W niniejszym felietonie będę kruszyć kopie o jakość polskiego życia parlamentarnego, a zwłaszcza bronić parlamentarnego obyczaju. Zdaję sobie przy tym sprawę, że może to z łatwością wywoływać rozbawienie. Dobry obyczaj parlamentarny w Polsce to dawno zapomniane zjawisko, od wielu lat w polskiej polityce dominują ludzie, którzy z zaostrzania konfliktu międzyludzkiego uczynili swój fach, zaś z hasła „wszystkie chwyty dozwolone” swoją zasadę. O obyczaj nikt nie dba, czegoś takiego jak etos parlamentaryzmu nie ma, chociaż kiedyś jednak było.
W związku z tym można orzec, iż wszystko to i tak rynsztok, stracona sprawa. Z drugiej jednak strony zawsze jest nadzieja, że kiedyś inne pokolenie będzie zachowywać się inaczej. Wówczas pewną wartość stanowić będą ugruntowane zasady wynikłe z ciągłości parlamentarnej, na których nowi ludzie będą mogli łatwiej oprzeć praktykę parlamentarną o ulepszonej, względem dnia dzisiejszego, jakości. Dlatego porzucenie zasady o swobodzie doboru przez kluby poselskie swoich przedstawicieli w Prezydium Sejmu w randze wicemarszałków, jednej z ostatnich zasad, które przetrwały te lata międzypartyjnej wojny totalnej, uważam za niezwykle smutną wiadomość.
Nie chcę tutaj wnikać w motywy Janusza Palikota i klubu jego Ruchu, jakie leżą u podłoża decyzji o odwołaniu marszałkini Wandy Nowickiej. Nikt w nie wnikać nie powinien, skoro w dzisiejszej polskiej polityce jest tak, że przeciwnikom politycznym zawsze i wszędzie przypisuje się tylko złe motywy. Jasnym jest, że powody dla takiej decyzji mają charakter sporu wewnątrzpartyjnego. W czasach, gdy polityką zajmowały się damy i dżentelmeni, w wewnętrzne spory innych partii się nosa nie wtrybiało, dopóki nie oddziaływały one na interesy państwa. I tym razem byłby to najlepszy sposób zachowania.
Oczywiście wicemarszałkowie reprezentują cały Sejm, a nie tylko swój klub. Na zewnątrz. Jednak w Prezydium Sejmu i w Konwencie Seniorów są przedstawicielami klubu. Jedynym kryterium powinna zatem być rekomendacja klubu, zaś wystarczającym uzasadnieniem dla odwołania cofnięcie tej rekomendacji. Przedstawiciele jednej partii nie powinni zmuszać drugiej partii, aby obrała takiego czy innego reprezentanta. Elementarny szacunek wymaga, aby wzajemnie udzielać sobie prawa do autonomicznego podejmowania decyzji o sprawach personalnych.
Jeśli Sejm obyczaj naruszy i pozbawionej rekomendacji własnej partii Nowickiej nie odwoła, to na barki samej wicemarszałkini spadnie powinność ratowania honoru Sejmu i podtrzymania dobrego obyczaju. Nowicka powinna wówczas podać się do dymisji i w ten sposób okazać wobec swojego klubu lojalność. Jeśli czuje, że została pokrzywdzona (czego nie wykluczam, to inna sprawa), to po ustąpieniu z tej funkcji ma pełną możliwość zmiany przynależności klubowej. Dla władz Ruchu byłaby to być może lekcja polityki, w której nie warto wywoływać konfliktów personalnych z błahych jednak powodów.
Jeśli wykona się ten krok i odmówi trzeciej partii w Sejmie autonomicznego wyboru jednego wicemarszałka, to otworzy się drogę do dalszych, głębszych pogwałceń parlamentarnego obyczaju. Już dziś przecież jedna z dużych partii arbitralnie stwierdza, że Ruch w ogóle nie powinien mieć wicemarszałka. Ignoruje werdykt suwerena w naszym państwie, który w 10% poparł tą partię i za kryterium doboru składu Prezydium Sejmu przyjmuje własne widzimisię. Oto prosta droga do zmiany obyczaju, od uwzględnienia obecności i praw opozycji w zakresie współorganizowania prac Izby, do dominacji totalnej arytmetycznej większości. Dziś ktoś odmawia Ruchowi prawa do wicemarszałka, następnie ktoś odmówi tego PO albo i PiS. Wiadomo: większości się zmieniają, resentymenty polityczne są silne i żywotne, a pokusa wykorzystania niedanej raz na zawsze pozycji dominacji bardzo korcąca.
Smutna prawda jest taka, że powodem oporu przeciwko uwzględnieniu wniosku Ruchu Palikota nie jest chęć naruszenia obyczaju. Obyczaj obrywa tutaj przy okazji. Powodem jest niestety nazwisko ewentualnej następczyni Wandy Nowickiej. PO-PSL nie chce stanąć wobec perspektywy głosowania nad kandydaturą transseksualnej Anny Grodzkiej. Platforma jak zawsze chce być partią dającą liberałowi świeczkę, a konserwatyście przynajmniej ogarek (i tak dobrze, bo kilka lat temu to ogarek był dla liberałów), a w tym przypadku się to nie może udać. Albo Grodzką się zaakceptuje, albo odrzuci. Komuś się to na pewno nie spodoba. A utrzymując Nowicką na stanowisku, rafę można obejść.
Cała sytuacja sprowadza się do dwóch wniosków, oba są smutne. 1. Polskie partie, w tym PO, są skłonne poświęcić dobry obyczaj parlamentarny i wziąć na siebie niebezpieczeństwo dalszych złych tego skutków tylko po to, aby uniknąć sytuacji dla siebie politycznie trudnej, antagonizującej część elektoratu, a więc w imię własnego, wyborczego interesu politycznego. 2. W Polsce mniejszym problemem jest obwołać wicemarszałkiem Sejmu ledwie umiejącego czytać przestępcę, któremu zdarzało się chwalić szkołę propagandy narodowosocjalistycznej za jej skuteczność i bić po mordzie niewinnych urzędników, a większym osobę transseksualną, o wyższym wykształceniu humanistycznym, wysokiej kulturze osobistej, ponadprzeciętnej w polskiej polityce koncyliacyjności, zdolności dialogu i empatii.
Politycy! Zastanówcie się nad sobą. Wasz cyrk w pewnym momencie przestaje bawić nawet najbardziej wytrwałych widzów.