Babka jednego z najlepszych szermierzy słowa pochodziła ze starego irlandzkiego rodu Fynne, którego przedstawiciele byli spokrewnieni z najznamienitszymi osobistościami Irlandii, a jednocześnie mówiło się, że Fynne’owie są niezrównoważeni umysłowo.
Sir William Wilde – ojciec Oscara – do dnia dzisiejszego uważany jest za twórcę nowoczesnej otologii. Ten znany lekarz był również wielce poważanym znawcą sztuki, literatury i historii, wielkim miłośnikiem Irlandii i skarbnicą wiedzy o swoim kraju. Te wszystkie przymioty sprawiły, że zyskał on szacunek takich tuzów swojej epoki jak choćby Napoleon II czy książę Walii – późniejszy Edward VII.
Również matka Oscara była nieprzeciętną osobą: w czasie Wiosny Ludów walczyła o wolność Irlandii; po aresztowaniu przywódców separatystycznego ruchu Irlandii została jedną z dwóch kobiet będących redaktorami naczelnymi pisma „The Nation”. Pisała pod pseudonimem „Speranza”:
„Ach, niechaj sto tysięcy muszkietów zamigoce jasnym blaskiem w świetle płynącym z nieba a monumentalne barykady niechaj zagrodzą każdą z naszych wspaniałych ulic, spustoszonych przez angielską przemoc, niech otoczą pierścieniem ów przeklęty zamek, w którym obcy tyran przez siedem wieków odbywał narady zdradzieckie i krzywdzące, na szkodę naszych rodaków i naszej ojczyzny. Jeden śmiały, rozstrzygający zryw! Jedna chwila, by nabrać tchu, a potem powstać; zwarta fala ruszy do ataku z północy, południa, wschodu i zachodu na angielskie garnizony i kraj jest nasz”.
Kiedy zawieszono wydawanie gazety pod zarzutem podżegania do buntu, aresztowano jednego z jej redaktorów i założycieli Partii Młodoirlandzkiej – Gavana Duffy, którego sądzono za zdradę stanu, Speranza wykrzyczała przed prokuratorem generalnym: „To ja jestem winna! To ja napisałam te napastliwe artykuły!”. Po tym wystąpieniu w mieście wybuchły – szybko zresztą stłumione – rozruchy. Naprawdę nazywała się Jane Francesca Elgee i płynęła w niej włoska krew. Była niezwykle dumna ze swego nazwiska, które – mocno w to wierzyła – było zniekształconą formą „Alighieri”, a wielkiego Dantego zaliczała w poczet swoich antenatów. Francesca była kobietą niezwykle inteligentną, jako dziecko dla własnej przyjemności uczyła się języków. Władała łaciną, francuskim, niemieckim i włoskim. zaczytywała się w Ajschylosie, pisywała wiersze i utwory polityczne. Jej niespokojna natura wyciszyła się, kiedy wyszła za mąż za sir Williama Wilde’a. To światłe, lecz jednocześnie dość specyficzne małżeństwo prowadziło dom „brudny i oryginalny, nieporządny i malowniczy”. To wszystko razem sprawiało, że o państwu Wilde mówił cały Dublin. Owocami tego związku byli synowie: starszy William i młodszy, urodzony 16 października 1854 roku, Oscar Finwal O’Flaherty Wills oraz najmłodsza córka Isola, która zmarła w dzieciństwie. Lady Wilde tak bardzo pragnęła mieć córkę, że przed urodzeniem Isoli ubierała Oscara w dziewczęce ubranka, a wszyscy mówili o nim „she”. Ich młodszy syn odziedziczył po ojcu świadomość własnej wielkości i pociąg do alkoholu, po matce wiarę we własny talent oraz imponujący wzrost i posturę.
Obaj synowie Williama i Speranzy wychowywani byli – nawet jak na ówczesne czasy – w sposób liberalny. Chłopcy brali udział w wydawanych przez rodziców, suto zakrapianych alkoholem przyjęciach na których gośćmi były najznakomitsze osobowości epoki. Oscar przysłuchiwał się ożywionym dysputom, chłonął każde słowo, poznawał tajniki dyskusji i uczył się, jak grać w niej pierwsze skrzypce.
Starość we wszystko wierzy. Wiek średni we wszystko wątpi. Młodość wszystko wie
Te beztroskie czasy skończyły się, gdy Oscar miał 10 lat i trafił do sławnej szkoły Portowa School w Enniskill. Nie było to przyjazne miejsce dla wrażliwego chłopca – srogi rygor protestantyzmu unosił się w starych murach. Dodatkowo Oscar nie należał do najlepszych uczniów – miał spore braki w arytmetyce – „Tak jak wszystkie czysto artystyczne natury pozostał przez całe życie kompletnym tumanem w tej dziedzinie”; opornie szło mu również pisanie wypracowań. Jego szkolne doświadczenia przekonały go, że „nie można nauczyć się niczego, co warto umieć”, oraz „uczymy ludzi, jak wyrabiać sobie pamięć, nigdy ich nie uczymy, jak mają się rozwijać”. Nie miał również dobrego zdania o nauczycielach: „każdy, kto niezdolny jest sam się uczyć, zaczyna uczyć innych”.
O ile mały Wilde nie przykładał się do nauki, o tyle już w dzieciństwie wyraźnie dała się zauważyć jego dbałość o wygląd zewnętrzny. Początki Oscara dandysa to właśnie ten czas, kiedy późniejszy gorszyciel przechadzał się po Portora School w nienagannie wyprasowanym ubraniu, starannie uczesanych długich włosach i cylindrze, który inni chłopcy nosili jedynie w niedzielę. Był tak doskonały w swoim wyglądzie, że aż chciało się zbrukać tę estetyczną doskonałość. Oscar był artystą z krwi i kości, a że wszystkie dziedziny sztuki miały już swoich mistrzów – on postanowił zostać „arcykapłanem stroju”.
Skomplikowana osobowość i izolowanie się od rówieśników sprawiły, że Oscar – w przeciwieństwie do starszego brata – nie był lubiany w Portora School. Liczne zainteresowania chłopca, od literatury po malarstwo, w ostatnich latach nauki skoncentrowały się na świecie starożytnym: Grecja sprzed kilkunastu wieków zaczęła odsłaniać przed Wildem swoje tajemnice. Poznał i zachwycił się rytmem heksametru, kultem młodości, pięknem efebów, męstwem Aleksandra.
Oscar Wilde powrócił do Dublina jako stypendysta Trinity College. Jego życie towarzyskie w zasadzie niczym nie różniło się od tego, które prowadził w Enniskill. Podczas gdy inni młodzieńcy włóczyli się po knajpach i romansowali z kelnerkami, on wolał spędzać czas samotnie lub w domu rodziców, w którym tętniło życie towarzyskie, a w weekendy pojawiali się tam wszyscy, którzy cokolwiek znaczyli w Dublinie.
Nauka w szkole szła mu łatwo, był kilkukrotnym stypendystą, a Trinity College ukończył ze złotym medalem.
Dzień po swoich dwudziestych urodzinach Oscar Wilde przyjechał do Oxfordu.
Było to miejsce, w którym potomkowie starych rodów, pławiąc się w luksusie korzystali do woli z przysługujących im przywilejów. Reszta mogła się tylko przyglądać bądź starać się wkupić w ich grono. Wilde wybrał inną drogę – izolację.
Mimo świetnych warunków fizycznych, Wilde nie uczestniczył w sportowej rywalizacji:
„Nigdy nie lubiłem kopać ani być kopanym”. Krąży wiele rzekomo autentycznych opowieści, jakoby Wilde był dręczony – także fizycznie – przez kolegów z Oxfordu. Najsłynniejsza z nich mówi o tym, jak pewnego dnia napadnięto go, obezwładniono i zaciągnięto na wzgórze. Oscar podniósł się, otrzepał i powiedział: „W istocie, widok stąd jest piękny”. Prawda jest jednak taka, że historyjki te zmyślali chłopcy chcący podkreślić swoją męskość i zniewieściałość Oscara. Prawdą jest natomiast, że Wilde sam rozgromił czwórkę kolegów, którzy po suto zakrapianym alkoholem wieczorze wtargnęli do jego pokoju. Kiedyś, jeszcze w Trinity College, gdy jeden z uczniów wyśmiał jego wiersz, Oscar wykorzystał niezwykłe warunki fizyczne, jakimi obdarzyła go natura. Jak wspomina świadek tamtych wydarzeń: „(.) gdy zadał cios z prawej, było to jak uderzenie pioruna: obsypał jeszcze zdziwionego tyrana gradem miażdżących razów i tym położył kres walce. A ci mówią o tym chłopie >blady młodzieniecmarzycielskie
Hesketh Pearson Oskar Wilde, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1953
Jan Parandowski Król Życia, Wydawnictwo Puls, Londyn 2000
Oscar Wilde Portret Doriana Graya, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2006
Trevor Fisher, Oskar Wilde i Bosie. Fatalna Namiętność, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2004
