W gruncie rzeczy należało się tego spodziewać od wielu miesięcy, jeśli nie kliku lat. W tym kierunku zmierzała retoryka najwyższych przedstawicieli rządu, o jego bezkrytycznych apologetach pośród medialnie aktywnych ekonomistów nie wspominając. Wczoraj premier i minister finansów przedstawili projekt faktycznej likwidacji II filaru, a więc emerytury kapitałowej w Polsce.
Argumenty na poparcie tej decyzji ciągle są te same i ciągle oparte na noszącej znamiona manipulacji dyskusji o długu. Mówiąc wprost, rząd zamienia dług jawny na ukryty, poprawia na dziś dane makroekonomiczne prostym zabiegiem nie mającym nic wspólnego z real economy, zaś wyzwanie radzenie sobie z tym długiem, który stanie się ponownie jawny za ileś tam lat (i nie będzie już konsumowanych przecież teraz środków na jego pokrycie) zostawia swoim następcom, w tym pokoleniu naszych dzieci. Nie warto tego komentować, gdyż na myśl przychodzą same brzydkie słowa, wśród których „bezczelność” jawi się jako najbliższe komplementowi.
Rząd daje nam „wybór”, „dobrowolność” co do tego, co stanie się z blisko 3% naszych pensji brutto, która stanowić mają teraz tą część składki emerytalnej, która może nadal trafiać do OFE, ale może pójść wraz z całą jej resztą do ZUS. Wkłada przy tym wiele wysiłku w to, aby jak najmniej środków pozostało w OFE, a więc tymczasowo poza gestią wydatkowania tych pieniędzy przez ministra finansów. Po pierwsze, ustawa ma wnieść wymóg aktywności, jeśli obywatel chce nadal być w OFE; aby zostać arbitralnie przeniesionym do ZUS wystarczy postawa pasywna i powstrzymanie się od działania. Po drugie, z OFE do ZUS będzie się można przenieść nie tylko w okresie 3 miesięcy, w których aktywny wybór OFE musi się zmieścić; można to będzie uczynić w każdej chwili, ale już przenosiny z ZUS do OFE nie będą możliwe nigdy. Po trzecie, rząd odbiera OFE możliwość inwestowania w papiery wartościowe niskiego ryzyka, czyli swoje obligacje (będą to od teraz jedyne fundusze emerytalne w skali świata obłożone takim kuriozalnym zakazem). To oznacza, że dywersyfikacja portfeli inwestycyjnych w OFE zostaje zawężona tak, że zachowawcze strategie inwestowania stają się niemożliwe. W sumie więc inwestowanie w OFE stanie się per saldo bardziej ryzykowne niż dotąd, a więc dla wielu obywateli nie tylko mniej atrakcyjne, ale wręcz psychologicznie nie do przyjęcia. Po czwarte, tą psychologiczną barierę zwiększy dodatkowo konieczność podpisania podobnego jak w przypadku agresywnego inwestowania na giełdzie (np. w funduszach) oświadczenia, iż posiadacz rachunku jest świadomy, że inwestowanie w OFE może powodować duże straty w sytuacji bessy na rynku. Łatwo sobie wyobrazić niejednego obywatela, który po tej lekturze zrezygnuje z pozostania w OFE, albo przeżyje szok i przejdzie jednak do ZUS niedługo potem (np. w sytuacji pierwszych spadków indeksów, których OFE nie mogą już kompensować zwiększeniem udziału obligacji w portfelu). Po piąte, minister finansów zapewne powróci do zastosowanej już raz retoryki w stylu pisowskim i wybierającym OFE zarzuci brak patriotyzmu wyrażającego się brakiem solidarności i dbałości o stan naszych finansów publicznych. Na pewno kontrole Urzędów Skarbowych mogą częściej interesować się właścicielami środków w OFE, a nieco rzadziej patriotycznymi ZUSowcami…
Te wysiłki rządu warto odnotować, nawet jeśli są w gruncie rzeczy zbędne. Obiektywnym faktem jest bowiem, że w zmienionej sytuacji nie opłaca się pozostać w OFE. Racjonalną decyzją będzie jego opuszczenie z kilku powodów. Po pierwsze, inwestowanie tam będzie zbyt silnie skorelowane z wahaniami koniunktury. Wobec zakazu zakupu obligacji, OFE będą narażone na zbyt duże ryzyko utraty znacznego odsetka aktywów przy każdym tąpnięciu indeksów. Po drugie, wycofanie się większości obywateli z OFE radykalnie zmniejszy ich wolumen środków inwestycyjnych na giełdzie, przez co zniknie efekt skali i inwestycje będą, zwłaszcza w pierwszym okresie, przynosić straty (radykalny spadek popytu na akcje). Poprzez decyzję większości idącej do ZUS, mniejszość pozostająca w OFE straci. Po trzecie, decyzja rządu rozpoczyna najpewniej kilkuletni proces stopniowego wygaszania OFE, więc istnieje zasadnicze pytanie, po co odkładać i tak niechybnie nas czekające przejście do ZUS.
Decyzja rządu o „przeniesieniu” obligacji z OFE do ZUS jest przewłaszczeniem, przejęciem własności OFE przez instytucję rządową. Jako taka wydaje się nielegalna, ale mam wątpliwości, czy Trybunał Konstytucyjny, raczej nieskory do wydawania wyroków dewastujących esencjonalne elementy polityki rządu, zdecydowałby się ją zakwestionować.
Skoro rząd szafuje pojęciem „dobrowolnego wyboru”, to powinien realnie taki wybór udostępnić. Obok opcji utopienia środków w ZUSowskiej piramidzie lub trzymania w obumierających OFE powinna istnieć opcja wypłacenia wartości II filara przez właścicieli rachunków. Jeśli to jest zbyt wysokie żądanie, to przynajmniej powinna istnieć opcja przekazywania od teraz tej części składki, która ma w przyszłości iść do ZUS lub OFE, do wolnego dysponowania przez obywateli. W obecnej sytuacji, dla ludzi wieku 40 lat i poniżej, najbardziej obiecującym zabezpieczeniem emerytalnym staje się bowiem „IV filar”. Nie skazana na całkowitą zmianę zasad funkcjonowania przez któryś z przyszłych rządów (najpóźniej około 2040 r.) piramida ZUS, nie wykastrowane OFE (których wtedy dawno już nie będzie), nie IKE, IKZE i podobne dziwaczne twory, mnożące komplikacje. IV filar, czyli samodzielne inwestowanie odkładanych co miesiąc sum według sensownej strategii długoterminowej. Bez ograniczeń w sięganiu po najróżniejsze instrumenty finansowe od pokręconych derywatów w czasach hossy po obligacje państwa niemieckiego w czasach bessy. To chyba jedyna alternatywa na stare lata dla siedzenia pod kościołami z ręką wyciągniętą po grosik.