Nieraz skupiałem się na moich blogach na tzw. oczywistych absurdach polskiej rzeczywistości. Nie należę przy tym do tej grupy malkontentów, którzy są święcie przekonani, iż w Polsce wszystko jest do kitu, a w innych krajach działa jak w szwajcarskim zegarku. Nieprawda to i nie ma powodu wiecznie przesadzać i narzekać. Polskie państwo jest coraz sprawniejsze, nawet jeśli opór biurokratycznej machiny, której części składowe najchętniej pracowałyby w tym samym otoczeniu i na tych samych procedurach od studiów do emerytury, jest kolosalny. Niemniej jednak niekiedy oczywiste absurdy irytują. Irytują zwłaszcza wtedy, gdy pomimo ujawnienia ich, nikt na stanowiskach decyzyjnych nie mówi wprost „to jest głupie i należy to jak najszybciej zmienić”. Taki brak chciejstwa to prosta recepta na tzw. „powtórki z rozrywki”.
W poprzednim tygodniu, jak na dłoni, ujrzeliśmy absurd prawny szczególnie niebezpieczny dla państwa oraz tzw. zasad współżycia społecznego, ponieważ dotyczący bezpośrednio samej esencji procesu demokratycznych wyborów w Polsce. Komitet wyborczy Janusza Korwin-Mikkego, Kongres Nowej Prawicy, nie zarejestrował list we wszystkich okręgach wyborczych, a tylko w 21, pomimo iż, jak twierdzą jego przedstawiciele, spełnił warunek rejestracji wszędzie w postaci skutecznej rejestracji w 21 okręgach w określonym terminie (w tym przypadku do 31 sierpnia). Nie jestem w stanie tutaj rzec, że potrafię bez jakichkolwiek wątpliwości orzec, czy rzeczywiście KNP ma rację. Korwin-Mikke i jego współpracownicy twierdzą, że w koniecznych dla ogólnopolskiej rejestracji 21 okręgach dokumenty złożyli terminowo i tylko z winy Państwowej Komisji Wyborczej do 31.08. zarejestrowane było niewystarczające 20 list, zaś rejestracja kluczowej dla sprawy 21. listy nastąpiła po czasie. PKW twierdzi, że późniejszej rejestracji ostatniej listy winny jest komitet. Ja nie wiem. Wiem jednak dwie rzeczy na pewno.
Pierwsza jest oczywista. W ostatecznym rozrachunku PKW zarejestrowała KNP w 21, a nie w 20 okręgach.
Druga to natomiast absurd prawny, który należy usunąć. KNP wystąpił ze skargą na PKW do Sądu Najwyższego. Ten zaś, nie oceniając meritum sprawy, orzekł, że protest jest „przedwczesny”, ponieważ zgodnie z procedurami protesty można składać w tym trybie po ogłoszeniu wyników głosowania przez PKW, a więc… po wyborach. Aby uniknąć prawniczej sieczki językowej, sytuacja wygląda zasadniczo tak. Pomimo iż PKW decyzję już wydała w sposób ostateczny, nie można jej zaskarżyć do wyższej instancji. Do czasu ogłoszenia wyników PKW jest więc jedyną instancją władną decydować o losach komitetów wyborczych, co budzi wątpliwości co do zgodności z podstawowymi zasadami państwa prawa. Natomiast już zupełnie na chłopski rozum idiotyzmem jest niemożność zgłoszenia protestu przed wyborami, kiedy jeszcze można naprawić sytuację i dopuścić pokrzywdzony ewentualnie komitet do wyborów, a więc sprawę załatwić polubownie. Nie. Możliwe jest tylko oprotestowanie decyzji po wyborach, kiedy przedmiotem protestu nie jest już pojedyncza decyzja o niedopuszczeniu list jednego komitetu w kilkunastu okręgach, ale siłą rzeczy… cały, globalny wynik wszystkich komitetów, we wszystkich okręgach. Nawet tam, gdzie lista KNP została dopuszczona, nawet wyborów do Senatu, które mają tylko terminową, a nie logiczną łączność z wyborami do Sejmu. Po wyborach możliwe będzie już tylko unieważnienie ich w całości i decyzja o powtórzeniu. Ze wszystkimi kosztami oraz ryzykiem, że w zakresie wyników rzeczywiście relewantnych dla pytania o polityczny skład przyszłego rządu (z całym szacunkiem, wynik KNP najprawdopodobniej tutaj relewantny by nie był) zapadnie w powtórzonych wyborach inny werdykt. Procedura ta przypomina trochę skutecznością prawo skazańca do wystąpienia o ułaskawienie, ale dopiero po ujawnieniu wyniku sekcji jego zwłok.
U Jana Kochanowskiego padło kiedyś słynne napomnienie, że Polak bywa mądry po szkodzie, ale czasem jest i po niej głupi. Czy to prawda okaże się, gdy przed kolejnymi wyborami zasady składania protestów na decyzje PKW zostaną zmienione lub nie. Obecnie pewnym jest co innego. Polak przed szkodą mądry być nie ma szans, bo mu głupie procedury i nieżyciowe przepisy najnormalniej w świecie na to nie pozwalają.