Niedawno na łamach L! ukazał się tekst Przemka Staciwy, pozytywnie odnoszący się do kwestii wprowadzenia podatku mięsnego, który skłonił mnie do poniższej polemiki. Uważam, że wprowadzenie podatku mięsnego jest nie tylko złym rozwiązaniem, ale co więcej – skrajnie niemoralnym.
Przeczytaj artykuł Staciwy: https://liberte.pl/podatek-miesny-jedyny-sluszny-podatek/
Po pierwsze jesteśmy świadkami narastającego trendu opodatkowywania kolejnych branż gospodarczych pod wpływem tzw. nakazu zapobiegania złym czy niebezpiecznym nawykom konsumentów. Oczywiście o tym, co jest złe lub szkodliwe arbitralnie decyduje aktualny rząd. Niedawno mieliśmy do czynienia z debatą na temat podatku cukrowego. Osobiście staram się ograniczać spożycie cukru z racji zdrowotnych. Ale to moja prywatna decyzja. Jeśli postanowiłbym objadać się ciastkami, lodami itp., być otyłym, ale mieć z tego frajdę i żyć prawdopodobnie krócej, to nie rozumiem dlaczego rząd miałby arbitralnie mi tę prywatną decyzję utrudniać. Przecież nikogo nie krzywdzę. Pewnie w aspekcie „podatku cukrowego” odezwie się zaraz tabun zwolenników regulacji, którzy będą wskazywać na korzyści społeczne wynikające z mniejszego spożycia cukru. OK. To częściowo prawda. Jeśli jednak będziemy rozwijać idee opodatkowania tych branż lub grup społecznych, które ktoś arbitralnie uznaje za szkodliwe, to już wkrótce trafimy do piekła, w którym np. katolicka większość będzie opodatkowywać specjalnie „produkty promujące ideologię LGBT”. Niemożliwe w Polsce? Możliwe. Albo katolicka większość postanowi opodatkować wszystkich ateistów i innowierców za to, że wprowadzają chaos i problemy społeczne. Nie jesteście w stanie sobie tego wyobrazić? Ja niestety jestem.
Podatki powinny być możliwie powszechne i równe dla wszystkich podmiotów. A jeśli coś na podstawie umowy społecznej uważamy za zbyt szkodliwe – należy sprzedaży takiego produktu po prostu zakazać. Tak jak uważam, że powinna być wciąż zakazana sprzedaż narkotyków (jestem za depenalizacja użycia, żeby nie rujnować życia młodym ludziom, ale za surowym karaniem handlarzy).
Po drugie podatek od mięsa wydaje mi się szczególnie niemoralny, jeśli chodzi o przyczyny, dla których wiele osób żąda jego wprowadzenia. Jeśli uważamy, że dzisiejsze warunki hodowli przemysłowej zwierząt urągają wszelkim normom humanitaryzmu, to jak możemy na to reagować wprowadzeniem podatku? Niedawno Sylwia Spurek przyrównała to zjawisko do Holocaustu. Ja bym nigdy tak nie powiedział z racji na szczególny wydźwięk tego słowa. Ale czy opodatkowanie Holocaustu ktokolwiek może uważać za moralnie właściwe, jeśli zgadzamy się, że takie cierpienie zwierząt przetrzymywanych przez całe życie w zamkniętych mikro klatkach, de facto torturowanych, bestialsko tuczonych jest zbrodnią? To jak możemy uspokajać nasze sumienia podatkiem (z którego nomen omen PiS sfinansuje sobie Radio Maryja albo inną TVP), który przecież niczego w sposobie hodowli nie zmieni? Bestialskie warunki chowu przemysłowego muszą być z całą stanowczością zakazane i ścigane przez państwo. Tutaj nie ma półśrodków. To powinien być postulat wszystkich osób, które domagają się respektowania praw zwierząt.
Piszę to jako osoba, która nie jest wegetarianinem ani weganinem. Jem mięso i nie mam zamiaru tego zmieniać. Człowiek od tysiącleci jest wszystkożercą. Natura jest naturą, w której jedne zwierzęta zjadają drugie. To przykre prawo natury. Jednak zwierzęce niewolnictwo i tortury w dzisiejszej hodowli przemysłowej nie mają nic wspólnego z naturą. Prawo zwierząt do normalnego, w miarę szczęśliwego życia w hodowli, do śmierci bez cierpienia – powinno być celem uniwersalnym. I jak najbardziej w tej sprawie trzeba ponieść konsekwencje: jeść mięso rzadziej i więcej za nie płacić.
Prawa zwierząt powinny wejść na sztandar – nie tylko wegan, ale wszystkich ludzi, którzy kierują się w życiu zasadami humanitaryzmu.
