Pod koniec lutego 2015 poparłbym ustawę o odnawialnych źródłach energii, gwarantującą małym producentom prądu atrakcyjne ceny skupu w latach 2016-2030. Pod koniec kadencji sprzeciwiałbym się podejmowanym przez Ministerstwo Gospodarki propozycjom nowelizacji tej ustawy, które pozbawiłyby ją pierwotnego sensu.
Powodów, dla których ludzkość powinna odejść od paliw kopalnych jest dużo i są one doskonale znane. Uzależnienie gospodarki od ropy daje niezasłużoną siłę prostackim dyktaturom w stylu Arabii Saudyjskiej czy Rosji. Spalanie węgla zanieczyszcza powietrze i prowadzi do tysięcy przedwczesnych zgonów w regionach przemysłowych. Także samo wydobycie kopalin niszczy pierwotne ekosystemy i degraduje krajobrazy. Wreszcie, bez względu na to jak usilnie ignorować będziemy powyższe problemy, jak skutecznie poszukiwać nowych złóż i zwiększać efektywność konsumpcji energii, paliwa kopalne pewnego dnia się wyczerpią. Według większości prognoz stanie się to jeszcze za naszego życia – o ile wcześniej nie zginiemy za sprawą bliskowschodniej ropy sponsorującej terrorystów, rosyjskiego gazu finansującego zielone ludziki lub węglowego smogu.
Przez parę dziesięcioleci za alternatywę uważano atom, ale katastrofy w Czernobylu i Fukuszimie pokazały skalę wiążących się z nim zagrożeń, a problem składowania odpadów radioaktywnych nie doczekał się dobrego rozwiązania. Dlatego przejście na źródła odnawialne jest najlepszym rozwiązaniem. Postęp techniczny, obniżający koszt paneli słonecznych, elektrowni wiatrowych i wodnych oraz, co bardzo ważne, zwiększający naszą zdolność magazynowania energii pokazuje, że jest to rozwiązanie realistyczne.
Nie widzę żadnego powodu, dla którego Polska powinna tę zmianę blokować. W odróżnieniu od kolegów z SLD koalicji wyborczej nie widzę sensu dotowania z publicznych pieniędzy tradycyjnego stylu życia górników. Argument o potrzebie uniezależnienia się od dostaw surowców energetycznych z Rosji bardziej do mnie przemawia – ale nie jest on jednoznaczny z koniecznością utrzymywania obecnego
poziomu wydobycia i zużycia węgla. Dobrze zorganizowany system rozproszonych źródeł odnawialnych oznaczają nawet większą niezależność i stabilność: ponieważ elektrowni są tysiące, nie da się go sparaliżować paroma wyłączeniami.
Ta sama cecha ma kapitalne znaczenie dla struktury gospodarczej kraju. To prawda, że energia ze źródeł odnawialnych jest (na razie) droższa niż z atomu lub spalania węgla. Ale zyski ze sprzedaży tej pierwszej zasilają budżety tysięcy gospodarstw domowych, które zdecydowały się zainstalować panele fotowoltaiczne oraz setek małych firm prowadzących farmy wiatrowe na małą skalę. Właścicielami wielkich elektrowni są tymczasem wielkie korporacje, które z mniejszym prawdopodobieństwem „wpuszczą” swoje zyski do przyziemnej realnej gospodarki.
Tu właśnie można dopatrywać się źródeł szkodliwej nowelizacji forsowanej przez Ministerstwo Gospodarki. Jest ona w interesie wielkich grup energetycznych, które dorzucając drewna do pieców węglowych (tzw. współspalanie) realizują formalne kryterium energetycznej odnawialności. Grupy te, jak pamiętamy z zeszłorocznych restauracyjnych podsłuchów, są dogodnym miejscem do zatrudnienia politycznych protegowanych – oraz źródłem pieniędzy na parakampanijne wydarzenia.