W Niemczech trwa obecnie gorący okres ustalania nowej koalicji rządowej. Najprawdopodobniej w jej skład wejdą socjaldemokraci, liberałowie i zieloni. Jaki scenariusz ich rządów można w tej chwili zarysować? I co ta nowa koalicja przyniesie dla RFN, Europy i świata? O tym w krótkim podsumowaniu tego co się stało, co aktualnie się dzieje i co przyniesie przyszłość na niemieckiej scenie politycznej.
Co się wydarzyło?
26 września br. Niemcy wybrali nowy Bundestag. Do oddania głosu uprawnionych było 60,4 mln obywateli, ale udział w wyborach zdecydowało się wziąć 76,6% z nich. Tradycyjnie najlepsza frekwencja była na północy, zachodzie i południu kraju (77%-85%), natomiast na wschodzie, w szczególności na terenie Meklemburgii – Pomorza Przedniego i w Saksonii – Anhalt, zainteresowanie wyborami było słabsze, na poziomie około 63-69%.
Oficjalny wynik końcowy potwierdził tendencje z ostatnich tygodni przed głosowaniem – Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SDP) wygrała wybory zyskując 25,7% wszystkich głosów i zdobywając łącznie 206 miejsc w izbie niższej niemieckiego parlamentu. Na drugim miejscu uplasowała się chadecka koalicja CDU/CSU (Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna/ Unia Chrześcijańsko-Społeczna), choć de facto otrzymała najgorszy wynik w swojej historii – zdobyła poparcie 24,1% głosujących i 197 miejsc w parlamencie. Na trzecim miejscu triumfowała partia Zielonych – 14,8% głosów, 118 miejsc. Na czwartym zaś liberałowie z Wolnej Partii Demokratycznej (FDP) () – 11,5% głosów i 92 miejsca. Zarówno Zieloni jak i FDP wzmocniły swoją reprezentację w parlamencie względem wyborów z 2017 roku. Prócz tych ugrupowań do Bundestagu weszli ponadto reprezentanci skrajnej prawicy z Alternatywy dla Niemiec (AfD) (10,3% głosów, 83 miejsca) oraz skrajnej lewicy z Linke (39 miejsc, choć łącznie zyskali 4,9% głosów, tzn. mniej niż wskazuje próg wyborczy – uzyskali jednak mandaty w ramach wyborów bezpośrednich na konkretnych kandydatów, tzw. Erststimme). Poza deputowanymi z ramienia ww. partii, do Bundestagu wszedł także jeden przedstawiciel Związku Wyborców Południowego Szlezwiku, które jest ugrupowaniem reprezentującym mniejszość narodową i jako taki nie obowiązuje go 5% próg wyborczy.
W parlamencie 20. kadencji zasiądzie zatem 736 posłanek i posłów – to relacja 35% do 65% na korzyść mężczyzn, choć należy przyznać, że kobiety we wrześniowych wyborach wywalczyły o 4% więcej miejsc niż poprzednim razem. Jednocześnie ten Bundestag będzie o 27 deputowanych większy niż w latach 2017-2021, co oznacza że będzie to drugi, po Ogólnochińskim Zgromadzeniu Przedstawicieli Ludowych, tak olbrzymi parlament na świecie. W tej nowej izbie zasiadać będą jednak politycy młodszej generacji – średnia wieku wynosi bowiem 47,5, a prawie 1/3 deputowanych ma mniej niż 40 lat. Warto zauważyć, że najmłodsi deputowani reprezentować będą najczęściej Zielonych (ich najmłodsi parlamentarzyści mają po 23 lata), natomiast najstarsi sprawować będą mandat w większości z ramienia AfD (honorowy przewodniczący frakcji AfD Alexander Gauland ma obecnie 80 lat).
Co ciekawe, 38% wszystkich deputowanych to nowicjusze – najwięcej jest ich wśród Zielonych. Jakkolwiek „starzy wyjadacze” w większości utrzymali się na swoich pozycjach – w szczególności ci z Linke (79% ich deputowanych podtrzymało swój mandat) oraz z CDU/CSU (75%). Oznacza to, że w 62% niemiecki parlament składać się będzie z zawodowych polityków – gros z nich ma wcześniejsze doświadczenie w pracy w administracji, korporacjach międzynarodowych, a także w sądownictwie. Aż 15% z nich może pochwalić się tytułem doktora.
Parlament będzie też bardziej wielokulturowy – 83 osoby (11,3%) mają tzw. tło migracyjne, co oznacza że co najmniej jedno z ich rodziców nie urodziło się na terenie Niemiec. To wzrost o 3% względem poprzedniej kadencji Bundestagu. Najwięcej osób z pochodzeniem migracyjnym reprezentowanych jest przez lewicę z Linke (28%), najmniej natomiast przez CDU (4,6%). Ten nowy Bundestag będzie zatem młodszy, bardziej kobiecy, kolorowy i prawdopodobnie także bardziej dynamiczny, ze względu na napływ nowego politycznego narybku.
Co się teraz dzieje?
Niemieckie oraz ogólnoświatowe media od miesięcy rozgrzewała dyskusja o tym kto i z kim utworzy nową koalicję rządową. Scenariuszy było kilka i wielokrotnie omawiano ten temat w licznych analizach. Tymczasem najprawdopodobniej ziści się tzw. koalicja świateł drogowych (Ampelkoalition).
Po przeprowadzeniu rozmów sondujących reprezentanci trzech partii: socjaldemokratów (kolor czerwony), liberałów (kolor żółty) i zielonych, ogłosili bowiem w piątek 15 października zamiar utworzenia wspólnego gabinetu. Negocjacje nad umową nadal jednak trwają, podobnie jak dyskusje dotyczące obsady stanowisk. Podstawą do prowadzenia rozmów jest wypracowane wspólnie 12-stronicowe porozumienie, w którym te trzy partie wymieniły kluczowe z ich punktu widzenia zadania stojące przed Bundestagiem. Są to: modernizacja gospodarki; przyspieszona cyfryzacja; walka ze zmianami klimatycznymi; inwestycje w energię odnawialną i szybkie wycofanie się z energetyki węglowej (do 2030 roku); poprawa szans rozwojowych dzieci, w tym zakotwiczenie praw dziecka w Ustawie Zasadniczej oraz obniżenie wieku głosowania do 16 lat; stymulowanie budownictwa mieszkaniowego; zabezpieczenie emerytur; podwyższenie ustawowej płacy minimalnej do 12 euro/godz.; odstąpienie od podwyższenia podatku dochodowego, podatku od towarów i usług lub podatku od osób prawnych; a także utrzymanie dotychczasowego poziomu emerytur i ustawowego wieku emerytalnego.
Jak podkreślali liderzy trzech ugrupowań podczas prezentacji głównych punktów tego porozumienia, rozmowy prowadzone są w „przyjaznej atmosferze”, z „dużym stopniem zaufania” i przy „wzajemnej sympatii”. Niewątpliwie jeśli ta koalicja powstanie, to wprowadzi zupełnie nową jakość do niemieckiego politycznego mainstreamu. Aby się powiodła konieczne jest wspomniane wzajemne zaufanie, ale i zrozumienie dla potrzeb różnych grup wyborców – od niezależnych intelektualistów i aktywistów społecznych, przez zamożnych przedsiębiorców aż do pracowników niskiego szczebla. Wszyscy oni głosowali przecież na partie, które najprawdopodobniej wejdą w skład nowego rządu federalnego.
Co ważne, koalicja w tym składzie jeszcze nigdy nie rządziła na szczeblu federacji. Jakkolwiek partie mają już doświadczenia ze współpracy na poziomie regionalnym. W ramach porozumienia SPD – FDP – Bündnis 90/Die Grünen rządzono już w latach 1990-tych w takich landach jak Brandenburgia i Brema, natomiast od 2016 roku koalicja ta rządzi z sukcesem w Nadrenii-Palatynacie. „Koalicja świateł drogowych” rządziła także na przestrzeni ostatnich 15 lat w kilku miastach, m.in. w Bonn, Darmstadt, Bielefeld, Mönchengladbach, Düsseldorfie oraz w Moguncji. Doświadczenia zdobyte na poziomie lokalnym można będzie wykorzystać na krajowym szczeblu. Niewątpliwie, jeśli ten nowy rząd zostanie utworzony, w polityce realizowanej przez Berlin pojawi się zatem spory efekt świeżości i nowego spojrzenia na problemy i wyzwania, które stoją przed Niemcami w XXI wieku.
Co się stanie w najbliższej przyszłości?
Kwestia powołania nowego gabinetu nie jest wprawdzie jeszcze przesądzona, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że na jego czele stanie socjaldemokrata, Olaf Scholz. Ten dziś 63-letni polityk ma za sobą wiele doświadczeń na najwyższych stanowiskach. W latach 2002-2004 pełnił funkcję sekretarza generalnego SPD, od 2007 do 2009 roku był ministrem pracy i spraw społecznych w pierwszym gabinecie Angeli Merkel, następnie od 2011 do 2018 roku sprawował urząd burmistrza Hamburga, natomiast od 2018 roku ponownie wszedł w skład rządu, tym razem jako wicekanclerz i minister finansów. Jeśli rozmowy koalicyjne się powiodą – a w praktyce mogą trwać dowolnie długo – wówczas to właśnie wyrobionego politycznie Scholza Bundestag wybierze na kolejnego szefa rządu federalnego.
Olaf Scholz to pragmatyczny technokrata, któremu – co ciekawe – w zwycięskiej kampanii wyborczej nie zaszkodziła afera podatkowa cum-ex, jak i sprawa gigantycznego oszustwa i braku nadzoru finansowego nad firmą Wirecard. Niewątpliwe pomogły mu medialne wpadki największego konkurenta, Armina Lascheta z CDU, oraz potknięcia pozostałych rywali, ale także zapewnienia, że Niemcy „suchą stopą” przejdą przez trudy pandemii. Scholz jeszcze w 2020 roku zapewniał, że rząd „sięgnie po każdy środek, aby Niemcy bezpiecznie przeszli przez tę ciężką sytuację”. Wyborcy mu zaufali.
Biorąc pod uwagę jego polityczne pochodzenie i aktywność można stwierdzić, że Scholz jest zdeklarowanym Europejczykiem, zwolennikiem multilateralizmu i międzynarodowej współpracy. Podobnie zresztą jak reprezentanci liberałów i zielonych (oraz oczywiście także chadeków, którzy jednak znajdą się pierwszy raz od 2005 roku w opozycji). Konsensus w tej sprawie utrzymuje się między głównymi niemieckimi partiami od lat.
Politycy wszystkich tych ugrupowań wskazują, że koncentracja na wspólnej Europie jest kluczowym zadaniem niemieckich polityków także w nadchodzących latach. Jakkolwiek podkreślają oni również konieczność wypracowania wspólnego europejskiego podejścia względem światowych mocarstw – przede wszystkim Chin. Domagają się multilateralizmu na miarę XXI wieku, w którym współpraca w trójkącie Unia Europejska – Stany Zjednoczone – Chiny będzie brała pod uwagę potrzeby i możliwości zarówno tych trzech podmiotów, jak i ich partnerów na arenie międzynarodowej. Dla każdej z partii kluczowy w polityce pozaeuropejskiej będzie region Azji i Pacyfiku – to tam upatruje się szans na rozwój niemieckiej gospodarki. Chiny pozostaną wprawdzie najważniejszym partnerem, ale prawdopodobni koalicjanci domagają się większej dywersyfikacji handlu. Podkreślają oczywiście znaczenie współpracy transatlantyckiej i oparcia bezpieczeństwa niemieckiego (oraz europejskiego) o NATO, ale chcą także promować wspólnotowe spojrzenie na wyzwania globalne i podnosić w międzynarodowych dyskusjach tematy dla Europejczyków istotne, jak: prawa człowieka, opieka zdrowotna, rozwój edukacji na wszystkich poziomach nauki czy zmiany klimatyczne.
Jeśli Ampelkoalition przejmie władzę w Niemczech, to z pewnością otworzy zupełnie nowy rozdział w polityce krajowej i międzynarodowej. Pytanie o to czy dojdzie w tym czasie do rzeczywistej rewolucji, czy jednak nastąpi tylko łagodna transformacja, pozostaje otwarte.
Autor zdjęcia: Carlos Alberto Gómez Iñiguez