tzw. „weekendowych bojówkach”, złożonych z pozornie tylko niewinnych, dla których grabienie i mordowanie przerywało tydzień pracy i stawało się rodzajem upiornego, plemiennego hobby.
Nienawiść górowała zatem ponad wszystkim, a pozytywne odczucia wobec wroga zostały zakazane na mocy swego rodzaju prywatnego kodeksu każdego z ludów.
Miłość i pojednanie prowadziły niechybnie ku śmierci, o czym świat przekonał się, śledząc historię „Romea i Julii z Sarajewa” – bośniackiego Serba i Muzułmanki, zastrzelonych, gdy wspólnie próbowali przekroczyć sarajewski most Vrbanja[7]. Zbrodnia wzajemnej nienawiści przekraczała wówczas wszelkie prawo, każdą moralność, a na to, co nazywamy „ludzką przyzwoitością”, najzwyczajniej nie było miejsca. Każda chwila wypełniona była strachem, powodującym jedynie chęć odwetu.
Przemoc fizyczna i psychiczna, jaką żołnierze bośniackich Serbów stosowali zarówno wobec wrogich żołnierzy, jak i ludności cywilnej niejednokrotnie oznaczała śmierć. W swoim raporcie Tadeusz Mazowiecki – podczas wojny w byłej Jugosławii specjalny sprawozdawca ONZ ds. przestrzegania praw człowieka – przytacza relacje wielu naocznych, niezależnych (w tym międzynarodowych) obserwatorów, świadczące o ogromie grozy, która spadała na lokalną ludność. Jeden z nich widział na przykład, jak mężczyzna został odłączony od większej grupy ludności cywilnej, po chwili dało się słyszeć krzyki, a później obserwator zobaczył, że ów człowiek został zabity strzałem w głowę. „Międzynarodowi świadkowie donoszą – pisał w swym raporcie Mazowiecki – że widzieli i słyszeli o różnych wydarzeniach, które doprowadziły ich do przekonania, że [podczas wojny w Bośni – MMB] egzekucje miały miejsce”[8]. Ludzie byli bici kolbami do broni, zaciągani do własnych domów i w nich zabijani. Śmierć następowała w wyniku podcięcia gardła lub przez postrzał. Potwierdzono również przemoc w stosunku do uchodźców, kobiet, dzieci i osób starszych, a wyzwiska, pobicia i wymuszenia stały się jej najlżejszą formą. Notowano też bestialskie traktowanie więźniów, podobne do zachowań, które podczas II wojny praktykowali naziści. „Grupy kobiet, dzieci i starszych umieszczano w samochodzie pokrytym plastikiem. Temperatura była bardzo wysoka, a w ciężarówkach nie było wentylacji. Międzynarodowy obserwator zapytał żołnierzy bośniackich Serbów, czy mogą podnieść plandekę tak, by ludzie mogli oddychać, ale ci nie chcieli tego zrobić”[9]. Ludzi przewożono bez wody i pożywienia, a ich podróż przerywały patrole, groźbą mordu wymuszające pieniądze i biżuterię.
Liczne doniesienia potwierdzały również powiększającą się skalę rzezi, stanowiącej zbrodnię przeciw ludzkości.
Ludobójstwo – zgodnie ze swą definicją, sformułowaną w Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa – oznacza bowiem zabójstwo członków grupy, spowodowanie u nich poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego, rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego oraz stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy – czyny dokonane „w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych”[10].
Ludzie znajdowali ciała dosłownie wszędzie, podczas spaceru w lesie, przy drodze, na polach uprawnych, w domach. Kolejne egzekucje dokonywane były nawet „na oślep” – zabójcy wchodzili w tłum ludzi i na chybił trafił podrzynali im gardła lub stawiali pod ścianą grupę, którą następnie rozstrzeliwali[11]. „Trzech międzynarodowych obserwatorów znalazło 9 lub 10 ciał w pobliżu strumienia. Zwłoki były ubrane po cywilnemu i leżały twarzą w dół z głowami prawie w wodzie. Okazało się, że mają rany postrzałowe na plecach i po bokach ciała”[12]. Nie mniej okrutnie i bezdusznie traktowano tych, którzy się poddawali, zyskując tym samym status jeńców wojennych. Jednak również w ich przypadku oprawcy nie liczyli się z prawami moralnymi, a już tym bardziej z prawem stanowionym, choćby w postaci Konwencji o traktowaniu jeńców wojennych. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż to właśnie Mazowiecki „ustalił, że czystki etniczne nie są efektem ubocznym tej wojny, lecz jej celem. To na jego uporczywie ponawiany wniosek gwałty uznano w końcu za zbrodnię wojenną. To on jako pierwszy stwierdził, że dziennikarze podżegający do zbrodni ponoszą za nią część odpowiedzialności politycznej, a powinni i karnej”[13].
Do symbolu, niejako przesądzającego o losach całego konfliktu w byłej Jugosławii, urastają jednak wydarzenia, które stały się bezpośrednią przyczyną napisania przez Tadeusza Mazowieckiego przywoływanego tu raportu, a mianowicie rzeź dokonana między 12 a 16 lipca 1995 roku w okolicach miasta Srebrenica.
Ludobójstwo, którego dokonały wówczas oddziały bośniackich Serbów zostało wkrótce określone mianem największego i najokrutniejszego w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej.
W zaledwie kilka dni zginęło bowiem wówczas ponad osiem tysięcy muzułmanów, wymordowanych przez rozstrzelanie lub przy użyciu granatów. Okrucieństwo wobec ludzi, którzy jeszcze kilka dni wcześniej żyli pod holenderską ochroną w obozie dla uchodźców pozbawiło społeczność międzynarodową wszystkich złudzeń i stało się impulsem do rozpoczęcia działań wynikających z Karty Narodów Zjednoczonych. Ludobójstwo ludności cywilnej legitymizowało też interwencję NATO, w tym bombardowanie Republiki Serbskiej[14].
Po masakrze w Srebrenicy Mazowiecki – choć odradzano mu to ze względów bezpieczeństwa – zdecydował się odwiedzić obóz uchodźców pod Tuzlą, gdzie koczowali ci, którym udało się wymknąć serbskim oprawcom. Zaufanie do ONZ zmalało wówczas do zera, a przerażeni ludzie nie wiedzieli ku komu się zwrócić, nie znajdując oparcia w istniejącym systemie. Dziennikarz, który towarzyszył Mazowieckiemu, relacjonował to później następująco: „Ludzie wyszli z namiotów i patrzyli na nas z nienawiścią […]. A potem Mazowiecki wygramolił się z samochodu. Ktoś go rozpoznał i krzyknął: «To nie jest ONZ! To jest Mazowiecki!» […] Do Mazowieckiego ustawiła się kolejka świadków. Jemu ufali”[15]. To relacje owych świadków stały się bezpośrednim powodem tego, co Tadeusz Mazowiecki uczynił następnego dnia. Opisując okrucieństwa wojny w Bośni, odnosząc się bezpośrednio do masakry w Srebrenicy, a jednocześnie wskazując na powszechne łamanie praw człowieka przez wszystkie strony konfliktu oraz na brak możliwości zapewnienia ludności ochrony nawet w strefach bezpieczeństwa, gwarantowanych międzynarodowymi decyzjami, dzień po wizycie w obozie pod Tuzlą zdecydował bowiem o złożeniu mandatu powierzonego mu przez Komisję Praw Człowieka ONZ. „Pogwałcenia praw człowieka są bezwzględnie kontynuowane, przeszkadza się w dostawach pomocy humanitarnej, ludność cywilna narażona jest na ostrzeliwanie, giną żołnierze «błękitnych hełmów» i przedstawiciele organizacji humanitarnych. Zbrodnie następują szybko i bezwzględnie, a reagowanie na nie przez społeczność międzynarodową jest opóźnione w czasie i niekonsekwentne”[16] – pisał Mazowiecki w liście do ówczesnego sekretarza generalnego ONZ, Butrosa Ghalego. „Wymordowano blisko osiem tysięcy całkowicie bezbronnych ludzi, Bośniaków, którzy tu mieszkali lub schronili się w ustanowionej przez Narody Zjednoczone strefie bezpieczeństwa. Wątły oddział sił Narodów Zjednoczonych zawiódł, odsiecz z powietrza nie przyszła na czas, a cała wspólnota międzynarodowa raz jeszcze okazała swoją bezradność”[17] – dodawał po dziesięciu latach od tragicznych wydarzeń, gdy sytuacja w Bośni zaczynała się już stabilizować, a narody do niedawna ogarnięte wojną próbowały odbudować własną państwowość i osądzić zbrodniarzy, jednocześnie zbliżając się do standardów i struktur europejskich.
Uznając, że bezpośrednia pomoc ludziom bytującym w rejonie konfliktu nie jest realna, Mazowiecki przynajmniej poprzez swą spektakularną rezygnację wskazał światu zachodniemu ogrom problemu, z którym ONZ nie dawała sobie wówczas rady.
Bezradność oznaczała tu teoretyczną tylko możliwość pomocy, podczas gdy Bośni potrzebne były konkretne rozwiązania, a nie tylko monitorowanie sytuacji.
„Reprezentuję naród, za który w 1939 r. nikt nie chciał ginąć. Mówiono: Nie będziemy ginąć za Gdańsk. Czy dzisiaj wolno powiedzieć, że nie będziemy ginąć za Żepę, Sarajewo?”[18]– pytał retorycznie społeczność międzynarodową, przypominając historię, w której sam przecież uczestniczył. A jego głos w obronie ludności cywilnej nie pozostał bez odzewu, wkrótce rozpoczęły się bowiem poważne negocjacje dotyczące zawieszenia broni i pokojowego rozwiązania wojny. Ostateczną ich postać wypracowano w listopadzie 1995 roku w amerykańskim Dayton, zaś sam układ podpisano w grudniu tegoż roku w Paryżu[19]. Zobowiązywał on wszystkie strony konfliktu – a zatem Serbów, Bośniaków i Chorwatów – do zakończenia działań wojennych oraz wycofania wojsk poza ustaloną strefę zdemilitaryzowaną. Kolejne aneksy (w sumie dwanaście) miały zaś za zadanie sprawiedliwie zakończyć wojnę, a nawet – zgodnie z teorią Michaela Walzera – stworzyć „poprawioną i ulepszoną” wersję status quo ante. Lepszą gwarancję pokoju powinna dawać między innymi zawarta w Aneksie 4. konstytucja Bośni i Hercegowiny oraz kolejne aneksy, normujące między innymi sytuację uchodźców oraz status mniejszości etnicznych. Aneks 10. powoływał specjalnego koordynatora, wysokiego przedstawiciela dla Bośni i Hercegowiny, który miał dawać gwarancję implementacji cywilnych aspektów postanowień pokojowych. Dzięki realizacji zasady ius post bellum Bośnia mogła liczyć nie tylko na procesy zbrodniarzy wojennych, co pozostaje w gestii Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Byłej Jugosławii[20], ale również na pomoc humanitarną, odbudowę infrastruktury i gospodarki, wsparcie w budowaniu struktur demokratycznych, a także poszukiwanie sposobów rozwiązania problemów uchodźców i przesiedleńców. I choć w późniejszym okresie wielokrotnie podkreślano nieskuteczność urzędu wysokiego przedstawiciela, wskazywano również na etyczno-polityczne dylematy dotyczące wpływu Zachodu na kształt „nowej Bośni”, to bez układu z Dayton trudno dziś myśleć o pokoju na Bałkanach. W Aneksie 6. przypomniano bowiem to, o czym walczący w Bośni, ale również na innych frontach, zdawali się nie pamiętać.
Pięćdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej, wobec kolejnej wojny, która przywoływała na myśl największe jej niegodziwości, w Agreement on Human Rights raz jeszcze potwierdzono konieczność respektowania najbardziej podstawowych praw człowieka.
Dokument przypomina zatem o prawie do życia, prawie do niepodlegania torturom, niehumanitarnemu traktowaniu i karaniu, prawach do wolności i bezpieczeństwa osobistego, prawie do życia prywatnego, wolności sumienia, myśli, słowa i religii, prawie własności, edukacji, przemieszczania i osiedlania się, a wreszcie prawie do założenia rodziny. Oprócz nich pojawia się także zakaz wszelkiej dyskryminacji, bez względu na powody, jakie mogłyby ją zrodzić. Owe prawa wymagały przypomnienia nie tylko ze względu na okrucieństwo, które stało się udziałem narodów byłej Jugosławii, bowiem w tym samym czasie ludobójstwa doświadczała Rwanda, a w chwili podpisywania układu z Dayton również i jej ocaleni zaczęli domagać się dla siebie międzynarodowej sprawiedliwości.
Przypisy:
[1] Artur Bilski, op. cit., s. 80–81.
[2] Arturo Pérez-Reverte, Terytorium Komanczów, s. 76–77.
[3] Arturo Pérez-Reverte, Batalista, s. 64.
[4] Artur Bilski, op. cit., s. 81.
[5] Norbert Gstrein, Rzemiosło zabijania, tłum. Elżbieta Kalinowska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2009, s. 81.
[6] Arturo Pérez-Reverte, Terytorium Komanczów, s. 99.
[7] Admira Ismić (Bośniaczka) i Boško Brkić (bośniacki Serb), obywatele Bośni i Hercegowiny, zostali zastrzeleni przez snajperów 19 maja 1993 roku, gdy przekraczali most Vrbanja. On został trafiony jako pierwszy, ją zastrzelono, kiedy próbowała udzielić mu pomocy. Według relacji świadków ciała zabitych leżały na moście przez osiem dni, a żadna ze stron nie chciała zabrać „swojej” ofiary, bojąc się kolejnego ostrzelania. Parę ostatecznie pogrzebano, jednak dopiero w roku 1996 rodziny zdecydowały o ekshumacji i pochowały ich we wspólnym grobie. Młodzi stali się symbolem nie tylko miłości i oddania przekraczającego granice grozy wojny, ale również świadectwem możliwości pokojowego istnienia i związków międzyetnicznych.
[8] Tadeusz Mazowiecki, Report on the Fall of Srebrenica, tłum. MMB, http://bosniangenocide.wordpress.com/2011/07/28/mazowiecki-report-on-the-fall-of-srebrenica-sept-1995/ (dostęp: 2.06.2013).
[9] Ibidem.
[10] Konwencja w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa, art. II., http://www.msw.gov.pl/ftp/OCK/dokumenty_Prawo_MPH/1948_9_XII_Konwencja_zbrodni_ludobojstwa.pdf (dostęp: 15.04.2013). Sam termin „ludobójstwo” – nieużywany jeszcze podczas procesów norymberskich; czyny te, za Winstonem Churchillem, określano wówczas „nienazwaną zbrodnią” – został stworzony przez profesora prawa międzynarodowego Raphaela Lemkina. W książce Axis Rule in Occupied Europe dokonał on połączenia greckiego słowa genos (oznaczającego „lud” lub „rasę”) z przyrostkiem -cide (od łacińskiego cedere – zabijać). W ten sposób powstał termin genocide, czyli ludobójstwo, jako zbrodnia wyodrębniony podczas walnego zgromadzenia ONZ 11 grudnia 1946 roku (więcej na ten temat vide Bernard Bruneteau, op. cit., s. 15–17).
[11] Tadeusz Mazowiecki, Report on the Fall of Srebrenica.
[12] Ibidem.
[13] Dawid Warszawski, Głos ofiar na salonach świata, „Gazeta
Wyborcza” 2013, nr 253 7982, s. 11.
[14] Do właściwej interwencji nie doszło jednak bezpośrednio po wydarzeniach w Srebrenicy. Ostatecznym impulsem do działania (operacji Deliberate Force) była kolejna masakra, która miała miejsce na placu targowym Markale. W sierpniu 1995 roku, w drugim już ostrzale tego miejsca, zginęło 28 osób, a kolejne 90 zostało rannych.
[15] Dawid Warszawski, Głos ofiar na salonach świata.
[16] List Tadeusza Mazowieckiego do Butrosa Ghalego, „Gazeta Wyborcza” 1995, nr 174, s. 1.
[17] Tadeusz Mazowiecki, Pamiętajmy o Bałkanach, „Gazeta Wy-
borcza” 2005, nr 159, s. 24.
[18] List Tadeusza Mazowieckiego do Butrosa Ghalego.
[19] The General Framework Agreement for Peace in Bosnia and Hercegovina, http://www.ohr.int/dpa/default.asp?content_id=380 (dostęp: 4.06.2013).
[20] Statut Międzynarodowego Trybunału do Sądzenia Osób Odpowiedzialnych za Poważne Naruszenia Międzynarodowego Prawa Humanitarnego Popełnione na Terytorium byłej Jugosławii, http://www.pck.org.pl/pliki/mph/1993_Haga_-_Statut_MTKJ.pdf (dostęp: 15.04.2013).