Potoczna opinia na temat liberałów często zawiera oskarżenie, iż patriotami nie są, a przynajmniej ich miłość ojczyzny jest letnia i obwarowana wieloma „ale”, „jednakowoż”, a nawet „przy czym”. Oczywiście szczególnie środowiska konserwatywnej prawicy chętnie wrzucają liberałów do jednego worka z lewicą i zarzucają im bycie internacjonałami, dzięki czemu samych siebie pragną kreować na jedynych „prawdziwych patriotów”. Prawda jest, jak to zwykle bywa, o wiele bardziej skomplikowana, a przynajmniej zniuansowana. Faktem bezsprzecznym jest, że patriotyzm liberała różni się patriotyzmu konserwatysty. Nie może być inaczej, gdyż będąc częściej emocją, uczuciem i postawą raczej spontaniczną niż produktem racjonalnej refleksji, patriotyzm odnosi się do stosunku pomiędzy jednostką ludzką (w tym przypadku: podmiotem patriotyzmu, konkretnym człowiekiem doświadczającym uczucia patriotycznego) a zbiorowością, do której ona należy (przedmiotem patriotyzmu jest najczęściej grupa narodowa lub etniczna, ale współcześnie coraz częściej, oprócz tego, także lokalna). Relację jednostka-zbiorowość zaś poszczególne światy idei opisują odmiennie i jest to jedna z zasadniczych przyczyn, dla których są to ideologie różne. W przeciwnym razie mielibyśmy w naszej warstwie refleksji filozoficzno-ideowej tylko jeden możliwy sposób myślenia o człowieku i wspólnocie. Człowiek jednak przekorną istotą jest, więc pluralizm tutaj jest nieunikniony i zdusić go można tylko za pomocą środków opresyjnych, co znamy z licznych przykładów w historii.
Wpływ na liberalne podejście do patriotyzmu będzie w pierwszej kolejności miała liberalna idea jednostki i społeczeństwa. Gdy przypomnimy sobie, jak została ona zdefiniowana w tradycji liberalnego piśmiennictwa, musimy po części przyznać rację konserwatywnej krytyce liberalnego patriotyzmu. Konserwatyzm, jako idea, jest w istocie w znacznie większym stopniu naturalnie predysponowany do tego, aby być rezerwuarem żarliwych uczuć patriotycznych, jako że optymalną wspólnotę i kondycję pojedynczego człowieka rozumie w postaci przynależności do historycznie i tradycyjnie ukształtowanej zbiorowości narodowej, wobec której jednostka posiada określone obowiązki i jej powinnością jest się z nich wywiązywać. W konserwatyzmie wspólnotowy aspekt życia społecznego dominuje nad aspektem indywidualnym. Fundamentem tej koncepcji musi, siłą rzeczy, być mocne przekonanie o wielkiej wartości wspólnotowości, czego przejawem jest właśnie patriotyzm. Gdyby patriotyzm osłabł, konserwatywna konstrukcja idei człowieka i społeczeństwa ległaby w gruzach, gdyż straciłaby podstawę aksjologiczną.
Tymczasem konstrukcja liberalna jest do pewnego stopnia odwróceniem konstrukcji konserwatywnej. Liberalizm daje wyraźnie pierwszeństwo indywidualnemu aspektowi życia społecznego, przed aspektem wspólnotowym. Jeśli najważniejsze są prawa i wolności pojedynczego człowieka, to automatycznie znaczenie jego zakorzenienia we wspólnocie i poczucie tego faktu, a więc patriotyzm, mają znaczenie mniejsze. Nie można wyobrazić sobie całkowicie niepatriotycznego społeczeństwa ufundowanego na wartościach konserwatywnych, ale na wartościach liberalnych, jak najbardziej. Zakres obowiązków jednostki względem wspólnoty w ujęciu liberalnym jest o wiele węższy i ogranicza się do jej obrony celem zachowania ram instytucjonalnych gwarantujących wolnościowy porządek. W liberalizmie obowiązek służby militarnej na rzecz państwa i wspólnoty uzasadnia się koniecznością obrony wolności jednostek, które państwo to gwarantuje. Jednostka zatem broni także własnej wolności, jej motywacja do służby, a nawet poświęcenia życia, jest częściowo egoistyczna. W konserwatyzmie obowiązek takiej służby jest absolutny, jest naturalną konsekwencją wizji wspólnoty narodowej i podporządkowanej jej jednostce. Można wręcz rzec, że liberalizm uzasadnia poświęcanie życia jednostek na służbie państwu tylko w celach defensywnych i tylko jeśli bronione państwo w istocie udziela swoim obywatelom praw i swobód wolnościowych. Z konserwatyzmu można wywieść taki obowiązek jednostki w każdych okolicznościach i w przeszłości wielokrotnie było to wykorzystywane do prowadzenia wojen ofensywnych.
Fakt iż liberalizm nadaje priorytet prawom i wolności jednostki przed interesami wspólnotowymi jest konsekwencją filozoficznego założenia liberalnego, jakim jest nominalizm społeczny. Nie do końca głosi on, że „nie ma czegoś takiego jak społeczeństwo”. Jest to nie mniej jednak twierdzenie, iż coś takiego jak społeczeństwo nie istnieje realnie, to znaczy po pierwsze jest tylko sumą składających się na nie jednostek (nie zaś jakąś „wartością dodaną” wykraczającą poza konkretnych ludzi uczestniczących w zbiorowości), a po drugie istnieje tylko jako kategoria umysłowa, wyobrażenie (niektórzy mówią nawet: złudzenie) ludzi należących do zbiorowości, które jednak jest wyobrażeniem powszechnym, głęboko zakorzenionym w mentalności człowieka i przeto w znaczącym stopniu wpływającym na jego postawy, wartości i modele zachowań. Zawsze uważałem, że debata o tym, czy nominalizm głosi prawdę czy nie (poza oczywistym faktem, że nie sposób w decydujący sposób osądzić jego słuszności, to w końcu nie jest matematyka) jest niepotrzebna i mało praktyczna. Kluczowe bowiem jest to, że stwierdza on istnienie powszechnego przekonania o istnieniu społeczeństwa w ludziach, co jest do pewnego stopnia samo spełniającą się obietnicą. Skoro ludzie wierzą w istnienie wspólnoty, to ma to wpływ na ich wzajemne relacje, te zaś generują więzy społeczne. Nie gra więc, przynajmniej z politycznego punktu widzenia, żadnej roli to, czy oznacza to, że społeczeństwo „istnieje realnie” czy nie. Politycznie znaczące są odpowiedzi na pytanie, co ma w przypadku zderzenia, w danych okolicznościach, moralne pierwszeństwo: wolność jednostki (jej prawa) czy interes wspólnoty (obowiązki jednostki wobec niej)? Uznanie wspólnoty za byt realny lub odmówienie jej tego statusu może, ale nie musi predeterminować praktycznych rozstrzygnięć tego kluczowego dylematu. Liberałowie i konserwatyści mają przeciwstawne poglądy na filozoficzną kwestię realności bytu wspólnotowego, ale na poziomie praktyki politycznej jednak często rozstrzygają dylematy wolność versus zobowiązania podobnie.
Liberalizm też w żadnym przypadku nie zaprzecza społecznej naturze człowieka. Człowiek ma naturalną tendencję do życia wraz z innymi ludźmi, w skupiskach, w stałych kontaktach. Czerpie z tego praktyczne korzyści, ale i abstrakcyjną przyjemność. Liberalizm po prostu utrzymuje, że nie jest to wystarczający powód, aby poddać swoje prawa i wolność werdyktom wspólnoty, czyli faktycznie innych ludzi, którzy w jej ramach uzyskali pozycje wpływowe. Realnym bowiem przejawem wspólnotowej natury i mentalności człowieka jest utworzenie ram instytucjonalnych, takich jak państwo, ale i przestrzeń debaty publicznej, w której jednostka jest przez okoliczności zmuszona stale bronić swoich wartości, aspiracji, praw, wyobrażeń, interpretacji i interesów, aby utrzymać do nich tytuł. Tej misji podejmują się właśnie konkretnie liberałowie.
Podsumowując, podczas gdy konserwatyzm musi być uzupełniany przez patriotyzm, gdyż inaczej nie istnieje w warstwie ideowej, tak liberalizm jest wobec patriotyzmu ambiwalentny. Istnieje możliwość braku więzi emocjonalnej jednostki ze wspólnotą i koncentracja na życiu osobistym. Istnieje wręcz możliwość werbalnego wystąpienia przeciwko tej wspólnocie. Liberalizm gwarantuje wolność słowa i ekspresji. Nie znaczy to jednakowoż, iż liberalizm wyklucza patriotyzm. Dla konserwatyzmu jest on warunkiem koniecznym. Dla liberalizmu nie, ale nie jest przecież dlań warunkiem koniecznym jego brak. Liberał ma pełną swobodę do indywidualnego zdefiniowania swojej osobistej postawy względem kwestii patriotyzmu. Jeśli spojrzymy na historię ruchów i partii liberalnych w różnych krajach Europy na przestrzeni ostatnich prawie 200 lat, to zauważamy pewną może nie prawidłowość, ale wyraźną tendencję. Liberałowie nie są kosmopolitami czy przeciwnikami patriotyzmu. Zwykle patriotami byli i są, ale ich patriotyzm nie jest patriotyzmem bezkrytycznym, odpornym na krytykę i dostrzeganie negatywnych epizodów w historii narodowej, lub narodowych przywar. Jest to patriotyzm zniuansowany, głoszący odważnie dumę ze świetlanych, zgodnych z wolnościową hierarchią wartości zdarzeń z historii, ale nie unikający wyrażania wstydu za mroczne karty. Jest to w końcu patriotyzm nie nadający się na robienie zeń ideologii, jednoznacznie stroniący od nacjonalizmu i wartościujących porównań z innymi narodami, w pewnym sensie patriotyzm prywatny, na użytek osobisty i rodzinny.
Mój osobisty światopogląd zaczął się kształtować w wieku licealnym. Jego pierwszą, w miarę ukształtowaną formułą był liberalizm socjalny z relatywnie sporą dozą wrażliwości społecznej, ale przede wszystkim koncentrujący się na problematyce obyczajowej. Taka była moja wizja świata, rezultat zdecydowanego poparcia dla Unii Demokratycznej i Unii Wolności w latach dziewięćdziesiątych. W pierwszych latach studenckich, czyli 1998-99, wpływ działań Leszka Balcerowicza, ale jeszcze bardziej chyba lektura prac Friedricha Augusta von Hayeka, doprowadziły do pierwszego większego przewartościowania. Zachowując jaskrawo liberalne poglądy na problemy obyczajowe, zrozumiałem jak kluczowym we wszelkiej działalności politycznej jest problematyka ekonomiczna i równocześnie przeszedłem w tym zakresie na pozycje neoliberalne. Ostatnie przewartościowanie mojego światopoglądu nastąpiło zaś przed około dwu laty. Dotyczyło ono postawy wobec Polski, Polek i Polaków oraz kwestii patriotyzmu.
W latach licealnych i studenckich byłem kosmopolitą. Raczej źle oceniałem sposób, w jaki Polacy urządzają swoje państwo i społeczeństwo, pragnąłem przeszczepienia na polski grunt jak największej ilości wzorców zachodnich, czułem także wobec narodów Europy zachodniej kompleks niższości. Idealizowałem zarówno Wielką Brytanię, Niemcy, jak i Francję, a pewnie czasem i inne kraje. Moją irytację budziło tak wiele aspektów polskiej mentalności i zachowania. Rubaszność, ludowa religijność, zbyt krótki dystans interpersonalny, wyrażający się choćby całowaniem po polikach czy obejmowaniem przez innych facetów po kilku kolejkach. Pojąć nie potrafiłem, dlaczego w Polsce ciągle stosuje się metodę na „jakoś to będzie”. Nawet ostatnio, gdy dzięki dopływowi środków unijnych, nasze drogi zamieniły sie w jeden wielki plac budowy, nie mogę czasem zaakceptować tego, że muszę jako kierowca przewidywać w jaką stronę obróci się za chwilę, gdy będę zmuszony obok niego przejechać, dźwig, spychacz, walec czy koparka. Wszystko to robi wrażenie lekceważenia zasady priorytetu bezpieczeństwa. Zresztą ręką macha się także na wiele innych spraw, przez co szacunek dla przepisów i regulaminów jest u nas bardzo niski: kto tam posprząta po swoim psie, kto powstrzyma się od palenia tytoniu na przystanku lub na plaży. Pal licho przepisy! Skłonność do korupcji jest pochodną takiej mentalności. W końcu, po roku 2001, czułem też prawdziwy gniew wobec współobywatelek i współobywateli za to, że odrzucili politycznie środowisko Unii Wolności i skazali je na agonię, a w końcu na zagładę. Otwarcie powiedziawszy, uważałem to za przejaw głupoty i niewdzięczności.
Niektóre z tych zarzutów zachowują swoją aktualność. Nadal uważam, że wiele rzeczy na zachód od Odry jest urządzonych lepiej. Jednak wiele jest urządzonych po prostu gorzej. Wraz z upływem lat dostrzegam coraz więcej wad państw Europy zachodniej, z których wiele wynika z braku szacunku dla obywateli nawzajem, braku szacunku dla ich pracy, a wyrazem tego jest stale narastające plądrowanie wspólnej, podupadającej kasy przez niezliczone rzesze leni, cwaniaków, nierobów i leserów. Dumą napawają opnie o Polakach jako najwydajniejszych i najlojalniejszych pracownikach, które napływają od lat z Londynu czy Dublina. Polacy nie są przecież jakimiś nadludźmi. Są po prostu ambitni i nie kierują się w życiu wieczną postawą roszczeniową. Co do rzeczy, które nie działają dobrze, przestałem myśleć w kategoriach „co złe, to nie ja”. To co w Polsce nie funkcjonuje jak należy, jest także moim niedociągnięciem i moją odpowiedzialnością.
Jednak przede wszystkim, moją postawę zmieniło własne dziecko. Jakąż tożsamość miałbym mu przekazać, jaki dorobek kulturowy, jeśli nie polski? Jedną z najwyższych i najszlachetniejszych potrzeb człowieka jest potrzeba udzielenia własnemu potomstwu pomocy w wyrośnięciu na mądrego, świadomego wartości etycznych człowieka, osadzonego w tym samym co rodzice dobrodziejstwie spuścizny kulturowej. Nie tylko cechy genetyczne pragniemy przekazać dalej, ale także nasze przekonania i poglądy. Jeśli wierzymy w ich uzasadnienie moralne, to chcemy, aby nasze dzieci potwierdziły nasz wybór, gdyż wówczas nabiera on ultymatywnego sensu. Chcemy też, aby miały one komfort w postaci miejsca na świecie, gdzie nikt nie będzie im mógł rzec, że nie są u siebie oraz wolny wybór czy tam chcą spędzić swoje dni czy też nie.
Polski zniuansowany patriotyzm liberalny ma znaczący dorobek, do którego może się odwoływać. Wykracza on poza najczęściej przywoływane w kontekście świąt narodowych „trumny II RP” albo „martyrologię powstańczą”. Warto, aby liberałowie stali się patriotami i w debacie publicznej akcentowali wolnościowe źródła dumy dla narodu polskiego. Nie odmawiając absolutnie patriotyzmu Piłsudskim, Witosom i Dmowskim tego świata, warto wskazać z całym przekonaniem na dzieło Konstytucji 3 Maja. Zbyt często pokazuje się je w kontekście późniejszych rozbiorów, czyli kolejnej z porażek narodowych wpisujących się w martyrologię „Chrystusa narodów”, przez co zlewa się ono tematycznie w jedność z obchodami listopadowymi. Liberalny patriotyzm powinien pomóc wprowadzić do debaty więcej akcentów dotyczących samej treści dokumentu Konstytucji 3 Maja i sensu reformy ustrojowej, którą ona była. Warto podkreślać dorobek intelektualny prominentnych członków stronnictwa, które do uchwalenia tej konstytucji parło. Wszystko to było ufundowane na wartościach i poglądach wolnościowych, które muszą zachować siłę inspirującą w debacie politycznej III RP.
Warto mówić, że naturalną dla polskiej duszy jest tolerancja religijna, wspominać o dobrych aspektach funkcjonowania wielonarodowej Rzeczpospolitej. To zadanie przyszłościowe, ponieważ nasz kraj nie uniknie konieczności przyjęcia w ciągu najbliższych 20-25 lat sporej grupy imigrantów spoza Europy, oczywiście z czysto pragmatycznych, demograficznych przyczyn.
Jako kraj tak bardzo pragnący zmniejszyć ekonomiczny dystans do krajów Europy zachodniej, powinniśmy elementem naszej patriotycznej dumy uczynić wspomnienie o XIX-wiecznych autorach „pracy u podstaw”, którzy popadli w niemal całkowite zapomnienie w zestawieniu z autorami zrywów zbrojnych w tym samym czasie. Nie chodzi o to, aby dyskutować, która grupa zrobiła dla Polski więcej, nie ma sensu ogłaszanie konkurencji, w której zadaniem patrioty liberalnego byłoby potępianie pochopnych decyzji o niektórych powstaniach. Niepotrzebny jest tu jakikolwiek antagonizm. Chodzi tylko o włączenie do narodowej pamięci, o wyciągnięcie z zapomnienia tych, którzy wiele zrobili dla polskiej gospodarki i materialnej pozycji narodu w tym trudnym czasie. Ich przykład świetnie nadaje się jako inspiracja do pracy dla współczesnych polskich przedsiębiorców.
Oczywiście stałym elementem patriotyzmu liberalnego we współczesnej Polsce zawsze będzie wspomnienie o opozycji w PRL i o wolnościowym zrywie „Solidarności”. Z tych źródeł liberałowie w Polsce winni czerpać bezpośrednio motywację do odważnego zabierania głosu w sferze publicznej. Wszystkie te cztery wymienione elementy pokazują dobitnie, że także indywidualny wysiłek wielu Polaków w historii może być inspiracją dla patriotyzmu dziś. Patriotyzmu, który nie inspiruje wcale do przyjęcia w konsekwencji poglądu, że jednostka powinna być w Polsce podporządkowana woli i wymaganiom instytucji wspólnotowych.