Macrona raczej ciężko przedstawicielem „szkoły angloamerykańskiej” nazwać, lecz niewątpliwie był to kandydat o programie liberalnym, odważnym i antypopulistycznym. Mieliśmy okazję obserwować zjawisko zaskakujące: były minister finansów i bankier w rok stworzył własny ruch, ogłosił kandydaturę na prezydenta i urząd zdobył, rozbijając trwający od lat 50 duopol socjalistów i republikanów. Co więcej okazuję się, iż dla francuskiej sceny politycznej konsekwencje tego wyboru będą iście rewolucyjne (choć w odniesieniu do Francji może lepiej nie bawić się tym słowem). Ruch En Marche! Według najnowszych sondaży w wyborach parlamentarnych zdobywa wyraźne pierwsze miejsce.
Czy w kraju, w którym w roku 1968 zachwyceni ideami marksizmu studenci podjęli próbę wzniecenia rewolucji komunistycznej i w którym sondażowi liderzy przerzucają się socjalnymi obietnicami można wygrać z programem choćby umiarkowanie wolnorynkowym?
Przyjrzyjmy się postulatom gospodarczym nowego prezydenta Republiki. Macron do wyborów szedł pod hasłem obniżenia deficytu budżetowego poniżej 3% PKB i 60-miliardowych oszczędnościach w wydatkach publicznych, jako celem na ostatni rok kadencji. Podczas gdy określający się jako trockista czarny (czy raczej czerwony) koń wyborów, Jean-Luc Melenchon fantazjuje o 100% podatku dochodowym dla najbogatszych, Macron proponuje obniżenie podatku od osób prawnych z 33 do 25 procent oraz przeniesienie negocjacji nad 35-godzinnym tygodniem pracy na szczebel poszczególnych firm. Gdy Marine Le Pen zgodnie z błąkającym się po Wersalu duchu czasów absolutystycznych proponuje wskrzeszenie XVII-wiecznego merkantylizmu i zamknięcie na świat, nowy prezydent jasno określił się jako kandydat Francji otwartej i zwolennik globalizacji.
W wywiadzie dla „Der Spiegel” Marine Le Pen mówi “I want to destroy the E.U. not Europe! … The E.U. is deeply harmful. It is an antidemocratic monster. I want to prevent it from becoming fatter, from continuing to breathe, from grabbing everything with its paws.” 1 Emmanuel Macron radykalnie eurosceptycznej narracji, forsowanej przez populistów z lewej i prawej strony nie uległ, lecz narzucił swoją. W manifeście En Marche czytamy o Unii jako o „gwarancji pokoju”, a od samego kandydata słyszymy zapowiedzi poparcia dla europejskiej polityki obronnej i dalszej integracji w kluczowych obszarach.
Konkludując, lider En Marche odwrócił się plecami od populizmu i populistycznej narracji. W jej miejsce narzucił narrację własną, mocno proeuropejską, wolnościową i nastawioną na reformy.
Nie jest tajemnicą, że Brexit i wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA dał wiatr w żagle ruchom antyglobalistycznym, protekcjonistycznym i nacjonalistycznym na całym świecie. Z pewnością Pałac Elizejski nie odgrywa w światowej polityce tak wielkiej roli, jak Biały Dom, jednak wiele wskazuje na to, że trend się odwrócił. Co lepsze, wiele wskazuje na to, iż nie wiatr nie dmie w żagle lewicy, a ku liberalnemu centrum. I tak jak populiści wzorowali i porównywali się do Trumpa, tak liberałowie powinni wykorzystać sukces Macrona.
Z pewnością receptą na populizm nie jest jego adaptacja i tworzenie polityki mniejszego zła. Epoka postpolityki zakończyła się definitywnie, a wybory wygrywa ten, kto narzuci narrację. I stworzenie prorynkowej, otwartej na świat i proreformatorskiej narracji jest wyzwaniem dla liberałów na całym starym kontynencie.
1http://www.independent.co.uk/news/world/europe/le-pen-kill-european-union-pay-her-bills-eu-brexit-ukip-bnp-a7684796.html
