Jakieś serce*
Coś tu stuka. Jakieś przesunięcie. Jakieś serce
rozlewające się jak smoła. I tak samo ciemne.
Okrzyk wymazuje cię o zmierzchu. Zgaszone lampy
płyną dalej w nowej ciemności.
Rzeczy i ludzie na ulicy nagle widzialnie się starzeją,
sekundy się zagęszczają: Wyraźnie to widać
z bliska w ciemnym szkle powiększającym.
Jednocześnie, kiedy ciemny lód z otwartych lodowisk w sobie
całkiem się zawrze, już się bezpowrotnie roztapia.
Zawrotnie długie puste rozświetlone pociągi bez zatrzymania
mkną na spotkanie nocy, wnikają z powierzchni miasta do podziemia.
I kto to, bez powiek i wytrwale jak żywy,
stoi dalej w cichnącym powietrzu na peronach,
z oczami utkwionymi nie wiesz gdzie?
* (Z książki Fragment (rycerskiego) lasu)
Nagle w środku spojrzenia tylko tak mimowolnie
wkładasz sobie ręce we włosy i jednym szybkim
skomplikowanym i nieopisanie uwalniającym ruchem
wiążesz je sobie w wysoki węzeł, obnażając
jednocześnie ciemne przetarcia pod pachami i całą
swoją gładką białą szyję, napiętą w krótkiej
olśniewającej ekstazie. Zwycięstwo
pisze swoje pierwsze krople na marmurze,
w ciasnym cieniu kawiarnianego stolika
lekko poruszą się cienie twoich kolan, niemal
całkiem dotykają moich – i przelotny uśmiech rzeźby
błyśnie na szczycie. Na zewnątrz za szkłem czas biegnie dalej.
Coś się dzieje. Coś dzieje się z nami. Coś się
dzieje z nami, lecz to się nie dzieje ot tak sobie.
Najbardziej prawdopodobnie jesteśmy, kiedy się uwolnimy i oddalamy
od naszego obrazu. Odwróćmy twarze od luster, pozostawmy w nich
wszystkie powracające ruchy. Cwałujmy. Przenikajmy. Ciało w ciele,
ciało na ciele. A światło samo w sobie nagie na nas pada.
Tu kompozycja spalania odbijania w odbijaniu nie obowiązuje. Tylko
iskra – obraz bez obrazu i bez oddzielenia.
Drzewo w porywie tańca bez muzyki jest żywe. Także szum znika.
Dokąd odpływają wszystkie symetrycznie odzwierciedlające ścieżki?
I żywy fragment (rycerskiego) lasu oddycha. Ręka
po łokieć w rękawicy z rtęci porusza się, tworząc sobie
całkiem od początku jakiś inny, leśny, ledwie widoczny
gest. Zakręt odrętwiał. Pierś w blasku
zbroi powolutku się podnosi. Powietrze jest czyste.
Coś nadal się porusza. Lekki oddech jest tutaj stale z nami
jak zawrót głowy na skraju lekkiej paniki.
*(Z książki Fragment (rycerskiego) lasu )
Parsifal / Urywki (drogi i snu)*
W przeciwnym wietrze idziesz i zarazem pozostajesz w miejscu. Twarze
ludzi, których spotykasz, zlewają się w jedną bez określonego wyrazu,
nie można z niej niczego wyczytać ani niczego w niej odkryć.
W lesie, w którym początkowo tylko błądzisz, jest jeszcze jeden,
zupełnie inny las. Nieznana droga w nim
całkiem nieoczekiwanie przyprowadzi cię na próg twojego własnego
domu i zaraz potem znika. Nie masz pojęcia, w jaki sposób przyszedłeś aż tutaj.
Także twoje buty są puste i gorące. Lęk
zastygającej lawy, również w błocie za tobą i przed tobą
nie ma żadnego śladu.
Noc trwa tak długo.
Płomień się czyści w najgłębszej ciemności. Las w lesie
gubi się. Nieznany metal ledwo płynie sam w siebie.
Wiatr tli się na odwrót.
W świetle tego faktu możesz się sam w sobie
całkiem łatwo rozpłynąć.
* (Fragment (rycerskiego) lasu )
Lornetka operowa*
Kolana od ciemności i włosy od gliny. Parę taktów
powtarza się w dzień i w nocy w czyjejś niecichnącej
głowie z nieustannie powracającym echem własnych
kroków na samym dnie zagubionego chodnika.
Tak kontynuuje się rozkład? Ja jestem w ciemności,
ty w świetle. Ja jestem w świetle, a ty jesteś w ciemności.
Końcowa owacja niepowstrzymanie przedziera się na powierzchnię
z wnętrza zapalających się drzew, z podziemi pustych
garaży pod placami, ze zmroku
zapierających oddech sal: czerwone wielkie wilgotne usta
w polu widzenia lornetki operowej wciąż się tak niepewnie
chwieją, na sekundę przed twoim świetnym niewypowiedzianym
„amore vincerà”.
* (Fragment (rycerskiego) lasu)
Parsifal, biegnący chłopiec / Wielki ślad*
„Wirt als ein kint”
Meister Eckhart
Mkniemy. Powietrze tak tylko furkocze.
Odetchnij, jesteś tym samym chłopcem, który
szuka tego, który szuka.
Zmordowane charty są cieniem za piętami
i żywe srebro płynie po drogach.
Biegnij, nie przestawaj, nie gub błysku zapłonięcia
w gorącym śladzie konia, który w pełnym galopie
tak wzniecająco niesie niewyraźną, w pancerzu nieprzenikalnie
obnażoną postać, która przez całe dnie i noce
pokazuje ci wciąż tylko swoje olśniewająco opancerzone plecy,
w półśnie przed tobą nagle staje wielki
przebudzony ślad, w którym się jeszcze nie odcisnąłeś,
twój oddech przenika przez to wszystko, w bijącym
tętnie narasta krzyk nieobjętej krwi,
która jest wciąż przed nami.
Co w nas go wyprzedza?
Co w niej cię przeleje
na styku czystej rzeczy i wyobrażenia.
* (Fragment (rycerskiego) lasu)
Ivan Štrpka – urodził się 30.06.1944 r. w Hlohovcu. Jest jednym z najwybitniejszych współczesnych słowackich poetów. Należał do grupy poetyckiej „Osameli bežci” („Samotni biegacze”), której członkowie debiutowali pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia
Publikowane wiersze pochodzą z tomu Ciemne miejsca, który ukazał się nakładem Instytutu Mikołowskiego im. Rafała Wojaczka. Przełożył Franciszek Nastulczyk