Nie mam zamiaru spierać się z samą zasadą, która pozwala przełożonym w stanie duchownym zakazywać podwładnym wypowiadania się. To najbardziej oczywiste pogwałcenie wolności słowa z możliwych, ale osoby wstępujące w stan kapłański są tej zasady świadome. Inną sprawą jest pytanie, na ile dwudziestoparoletni chłopak powinien być zmuszany do dożywotniego postawienia się przed alternatywą pomiędzy brakiem wolności słowa a wydaleniem z kapłaństwa, gdy nie jest przecież w stanie wówczas ocenić, jak ewoluować będzie zarówno Kościół, jak i jego ocena tejże instytucji w perspektywie wielu lat. Owszem, Kościół chroni się w ten sposób dość skutecznie przed awanturnikami. Gdy jednak sam zbacza z właściwej drogi, pozbawia się ważnego źródła przestrogi i wezwania do autorefleksji. Przestroga i napomnienie są zaś akurat polskiemu, rozpolitykowanemu Kościołowi potrzebne permanentnie od wielu lat.
W historii ks. Bonieckiego najgorsze jest to, że kary, jakie go spotkały, nie wynikają z tego, co głosi ich faryzejskie uzasadnienie. Słowa księdza nie są niezgodne z nauczaniem Kościoła. Owszem, nie są one może zdatne dla tych wiernych, dla których wiara polega wyłącznie na klepaniu pacierza, słuchaniu proboszcza i unikaniu jakiejkolwiek głębszej refleksji o naturze relacji człowieka z Bogiem, a każde „ale” wprowadza w rozdygotanie i zwątpienie. Jednak dla wiernych potrzebujących intelektualnej płaszczyzny dla swojej wiary są one na wagę złota. I jako takie, nigdy nie odwiodły od Boga żadnego, słuchającego ich w dobrej wierze człowieka.
Sugerowanie niezgodności z nauczaniem Kościoła jest marną przykrywką dla prawdziwego powodu prześladowania ks. Bonieckiego. Tym powodem jest naturalnie polityka. Ksiądz jest przedmiotem represji, ponieważ nie ukrywa w swoich wystąpieniach tego, że należy do mniejszości kapłanów niepopierających obecnie rządzącej Polską partii. Tymczasem jego przełożeni, ludzie zdolni zakazać mu wypowiedzi, są jej zwolennikami. Podejmują zatem decyzję polityczną i okrutną, nie dla dobra wiernych i Kościoła, ale dla dobra partii rządzącej i swoich relacji ze świecką władzą.
Przez lata ks. Tadeusz Rydzyk, jeden z czołowych kapłanów o intensywnie uzewnętrznianych, proprawicowych sympatiach, dopuścił się szeregu skandalicznych wypowiedzi. Przez lata jego media znane były choćby z komunikowania treści antysemickich. Żadne z działań Episkopatu nie doprowadziły jednak nawet do sugestii ukarania go poprzez zakaz wypowiedzi.
Można przejść nad tym do porządku dziennego. Po krótce orzec, że Kościół w Polsce jest organizacją prawicową i takie polityczne przekonanie stanowi jedno z kryteriów rekrutacji osób duchownych, a może nawet wiernych. Pytanie jednak brzmi, na ile taki Kościół może realizować misję ewangelizacyjną w politycznie podzielonym społeczeństwie? Wiara w Pana Boga nie ma barw partyjnych, ani światopoglądowych. Duża część społecznego nauczania Kościoła wynika z ludzkich interpretacji Pisma, które bywają błędne, albo są zakładnikiem czasów, w których powstały. Zamykanie się w hermetycznym środowisku politycznego zglajchszachtowania przeczy idei Kościoła i powoduje, ze staje się on na własne życzenie niezdolny do realizacji Bożego planu wobec człowieka. Wraz z zamknięciem ust ks. Bonieckiemu, wielu polskich katolików ma poczucie, że pokazano im drzwi.