Wspomnianą tu „obroną życia i rodziny” zajmują się środowiska katolickie – w tym różne skupiające się na tym temacie organizacje, takie jak na przykład Fundacja Pro. Cel katolickich „obrońców” jest w tej kwestii jeden – doprowadzić na początek do całkowitej delegalizacji zapłodnienia in vitro, antykoncepcji i aborcji – również w przypadkach takich jak zagrożenie życia matki. Mają oni w zwyczaju nie tylko posługiwać się informacjami fałszywymi czy nastawionymi wyłącznie na emocjonalny przekaz, ale i forsują dogmatyczne myślenie, z którym nie da się rozmawiać merytorycznie. Ci ludzie nie chcą dyskusji na temat etyki, nie chcą dążenia do poszerzenia wiedzy na temat początków ludzkiego życia, sprawiedliwego i poprawnego pod względem etyki stawiania prawnych granic. Oni już są całkowicie pewni wszystkiego i żądają tylko by prawo w Polsce było dostosowane do oczekiwań Kościoła Katolickiego. Absurdu sytuacji dopełnia jeszcze skrajna niekonsekwencja. Oto bowiem te same środowiska, które chcą w imię „obrony życia” – zakazywać zapłodnienia in vitro czy aborcji, jednocześnie pochwalają akty ludobójstwa na tle wyznaniowym i etnicznym. Te same środowiska, które krzyczą o potrzebie promocji i ochrony rodziny – negują prawo tysięcy ludzi do jej posiadania.
Zacznijmy od kwestii rodziny. Kościół Katolicki i jego zwolennicy ciągle powtarzają o potrzebie ochrony rodziny oraz promowania wartości rodzinnych. Należy tu więc przypomnieć, że zgodnie z doktryną Kościoła Katolickiego, tysiące ludzi w Polsce nie powinno mieć w ogóle prawa do zawarcia małżeństwa czy życia w związku. Wedle katolicyzmu bowiem, związki niekatolickie – zwłaszcza małżeństwa cywilne i konkubinaty, powinny być przez państwo zakazane a ludzie żyjący w nich – karani (mówi o tym np. encyklika Casti connubii – Piusa XI). Księża katoliccy nauczają w tej kwestii, że ludzie niemogący wziąć katolickiego ślubu – czyli np. bezwyznaniowcy, innowiercy, homoseksualiści – nie powinni dążyć do zawierania związków i pogodzić się z koniecznością życia w samotności.
Jako, że w państwie względnie demokratycznym Kościół Katolicki nie może osiągnąć takiego stanu prawnego, jaki zakłada jego doktryna, stara się on przynajmniej na tym finansowo nie stracić. Obecnie więc może udzielić nawet ślubu stronie formalnie katolickiej i niekatolickiej. Nie znaczy to jednak, że Kościół nie próbuje układać spraw na swoją modłę. Stara się on więc choćby w swojej retoryce obrzydzić relacje z osobami spoza swojej wspólnoty – zwłaszcza bezwyznaniowcami, ateistami. Różnymi sposobami zniechęca do zawierania z nimi związków czy nawet przyjaźni. Krzewi podziały, ostracyzm, strach i nienawiść. Przedstawia ich jako ludzi bez zasad, nieodpowiedzialnych, rozwiązłych seksualnie, niezdolnych do miłości i wierności. Dla Kościoła Katolickiego nie jest więc zbyt ważne to, jaką jakość życia rodzinnego stworzą dani ludzie – bo o wiele większym problemem dla niego jest rodzic ateista lub liberał niż rodzic alkoholik, albo sadysta. Gdy zaś już dojdzie mimo wszystko do ślubu mieszanego – strona niekatolicka musi, zadeklarować, że ograniczy swój wpływ na wychowanie dziecka. To więc nie troska o rodzinę jest sednem katolickiej retoryki „prorodzinnej”, a interes polityczny. Nie chodzi tu o to by rodziny były trwałe, by ich członkowie odnosili się do siebie z troską i szacunkiem – a o to by jak najwięcej dzieci rodziło się w związkach wyznających odpowiednie polityczne poglądy.
Jak katolicka „troska o rodzinę” wygląda w praktyce w skali masowej, można zobaczyć na przykładzie państw, w których opcja katolicka przejęła władzę. Na przykład w Hiszpanii za rządów Franco, rodzicom na masową skalę odbierano dzieci, za samo tylko podejrzenie o poglądy odmienne niż „jedyne słuszne”. Dzieci te następnie sprzedawano do bogatych, katolickich rodzin – a faktycznym rodzicom np. podawano fałszywe informacje o tym, że ich dziecko nie przeżyło porodu. W ten sposób około 300 000 dzieci zostało odebranych rodzicom (więcej na ten temat możecie usłyszeć w filmie dokumentalnym BBC z 2011 roku – Skradzione Dzieci Hiszpanii). To zaś dość łagodna wersja obchodzenia się z dziećmi w porównaniu z tym co działo się w innych katolickich państwach – takich jak np. Argentyna i Chorwacja.
Jeżeli spojrzeć na katolickie postrzeganie samej rodziny – też nie wygląda to dobrze. Rodzina jest tam sprowadzona w typowy dla państw totalitarnych sposób, do roli reprodukcyjnej. Podstawowym celem małżeństwa wedle Kościoła Katolickiego jest rozmnażanie (Kodeks prawa kanonicznego – kan. 1096, § 1) – nie zaś właściwe relacje rodzinne, wierność czy wzajemna troska. Nastawienie na reprodukcyjną rolę małżeństwa jest tak silne, że osoby które przez swoją niepełnosprawność nie mogą odbyć stosunku seksualnego – nie mają prawa żyć w katolickim małżeństwie (Kodeks prawa kanonicznego – kan. 1084, § 1).
Taka sama hipokryzja dotyczy kwestii „obrony życia”. Tak też na przykład wiosną czy latem Kościół Katolicki i jego zwolennicy – ostentacyjnie próbują w Szczecinku „bronić życia od poczęcia” organizując m.in. Marsz Dla Życia I Rodziny. Jednocześnie na początku marca oficjalnie pochwalają działalność Narodowych Sił Zbrojnych i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (oraz pomniejszych, bliskim im ideowo grup zbrojnych) – organizacji partyzanckich dążących do budowy państwa totalitarnego (tzw. Katolickiego Państwa Narodu Polskiego) i odpowiedzialnych za akty ludobójstwa na tle wyznaniowym i etnicznym – np. w Zaniach, Szpakach czy Przedborzu. Co więcej – kult tych organizacji to nie tylko pochwała ich zbrodniczej działalności i idei, które były ich źródłem. To także szerzenie uprzedzeń i negowanie prawa do życia współcześnie żyjących ludzi. Tak bowiem jak NSZ i NZW utożsamiały wyznanie prawosławne czy żydowskie pochodzenie z „komunizmem”, tak dziś ludzie promujący ten kult, każą utożsamiać z „komunizmem” m.in. wszystkich liberałów, ateistów, bezwyznaniowców (o tym kto stworzył ten kult, jak on działa i jakie przynosi skutki – pisałem w artykule „Czego w Szczecinku nie mówi się o Żołnierzach Wyklętych„).
Poza Szczecinkiem można znaleźć jeszcze ciekawsze przypadki. Tak też ci sami ludzie, którzy domagają się w imię „obrony życia” delegalizacji aborcji i zapłodnienia in vitro – jednocześnie potrafią chodzić w bluzach czy koszulach z hasłami „Śmierć Wrogom Ojczyzny” (w takim rozumieniu w jakim rozumiały go NSZ i NZW) czy „Zabijaj lewaków dla Chrystusa”. Te same środowiska, które prezentują grafiki antyaborcyjne – na stadionach wyciągają transparenty z postulatami mordowania liberałów. Te same środowiska, które krzyczą na jednych swoich marszach o potrzebie „poszanowania życia ludzkiego” – na innych swoich marszach krzyczą „na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” (gdzie owymi „komunistami” – są po prostu wszyscy niepodzielający katolickich poglądów), „znajdzie się kij na lewacki ryj” czy też „Wyszyńskiego pamiętamy, ateistom żyć nie damy”.
Tak więc ten sam Kościół Katolicki, te same środowiska a nierzadko nawet ci sami ludzie – którzy wychwalają jakim to „patriotyzmem” i „bohaterstwem” było palenie żywcem całych rodzin (w tym m.in. kilkumiesięcznych dzieci) w ich chatach – kilka miesięcy później chcą w imię „obrony życia” zanegować prawo setek par do posiadania dziecka czy prawo do przerwania ciąży kobiecie, mogącej jej nie przeżyć! Niekonsekwencją jest w ogóle powoływanie się na katolicyzm. Kościół Katolicki dziś dużo bowiem mówi o potrzebie poszanowania życia od poczęcia, ale jednocześnie zawsze miał ludzkie życie za nic.
Wystarczy przypomnieć tu choćby działalność katolickich organizacji, takich jak Narodowe Siły Zbrojne, Pogotowie Patriotów Polskich, Gwardia Hlinki, Falanga Hiszpańska, Christus Rex. Co działo się w miejscach takich jak Stara Gradiška, Jasenovac, Castuera, Formentera. Co robili przedstawiciele Kościoła – tacy jak ks. Wernich, ks. Seromba, ks. Tiso, bp Stepinac, bp. Rožman. Wystarczy przypomnieć nauki samego katolicyzmu mówiące o obowiązku mordowania niewiernych dla Chrystusa (np. nauczanie świętego katolickiego Bernarda z Clairvaux – Liber ad Milites Templi de laude novae militiae) i karania śmiercią heretyków – by „ochronić” innych przed rozprzestrzenianiem herezji (święty Tomasz z Akwinu – Summa theologiae). Trzeba naprawdę sporej dozy bezczelności i wewnętrznego fałszu, by głosić publicznie tak sprzeczne rzeczy. By mówiąc o obronie życia realizować interesy Kościoła Katolickiego – odpowiedzialnego za taką ilość śmierci (za którą w istocie stała chciwość, żądza władzy, nienawiść do odmienności).
Sądzę, że całe to mówienie o potrzebie obrony „nienarodzonych”, to przede wszystkim próba wizerunkowego zadośćuczynienia i ukazania siebie jako obrońcę czegoś wartościowego. Retoryka ta używana jest tutaj bowiem przez ludzi, którzy w istocie negują prawo do życia każdego o innych poglądach, pochodzeniu etnicznym czy orientacji seksualnej. Tak więc ludzie ci, nie chcąc by widziano ich jako tych złych, którzy odmawiają innym prawa do egzystencji – znajdują usprawiedliwienie tej negacji, w postaci rzekomej obrony życia zarodków. Retoryka „za życiem” jest też wygodnym usprawiedliwieniem by odbić piłeczkę – i to stronę liberalną nazywać „mordercami”. Padło na zarodki, bo zarodki nie mają niewygodnych poglądów, są najbardziej bezbronne a odpowiedzialność za ich życie spada całkowicie na matki. Obrona życia narodzonego człowieka jest zaś nie tylko trudna i kosztowna (trzeba zadbać o jego zdrowie, ubrać go, wyżywić), ale w przypadku gdy dotyczy człowieka głoszącego odmienne poglądy – może być sprzeczna z interesem Kościoła.
Katolicka „obrona życia” łączy się też z innymi sprzecznościami. Nie dawno na przykład w Szczecinku Kościół Katolicki protestował przeciwko planowanemu koncertowi zespołu Behemoth. Jednym z argumentów jaki wysuwał katolicki kler, było narażanie dzieci na treści obrzydliwe, gorszące – które miałyby się pojawiać podczas występu. Jeżeli jednak chodzi o przekaz katolicki, to tutaj Kościół pozwala sobie na swobodne szerzenia zgorszenia i obrzydzenia – a przykładem tego są prezentowane publicznie antyaborcyjne plakaty, pokazujące rzekomo abortowane płody. Zdjęcia są pełne krwi, pofragmentowanych części płodów itp. – i nie jest tu istotne czy są prawdziwe czy spreparowane. Filmy fabularne z przemocą i dużą ilością krwi, mimo, że nie pokazują prawdziwych obrazów – też są zastrzegane dla starszego odbiorcy. Istotne jest tu to, że w przeciwieństwie do koncertu – na który idą chętni – plakaty te oglądać muszą wszyscy przechodnie, w tym dzieci. Sporo rodziców już sie na takie widoki skarżyło. Bywały w Polsce przypadki, że sprawę nawet zgłaszano policji.
Artykuł ten napisałem właśnie ze względu na opisane tu skrajne zakłamanie przejawiające się w kolejnych akcjach „obrońców życia i rodziny” – jakie pojawiają się w Szczecinku i innych częściach Polski Gorsze od zasad zbyt swobodnych czy zbyt restrykcyjnych, są zasady stosowane niekonsekwentnie – którym jakaś strona w praktyce nie zamierza podlegać choć chce je narzucać innym. Podobnie było w przypadku wspomnianych protestów katolickich przeciwko koncertowi Behemotha. Gdyby protestowali ludzie mieszkający obok placu koncertowego – przeciwko wszelkim koncertom odbywającym się tam, ze względu na zbyt duży hałas – być może bym ich poparł. Potępiać jednak będę protesty tych, którzy chcą odwołania koncertu powołując się na swoje „prawo do nieobrażania” – przy czym nie widzą nic złego w znacznie dotkliwszym obrażaniu innych (od „lewactwa”, „antypolaków”, „żydowskich zdrajców”, „komunistów” itp.). Podobnie jest w kwestii zapłodnienia in vitro, aborcji i antykoncepcji. Wyraźnie tu widać, że po stronie katolickiej, obrona życia i troska o rodzinę w rzeczywistości zaczyna się i kończy w pustych hasłach rzucanych dla pozoru.