Skoro mamy prostą możliwość finansowania obligacji, dlaczego należy przejmować się kredytem? Żadna taka operacja nie przechodzi bez efektu. Skup obligacji to zamiana papieru na pieniądz – a im pieniądza w gospodarce więcej, tym niższa jego wartość. Inflacja jest tu naturalnym zagrożeniem – i jeśli bank centralny będzie używał tego narzędzia do finansowania błędnej polityki rządu (zamiast do zwalczania koniunkturalnych kryzysów) nigdy nie wymusi na nim reform.
Dura lex, sed lex to jedna z fundamentalnych dewiz prawa. Jednakże, często sposób sformułowania przepisów sprawia, że można znaleźć w nich bardzo znaczące furtki. Choćby ostatni projekt zmiany ustawy o Narodowym Banku Polskim. Choć prawo mówi, że NBP nie może finansować długu Polski, proponowana nowelizacja pozwala mu kupować polskie obligacje na rynku wtórnym – czyli, de facto, skupować polskie długi od wierzycieli. W ten sposób finansowanie długu nie jest bezpośrednie, ale realne konsekwencje są bardzo podobne. Jakie są więc jego skutki?
Zacząć należy od tego, że polskie obligacje się sprzedają. Nie osiągnęły statusu „papierów śmieciowych” i wciąż jeszcze nie mamy problemu z finansowaniem coraz większego długu. Więc, siłą rzeczy, nasze papiery dłużne znajdą się na rynku wtórnym. Teraz, jeśli bank będzie chciał skupić polski dług, może przeprowadzić akcję nabywania obligacji – jedną z tzw. operacji otwartego rynku. Kupione obligacje może od razu umorzyć – zmniejszając dług publiczny. Oczywiście, to metoda do której bank centralny powinien uciekać się tylko w ostateczności – jeśli państwo ma istotne problemy z utrzymaniem zadłużenia. Można więc stwierdzić, że na ten moment tak ekspansywne metody nie zostaną użyte. Niestety, rosnący dług publiczny daje podstawy do niekorzystnych prognoz na przyszłość.
Skoro jednak mamy prostą możliwość finansowania obligacji, dlaczego należy przejmować się kredytem? Otóż żadna taka operacja nie przechodzi bez efektu. Skup obligacji to de facto zamiana papieru na pieniądz – a im pieniądza w gospodarce więcej, tym niższa jego wartość. Inflacja jest tu naturalnym zagrożeniem – i jeśli bank centralny będzie używał tego narzędzia do finansowania błędnej polityki rządu (zamiast do zwalczania koniunkturalnych kryzysów) nigdy nie wymusi na nim reform.
Jak zatem rozróżnić obie sytuacje? Trzeba przede wszystkim przyjrzeć się innym narzędziom banku centralnego. Główną metodą wpływania na gospodarkę są bowiem stopy procentowe – swoista dźwignia, którą bank sprawia, że gospodarka przyspiesza bądź hamuje. Utrzymując stopy na przeciętnym poziomie pozostawia się więc miejsce na dowolne manewry – tak właśnie należy reagować na kryzysy koniunkturalne. Przy poprawnej polityce fiskalnej rządu deficyt nigdy nie będzie realnie groźny na tyle, by bank musiał przeprowadzać interwencję innego typu. Inaczej jest w przypadku nagłych problemów pozaekonomicznych. W wypadku wojny, katastrofy naturalnej, bądź potężnego kryzysu wywołanego poza państwem takie operacje mogą znaleźć uzasadnienie.
Warto jednak odnieść się do konkretnych przykładów. Ostatni kryzys finansowy stanowi doskonały materiał do analizy działania metody QE – tak zwanego luzowania ilościowego, które jest współczesną formą wjeżdżania do banków z taczkami pełnymi pieniędzy. Warto zwrócić uwagę, że gospodarki, które zastosowały tę metodę osiągnęły na stałe już zerowe stopy procentowe – zwyczajnie więc nie miały jak ich obniżyć. W tym przypadku argument o stosowaniu tylko stóp procentowych nie istnieje.
Zakładając zatem, że to jedyny sposób „rozgrzania” gospodarki, może on pomóc w okresie tzw. delewarowania. Jest to faza cyklu koniunkturalnego, w której wszyscy próbują spłacić swoje długi – wobec tego pieniądza jest mniej (bo wielkość kredytu się zmniejsza). Wtedy, odpowiednio zastosowane tworzenie pieniądza może być dobrą receptą na stabilny jego poziom, ale musi być ono zawsze zrównoważone cięciami wydatków. Trzeba znaleźć złoty środek.
Niestety, często to polityka rządzi ekonomią, nie odwrotnie. Naturą inflacji jest jej subtelność – wyborcy zauważają cięcia wydatków, pozostając ślepi na spadek wartości pieniądza. Dlatego też często politycy stosują właśnie tzw. podatek inflacyjny i dlatego tak ważna jest niezależność banku centralnego, którą przynajmniej próbowano naruszyć podczas afery taśmowej. W odpowiedzialnych rękach każde narzędzie może być lekarstwem dla gospodarki – w upolitycznionym banku może stać się gwoździem do jej trumny.
————————————————————————————–
Krzysztof Sikorski – programista i webmaster, przekonany do liberalnej szkoły ekonomii. Zwolennik szukania kompromisu w każdej sytuacji, z problemów wychodzący nadmiernym uporem i zacięciem.