W dobie panującej od czasu kryzysu 2008 r. mody intelektualnej, karzącej nawet dawnym apologetom demonstracyjnie potępiać wolny rynek i kapitalizm, a wychwalać rzekome plusy interweniującego i regulującego państwa, każda taka konferencja jak jutrzejszy „Free Market Road Show” w Warszawie wydaje się być na wagę złota. Zapewne dlatego redakcja „Liberté!”, która zdecydowała się łatwej modzie nie ulec i pozostaje wśród adwokatów preferowania mechanizmów wolnego rynku oraz ograniczonego państwa, została jednym z patronów medialnych tej firmowanej głównie przez Forum Obywatelskiego Rozwoju inicjatywy. Ponieważ liberalizm gospodarczy jest dziś w wyraźnej defensywie, w pierwszym momencie wydaje się, że każdy sojusznik w debacie intelektualnej jest potrzebny i mile widziany. Problem w tym, że każdy entuzjazm z poszerzania szeregów musi mieć swoje granice.
Liberalizm gospodarczy to zestaw poglądów o wartościach i zasadach funkcjonowania ekonomicznego wymiaru relacji międzyludzkich, o roli państwa i innych podmiotów w gospodarce, który oparty jest na uniwersalnych dla liberalizmu jako takiego założeniach o wolności jednostki ludzkiej, jako najwyższej wartości przedmiotowej, jaką znamy. Charakterystycznym dlań zjawiskiem zawsze była jednak możliwość potraktowania go jako swoisty „moduł”, który jest zdatny do bycia wyjętym z ram całościowego pojętego liberalizmu i wykorzystania jako praktyczny program polityki gospodarczej i w tym kontekście jako element także zupełnie nieliberalnej i niewolnościowej praktyki, a nawet jako narzędzie takowych ideologii. W rezultacie niektóre środowiska bliskie pozycjom skrajnej prawicy ujawniają zainteresowanie ekonomicznym liberalizmem.
Wśród panelistów tegorocznego „Free Market Road Show” odkryłem nazwisko kierującej od 2000 r. wiedeńskim Instytutem Hayeka doktor ekonomii, pani Barbary Kolm. Już bardzo powierzchowna analiza informacji oferowanych przez Internet na jej temat wykazała, że Barbara Kolm była w latach 1994-2000 oraz ponownie (a więc już także w roli szefowej Instytutu Hayeka) od 2003 do 2006 r. radną Innsbrucka z ramienia skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ). Prawdą jest, że FPÖ to partia o dwóch obliczach i w latach 80-tych podjęła nawet przejściowo udaną próbę zmiany profilu na klasycznie liberalny (wzorowany na zachodnioniemieckiej FDP Hansa-Dietricha Genschera), zaś w ostatnich kilku latach usiłuje swój wizerunek zderadykalizować i zmierza (podobnie jak swego czasu włoski eksfaszysta Fini) ku pozycjom mainstreamowo konserwatywnym. Barbara Kolm z FPÖ związała się jednak w okresie niezwykle intensywnego eksponowania przez FPÖ swej drugiej twarzy, tej związanej z genezą tej partii, jako następczyni politycznych organizacji tzw. trzeciego obozu austriackiej polityki (obok chadecji i socjaldemokracji), które począwszy co najmniej od przełomu XIX i XX w. były eksponentami agresywnego nacjonalizmu, biologicznego rasizmu i fanatycznego antysemityzmu, w latach dwudziestych stały się naturalnymi i ochoczymi sojusznikami Adolfa Hitlera, zaś po 1945 broniły co sił politycznych interesów dawnych dygnitarzy nazistowskiego reżimu, w tym zbrodniarzy i SS-manów. Rządzący FPÖ od 1986 do 2000 r. Jörg Haider był politykiem chętnie zajmującym się „usprawiedliwianiem Hitlera”, z rozkoszną łatwością znajdował powody do wyrażenia pochwały tej czy innej polityki dawnego lidera NSDAP, był w końcu radykalnym nacjonalistą, wrogiem integracji europejskiej i rasistowsko motywowanym wrogiem imigracji, który imigrantom chciał odbierać podstawowe prawa człowieka i osadzać ich w położonych w wysokich Alpach obozach koncentracyjnych. Z taką partią związała się Barbara Kolm i ją reprezentowała. Zresztą Haider zawsze był czubkiem góry lodowej, złożonej z wszechobecnych byłych nazistów i ludzi chętnie publicznie praktykujących „zamawianie 5 piw” gestem salutu rzymskiego.
Barbara Kolm z FPÖ związana jest do dziś. W 2011 r. została oficjalną ekspertką partii przy komisji budżetowej wiedeńskiego parlamentu, w kolejnych latach regularnie występowała na wspólnych konferencjach prasowych z szefem partii, Heinzem-Christianem Strache. Austriacką prasę to dziwi, ale nie powinno, ponieważ Kolm i Strache mają w oczywisty sposób dość rozległą wspólną agendę, związaną z eurosceptycyzmem, radykalną krytyką działań pomocowych dla zadłużonych państw, podjętych w ramach wysiłków na rzecz ratowania spójności strefy euro, odrzucają idee solidaryzmu pomiędzy państwami członkowskimi Unii, no i naturalnie czynią to w imię preferowania narodowych interesów. Nie ulega wątpliwości, że Barbara Kolm nie wspiera w pełnej rozciągłości linii politycznej FPÖ w zakresie polityki gospodarczej, ponieważ partia Strachego nie jest ekonomicznie neoliberalna, tylko socjalna, nawet do tego stopnia, że chce, aby państwo majstrowało przy ustalaniu cen newralgicznych towarów (paliwa). Zagadką najciekawszą pozostaje jednak stanowisko szefowej Instytutu Hayeka wobec brunatnych akcentów polityki partii, którą reprezentowała i z którą pozostaje związana.
Friedrich August von Hayek musiał wybrać emigrację z zajętej przez nazistów Europy. Wyjątkowo brzydkim rechotem historii byłoby, gdyby dziś dyrektor instytutu jego imienia nosiła te same polityczne barwy, co jego ówcześni prześladowcy. Dlatego chcę wierzyć, że Barbara Kolm poglądów skrajnie prawicowych nie ma, a swoje związki z FPÖ potrafi sensownie wytłumaczyć. Postanowiłem więc, przygotowując ten tekst, dać jej uczciwą szansę i posłałem maila z pytaniami tego dotyczącymi w jej ojczystym języku. Niestety nie dostałem żadnej odpowiedzi, ani innej reakcji, także ze strony jej asystentki, pani Christiny Carr, która otrzymała tego maila do wiadomości. W związku z tym nie mam innej możliwości, jak zakończyć tekst wielkim znakiem zapytania. Czy jedna z prelegentek warszawskiego „Free Market Road Show 2014” będzie bronić wolnego rynku z brunatnych pozycji?