1200 minut do godziny zero
– A pan, że tak zadaje pytania, to z jakiej jest stacji? Czemu pan nie ma żadnej plakietki? Nawet pan się nam nie przedstawił. – zaczepia ostrożna i kulturalnie podejrzliwa starsza pani, nie przestając rozdawać ulotek. Biorę jedną, szybko chowam do torby i przedstawiam się najgrzeczniej jak potrafię. Tuż obok dochodzi do silnej utarczki słownej, między tymi, co stoją tu cały czas, a tymi, którzy przystają tylko na moment („wojna podjazdowa”).
– To jest prowokacja proszę pani. Proszę nie podejmować polemiki z tym panem. – uspokaja koleżankę pani Wisława, publicystka katolickiego dziennika „Niedziela”. To dzięki niej wszyscy doskonale wiedzą jak reagować w takich sytuacjach. System doskonale się sprawdza i pozwala zachować ciągłość warty przy krzyżu wraz ze spójnością grupy, jeśli tylko jest skrupulatnie przestrzegany. Tego już pilnuje sama pani Wisława.
– To z kim pan współpracuje? – naciska mnie dalej pani od ulotek. Zapewniam, że z nikim, że jestem student, mam nawet swojego bloga. Ot, żeby było zero podejrzeń o prowokację, dodaję: zależy mi na prawdzie.
– Na prawdzie? To panu ten blog szybko zamkną. – słyszę głos pani Wisławy. Wtóruje jej kilka koleżanek i może ze dwóch starszych, wyjątkowo mobilnych panów. To ważna zasada do przyswojenia, tam na miejscu: pod krzyżem nie ma rozmów prywatnych, są tylko publiczne.
Pani Wisława: Ten krzyż oznacza pamiątkę. W tej chwili stał się już pamiątką narodową. Cała cywilizacja europejska oparta jest na chrześcijaństwie, a chrześcijaństwo to krzyż. My bronimy tego krzyża, bronimy pewnej wartości. Chcemy, żeby nie było tu niemego miejsca. Ludzie najbardziej boją się takiej pustki.
Kiedy pytam, czy chodzi o krzyż w ogóle, czy tylko ten, do rozmowy włącza się Janusz Zieliński, jak później się dowiaduję – przewodniczący Komitetu Obrony Krzyża.
– Pan wznieca niepokój, bo w pana głowie ferment zasiali. Nie dorósł pan do tego, co pan robi. Po to żeby słuchać, trzeba mieć partnera, a pan takiej funkcji nie spełnia. Zostaję karnie napiętnowany, ale w obronę bierze mnie kilka stojących obok od dłuższego czasu osób, między innymi moja rozmówczyni: – Niech chłopak zadaje pytania, przecież chce się dowiedzieć, o co tak naprawdę tutaj chodzi. Też jestem dziennikarką, wiem jak to jest.
Proszę się nie przejmować. – kontynuuje – Żeby być Polakiem, trzeba wyrażać tę polskość w jakiś sposób. Czyny mówią za nas, wystarczy zajrzeć do ewangelii. A jeżeli ktoś jest ateistą? Może: niewierzącym. ateista to człowiek wojujący. Niewierzący, to poszukujący. Ktoś, kto jest niewierzący może być też przecież zagorzałym Polakiem. Kto to jest zagorzały Polak? Ktoś, kto wie, że czarne to czarne, a białe to białe. Nie ma relatywizmu. Jego polskość wyrasta z czegoś innego, ale spotykamy się w tym samym punkcie moralności.
Wyciągam z torby ulotkę. To przedruk z „Niedzieli” : „Ucieczka od prawdy. Z Prof. Jackiem Trznadlem – o politycznej pogardzie i wulgarności, o pseudoautorytetach
i <<truciźnie>>, którą <<naród zdurzony oszalał>> – rozmawia Wisława Lewandowska”.
1080 minut do godziny zero
Załatwianie spraw
Rozmawiam chwilę z „nieprzypadkowo przybłąkanym” rówieśnikiem, o urokach demokracji. Jej plusach i minusach.
– Ale pan cały czas sugeruje, pan nie zadaje pytań. Niech pan słucha, bo pan nie jest dziennikarz. – wtrąca się pani od ulotek a jej myśl rozwija niepozorna, drobniutka emerytka, przyciskająca do piersi jakąś książeczkę. – Ma pan różaniec? – przecząco kiwam głową – A szkoda, że nie mam, bo bym dała różaniec. Do ręki. I modlić się nieustannie. Matka Boża wszystko wyjaśni. Takie dyskusje to są zbędne. (Pan obok rozwija myśl jeszcze bardziej: jaki problem pan ma? Przecząco kiwam głową). Takie dyskusje są zbędne. To są sprawy niezałatwione. Dlatego trzeba się modlić – żeby sprawy były załatwione.
Ktoś odciąga uwagę starszej pani: ja nie mam czasu kochanieńki, ja do Pruszkowa jadę. i ja ten moment wykorzystuję, żeby uciec na z góry upatrzoną pozycję. Zatrzymuje mnie Pan Janusz Zieliński.
– Pan jest człowiek nieetyczny dla prasy. Niech pan stąd idzie. Będzie pan szczęśliwszy.
W obronę bierze mnie pani z książeczką, bez różańca – Chce się uczyć chłopak, to niech się uczy. Wybucha kłótnia między szefem komitetu, a panią z ulotkami. Teraz uciekam na te upatrzone pozycje.
1050 minut do godziny zero
Znaki zapytania
– Posłowie należący do zespołu Macierewicza mają prawo do zadawania pytań – poklepuje mnie po ramieniu sędziwy warszawiak, radzący sobie z miejskim upałem czapką i ciemnymi okularami – To są niewygodne pytania i one mogą oczywiście niektórych boleć. Obiektywnie patrząc, masa jest niewyjaśnionych aspektów katastrofy. To prokuratura mówi: pojedziemy, zbadamy, wyjaśnimy.
A zespół poselski przybliża prawdziwe problemy śledztwa. Są pewne utajniane ekspertyzy. na przykład: dlaczego nie świeciły się te światła na lotnisku? Zespół zbiera takie znaki zapytania.
A co jeżeli to po prostu był wypadek?
– Proszę pana, jeżeli to był wypadek, to dlaczego nastąpił?
A dlaczego następuje wypadek samochodowy?
– Proszę pana, chociażby z winy kierowcy. – osobliwy moment zawahania -.yyy. albo z winy maszyny, oczywiście. Amerykanie już się za to biorą. Wraz z samolotem przepadły istotne dokumenty NATO. „blueberry”, laptopy, jak pan myśli?
Oni to wyjaśnią, bo to ich interes.
1020 minut do godziny zero
Nie chcieli sobie brudzić rąk
Od dwudziestej, bez pauzy na dłuższy oddech, przemawia Przemysław Górny – prawie osiemdziesięcioletni działacz antykomunistyczny i antyustrojowy.
Na kamizelkę narzucona stara marynarka, pobrudzone sportowe buty, twarz zalana potem od gorąca i wysiłku. Na szyi dumnie zawieszone odznaczenie od prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– .jak już mówię, że byłem odznaczony przez miłościwego naszego prezydenta, to muszę tu, w tym miejscu, dać świadectwo prawdzie. Ta nędzna kreatura – Polikot – mówi, że świętej pamięci Prezydent Kaczyński to alkoholik. Że pijany wsiadł do samolotu. I – co gorsza – przeprowadza się badanie na zawartość alkoholu we krwi prezydenta. Jak można! To nie jest jakiś kraj! To nie jest ten kraj! To jest mój kraj, Polska ojczyzna, moja. i to nie jest jakiś krzyż. To jest nasz krzyż. Prezydenta Polski. Od chrztu krzyż, od Mieszka I. A nawiasem mówiąc – co twierdzi najwyższy autorytet herbów polskich – prezydent pochodził w prostej linii od Mieszka I. – wykorzystując chwilę konsternacji wśród tłumu, Przemysław Górny argumentuje dalej – Dlatego mają takie główki. słowiańskie.
Bardziej kombatanckim tonem: – 11 listopada w zeszłym roku, na placu Piłsudskiego, przed grobem nieznanego żołnierza, Lech Kaczyński powiedział Polsce i światu: Krzyż obronimy. Krzyża nie usuniemy. I co się dzieje? Testament pamięci Lecha Kaczyńskiego, to jest ten krzyż. My go będziemy bronić. Ale co zrobimy? Nie podniesiemy ręki na dzieciaka harcerza. Na księży. Bo oni padli ofiarą brudnej, perfidnej gry politycznej. Nie chcieli sobie brudzić rąk. Moi mili: zabijałem Niemców. Zabijałem sowietów. Zabiłem jednego Ukraińca, ale on był zły – gwałcił kobiety, gwałcił dzieci, to go zabiłem. Ale nigdy nie zabiję Polaka, bo najgorszy Polak jest lepszy niż najgorszy wróg!
Nieliczne, ale gromkie brawa. Natychmiast podchodzę do Pana Przemysława, proszę o poświęcenie mi chwili. Zgadza się, ale najpierw każe stanąć na baczność. Puścili hymn z magnetofonu.
1000 minut do godziny zero
Na 91 stronie
Pan Przemysław daje mi do ręki kserokopię listy odznaczeń i awansów, gdzie dumne figuruje obok nazwisk Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy, wśród zasłużonych, odznaczonych przez Lecha Kaczyńskiego 3 maja 2006 r. Zanim przejdziemy do właściwej rozmowy, dodaje też, że jego życiorys opisał Jacek Kuroń w książce „Wina i wiara” – na stronie 91.
– Powiedziałem tylko to, co słyszę od trzech miesięcy. Powiedziałem, co myślą wszyscy. W nocy przyjdzie tu BOR, będą robić barykady. Ale my przecież nie będziemy bić kapłanów. Nie będziemy bić harcerzy. – witają nas dwie uprzejme panie, gorąco gratulują wystąpienia, ale pan Przemysław kontynuuje – Możemy tylko ustawić krzyż i wszyscy skandować: Hańba. (hańba.- zasłuchane powtarzają niczym echo, zupełnie mechanicznie) Zdrada. (zdrada.). Judasze. (judasze.)
Wyraźna obietnica tego, co ma dziać się następnego dnia. O godzinie zero.
30 minut do godziny zero
Osiemdziesiąty pierwszy
W pół do pierwszej. Plac przepełniony. Wczorajszy ścisk wydaje się niczym, w porównaniu z tym, co dzieje się teraz przed pałacem. Ustawione barierki. Służby porządkowe pilnują protestujących, jakieś tysiąc osób. Staję blisko jednego z ogrodzeń. Miła pani zaczepia mnie i mówi, że dziś będą na pewno bili. Że będzie, jak w ’81. Będzie ZOMO, SB, ale jeśli będzie trzeba, odda życie za krzyż.
Godzina zero
Pojawia się misja harcerzy i księży. Tłum wita ich gwizdami, wyzwiskami „judasze”, „won komuchy”. Ktoś dorzuca: „będziemy się za was modlić”. Jeden z desperatów przedziera się przez barierki z drewnianym krzyżem, zostaje obezwładniony. Inna obrończyni krzyża próbuje się do niego przywiązać – bezskutecznie. Interweniuje policja. Podobno zabiera ją prosto do kliniki psychiatrycznej.
W melodię i takt hymnu oraz Chopina zaczyna się skandowanie: Cyrk! Hucpa! Zamach! Morderstwo!
Zupełnie, jak proponował Przemysław Górny.
Kilka osób obok mnie przewraca barierkę. Policja używa gazu łzawiącego. Pod samym krzyżem jedna kobieta płacze, druga, jak w transie, powtarza: „Nie oddamy krzyża!”. Trzecia klęka i próbuje pocałować księdza w rękę. Przed przechyloną barierka pikietujący zaczynają wykrzykiwać: „Tu jest Polska!”. Kilkoro innych: „Ja-ro-sław! Ja-ro-sław!”.
Księża i harcerze odwracają się od krzyża, opuszczają plac.
30 minut po godzinie zero
Tu jest Polska
Protestujący wiwatują.. Dookoła spaceruje z megafonem Mariusz Bulski, aktor najbardziej znany z roli w dokumencie „Solidarni 2010”. Ogłasza tryumf.
Krzyż zostaje.
Jednak będzie sequel.