Na początku należałoby zdefiniować o kim tutaj w ogóle mowa i kogo chce się policzyć. Jeżeli na pojęciu którego desygnatem jest idea czy ideologia buduje się inne – którego desygnatem jest człowiek, zwykle pojęcie to oznaczać będzie osobę wyznającą ową pierwotnie określoną idee czy ideologię, Tak więc liberałem nazywa się człowieka o liberalnych poglądach. Komunistą – człowieka o poglądach komunistycznych. Katolikiem będzie tym samym człowiek o poglądach katolickich.
Katolicyzm to z kolei doktryna, na którą składa się zespół wielu pomniejszych poglądów, takich jak: uznanie konieczności zwierzchności Kościoła nad państwem, konieczności podporządkowania się papieżowi, sprzeciw wobec wolności słowa, wolności wyznania, demokracji, potępienie prawa do zawierania małżeństw innych niż katolickie, wiara w Boga, boskość Jezusa, w nieomylność papieża i kolegialną nieomylność biskupów, moc relikwii, zbawienie – dostępne tylko w obrębie katolickiej wspólnoty itp. Tak więc katolikiem będzie człowiek, który te wszystkie poglądy wyznaje.
Podobnie wygląda to w wewnętrznym prawie Kościoła Katolickiego. Katolik musi przyjmować katolicki światopogląd (Kodeks Prawa Kanonicznego – kan. 750). Negowanie jakiegokolwiek elementu doktryny, powątpiewanie w jakąś z „prawd” katolickich – czyni go heretykiem (kan. 751). Heretyk podlega zaś ekskomunice – czyli wyłączeniu ze wspólnoty (kan. 1364). Zgodnie więc z wewnętrznym prawem Kościoła, ktoś kto np. choćby powątpiewa w kolegialną nieomylność biskupów (kan. 749, § 2) czy w potrzebę walki z wolnością słowa (encyklika Mirari Vos – Grzegorza XVI), jest heretykiem i nie powinien nazywać siebie katolikiem.
Problem tutaj leży w tym, Kościół Katolicki swojego prawa nie realizuje, ponieważ chce upiększać swoje statystyki i tym samym zniekształcać obraz rzeczywistości. Dzięki temu może używać argumentu „większości”, który wraz z wypaczonym rozumieniem demokracji – w postaci tyranii większości nad mniejszościami – stanowi nierzadko skuteczne narzędzie do forsowania prawnych regulacji. Kościół może również w ten sposób wykorzystywać skłonność ludzi do konformizmu informacyjnego oraz konformizmu normatywnego – co objawi się tym, że np. deklarują oni katolicyzm, bo widzą, że większość to deklaruje. Tym samym zjawisko wypaczania obrazu rzeczywistości zaczyna napędzać się samo.
Przybliżona liczba 90% – którą tak Kościół Katolicki lubi przywoływać, to nie procent katolików w społeczeństwie – jak każe on ją interpretować, ale liczba wskazująca odsetek obywateli, którzy jedynie zostali ochrzczeni w jego wspólnocie. Zazwyczaj jako niemowlęta, przez rodziców którzy robili to bezrefleksyjnie w obawie przed społecznym ostracyzmem. Formalnymi katolikami są więc ludzie, którzy wcale nie muszą wyznawać katolickich poglądów. Innymi słowy – formalny katolik a faktyczny katolik to nie to samo. Kościół każe natomiast społeczeństwu wierzyć, że sam fakt iż ktoś został ochrzczony jako niemówiące, nieświadome tego aktu dziecko – determinuje jego całkowicie katolicki światopogląd na resztę życia.
Nie ma bezpośrednich, ścisłych danych na temat tego, jak wielu jest w Polsce katolików. Są jednak liczby, które pośrednio wskazują przybliżoną ich ilość. Należą do nich dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego. Za istotne należy tu uznać dwa wskaźniki: stosunek ludzi obecnych na niedzielnej mszy w stosunku do liczby formalnie zobowiązanych (dominicantes) oraz stosunek ludzi przystępujących do komunii w stosunku do liczby formalnie zobowiązanych (communicantes). Po uwzględnieniu liczby zobowiązanych (stanowi ją liczba formalnie przynależących do wspólnoty pomniejszona m.in. o szacunkową liczbę dzieci do lat 7) i odniesieniu jej do liczebności polskiego społeczeństwa, można wyliczyć jaki odsetek obywateli uczęszcza na mszę i przyjmuje komunię (szczegóły dotyczące wyników i samych obliczeń znajdziecie w analizie Rafała Maszkowskiego – GUS nie wierzy w Ordynariat Polowy czyli gdzie zaginęło 3,2 miliona Polaków – z której zaczerpnąłem podane tu liczby). Tak też okazuje się, że np. w roku 2013 – 27,9% obywateli Polski uczęszczało na mszę, zaś 11,6 przyjmowało komunię.
Liczby te można uznać za istotne z racji obowiązku uczestnictwa we mszy (i przyjmowania komunii) – jaki katolicyzm nakłada na wiernych (kan. 1247). Ludzie, którzy nie uczęszczają na mszę i odrzucają ten obowiązek, naruszają Kodeks Prawa Kanonicznego – kan. 751, czyniąc siebie heretykami i na mocy prawa, teoretycznie wykluczają się ze wspólnoty. Nie są to jednak liczby ścisłe, ponieważ nie tylko są naznaczone błędami pomiarowymi, ale i nie uwzględniają innych obowiązkowych dla katolika praktyk czy wyznawanych poglądów. Można więc je uznać za wskaźnik górnej granicy liczby katolików w Polsce – jako, że uczestnictwo we mszy nie musi oznaczać całkowitej zgodności poglądów tych ludzi z doktryną i polityką Kościoła Katolickiego. W przybliżeniu można więc uznać, że faktyczni katolicy stanowili w przykładowym 2013 roku, nie więcej niż – od 11,6% do 27,9% polskich obywateli. Należy przy tym wziąć pod uwagę to, że wskaźniki te z roku na rok maleją.
Otrzymane liczby względnie korelują (przynajmniej w skali większość-mniejszość) z innymi wskaźnikami, mogącymi pokazywać przybliżony odsetek katolików. Takim wskaźnikiem są na przykład wyniki wyborów parlamentarnych. Jeżeli bowiem wygrywają w nich politycy o liberalnych poglądach, zwolennicy demokracji, prawa do zapłodnienia in vitro, przeciwnicy zakazu handlu w niedzielę – to znaczy, że bardzo duża liczba wyborców zagłosowała wbrew katolickim poglądom, a więc raczej ich nie wyznaje (przy czym wynik jest mało precyzyjny z powodu dużej liczby niegłosujących). To samo dotyczy różnych badań opinii publicznej np. dotyczących tematu zapłodnienia in vitro czy stosowania antykoncepcji – tutaj jednak należy uwzględnić fakt, iż badania prowadzone są na niewielkiej grupie w przybliżeniu mającej reprezentować społeczeństwo.
Pozostaje jeszcze kwestia tożsamości. Wielu ludzi mimo, że nie podziela katolickich poglądów – czyli nie jest katolikami – uważa siebie za katolików. Należy więc tu wyjaśnić – deklarowanie czegoś czy przeświadczenie o byciu kimś, nie stanowi o rzeczywistości. Przeświadczenie o byciu zdrowym, ważnym, o posiadaniu wiedzy itp. – nie musi być zgodne z faktami. Podobnie jest w kwestii uznawania siebie za katolika. Katolicy to przede wszystkim granfalon – czyli grupa istniejąca w świadomości jej członków. Granfalony są wykorzystywane na szeroką skalę m.in. w reklamie marketingowej. Wykorzystywanie granfalonów to też jedna z podstawowych strategii Kościoła Katolickiego.
Kościół w imię swoich interesów chce fałszować obraz rzeczywistości. Nie zamierza rzetelnie podchodzić nawet do własnych statystyk. Argument prawa kanonicznego odrzuca wymówkami o tym, że heretyk sam w swoim sumieniu wyłącza się ze wspólnoty i nie trzeba tego formalizować – choć gdy chodzi o chrzest to nawet świadomość dziecka się nie liczy, tylko formalne włączenie do wspólnoty. Straszenie posłów ekskomuniką – w razie gdyby głosowali wbrew doktrynie Kościoła, zawsze też ogranicza się tylko do samego straszenia. Co więcej, Kościół nie tylko nie wyklucza formalnie heretyków, ale i stara się utrudniać występowanie ze wspólnoty tym, którzy chcą świadomie tego dokonać: komplikuje procedury; unika przyjmowania oświadczeń woli; rozpowszechnia fałszywe informacje itp. To wszystko pokazuje jak ważne jest dla Kościoła to, żeby liczba przynależących do jego wspólnoty była zawyżona – i że chętnie będzie on głosił nieprawdę by tylko sprawiać pozory katolickiej większości a przez to utrzymywać społeczne oraz polityczne wpływy.