Problem Pól Nadziei to nie tylko dezinformacja polegająca ukrywaniu za pozornie neutralną akcją – inicjatywy w istocie katolickiej. To przede wszystkim wspieranie z publicznych środków promocji Kościoła Katolickiego i budowania jego majątku. W zbiórkach pieniędzy uczestniczą bowiem instytucje publiczne a zaraz za kwestami idą dotacje od samorządów. Jest to więc kolejny sposób na ominięcie rozdziału Kościoła od państwa i kolejna sposobność by żerował on na nieuczciwej redystrybucji kapitału. Problemem jest również masowy charakter całej akcji. Nie chodzi tu bowiem o zbudowanie jednego hospicjum, ale o zbudowanie całego ich szeregu. Popyt na hospicja jest ograniczony. Jeżeli buduje się gdzieś hospicjum katolickie, popyt na usługi hospicyjne zostaje w tym regionie w jakiejś części wyczerpany. Nie opłaca się więc budować hospicjum normalnego – w którym pomocy będą mogli oczekiwać wszyscy, niezależnie od wyznania. Człowiek potrzebujący pomocy paliatywnej będzie więc musiał szukać innej placówki – a to może być utrudnione, jeżeli w okolicy powstały również katolickie hospicja.
Celem jaki stawia sobie Kościół Katolicki przy takich akcjach jest próba pokazania wszystkim, że tylko on (i nikt inny) – chce troszczyć się o ludzi wymagających opieki. Co więcej – mimo, że hospicja te są budowane ze środków samorządowych i datków, Kościół Katolicki i tak przedstawi to w taki sposób, jakby za wszystko sam zapłacił. Celem jest też na pewno możliwość skorzystania z przywilejów finansowych – bowiem nadanie instytucji kościelnej charakteru charytatywno-opiekuńczego, zwalnia ją z płacenia podatku dochodowego, opłat celnych, opłat za użytkowanie wieczyste gruntów, zwalnia z konieczności uzyskania pozwoleń na zbiórki pieniędzy (Ustawa o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 17 maja 1989 – art. 44, art. 55, art. 56 i art. 57 oraz Ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych z dnia 15 lutego 1992 – art. 17, ust. 1, pkt. 4a, lit. b).
Motywacją inicjatorów akcji może być też próba utrudnienia niekatolikom dostępu do opieki hospicyjnej – w oparciu o wspomniany mechanizm masowości. Dla niektórych trącić to może nieco teorią spiskową, ale w środowiskach katolickich tego rodzaju polityka postulowana jest choćby w stosunku do szkół i uczelni. W kontekście prywatyzacji mówi się tam o tym, że jeżeli wszystkie szkoły (bądź ich zdecydowana większość) weszłyby w posiadanie katolickich inwestorów (np. zakonów) – to można by było uczynić z nich szkoły wyznaniowe i odciąć w ten sposób niekatolików od możliwości kształcenia – co w następstwie doprowadziłoby do zablokowania im drogi do stanowisk wymagających wyższego wykształcenia.
Podobnie jest w przypadku Pól Nadziei – o czym przekonały mnie osobiście m.in. opinie wolontariuszy, jakie miałem okazję poznać a które wyrażały np. w słowach typu: „jeżeli chcecie hospicjów do których was wpuszczą, to budujcie je za własne pieniądze”. W Polach Nadziei nie chodzi więc środowiskom katolickim tylko o pomoc swoim, ale i odebranie niekatolikom możliwości korzystania z pewnych usług – i to przy pomocy ich własnych pieniędzy. Tym bardziej więc, akcja nie powinna być wspierana przez publiczne instytucje, skoro w założeniu, hospicja nie będą dla wszystkich a akcja służy m.in. celowemu szkodzeniu całym grupom społecznym.
Uprzedzając zapewnienia, że hospicja jednak będą otwarte dla każdego, niezależnie od wyznania – przypominam, że jak coś jest katolickie, to nie może być dla wszystkich. Jak szkoła jest katolicka, to od kandydata wymaga się zaświadczenia z parafii. Jak państwo jest katolickie, to ludzi o odmiennych poglądach się tam zwalcza. To samo dotyczy hospicjów. Biorę jednak pod uwagę, że w pewnych wyjątkowych przypadkach, być może niekatolik zostanie przyjęty. Kościół w pogoni za pieniądzem nie raz odstępował od swoich zasad. Zakładając więc, że z jakichś przyczyn trafi tam ktoś taki – np. bezwyznaniowiec, ateista, wyznawca judaizmu, prawosławia, zadeklarowany liberał czy demokrata – to dla niego tym gorzej. Będzie musiał liczyć z prawdopodobieństwem tego, że w ostatnich tygodniach życia spotka się z regularnym poniżaniem, z całkowitym brakiem poszanowania jego osoby oraz jego praw. Rzymski katolicyzm nie uznaje wolności wyznania – a więc osoba korzystająca z takiego hospicjum będzie musiała się pogodzić z narzucaniem jej pewnych zwyczajów i praktyk, na które może nie mieć ochoty („trafiłeś do katolickiego hospicjum to się dostosuj” – i bierz udział np. w katolickich praktykach religijnych, gódź się na puszczanie ci katolickiego radia itp.). Na dodatek dla prawdziwego katolika, przykładowo ateista – jest pozbawionym moralności i sumienia zwierzęciem, niezasługującym na ludzkie traktowanie. Jeżeli więc ktoś taki trafi do katolickiego hospicjum, gdzie pracować będą katoliccy opiekunowie – nie będą to miłe chwile. Badania Alberta Bandury nad dehumanizacją dowiodły, że zdehumanizowane postrzeganie drugiej osoby wyłącza empatię i hamulce powstrzymujące od sadystycznego traktowania. Do tego dochodzą liczne etykiety w postaci „wrogów ojczyzny”, „zdrajców narodu”, „komunistów” i „gorszego sortu”. Niekatolik będzie mógł być tam narażony na nieustające wyzwiska, akty złośliwości, poniżania a nawet fizyczne znęcanie się – a jako osoba umierająca, raczej nie będzie miał siły z tym walczyć.
Do problemów z katolickimi hospicjami dochodzą inne sprawy – wynikające z postrzegania Kościoła Katolickiego i jego nauczania. W Polsce nadal wielu ludzi obawia się Kościoła – i na przykład boi się otwarcie mu postawić czy skrytykować. Dotyczy to również organów państwowych. Skutkiem tego jest nadmierne zaufanie dla katolickich instytucji takich jak placówki wychowawcze czy hospicja oraz niechęć do rzetelnej ich kontroli i reagowania na panujące tam patologie. Jest to w przypadku hospicjów tym bardziej istotne, że jak już wspomniałem, ludzie tam przebywający mogą nie mieć siły na walkę o odpowiednią jakość usług i poszanowanie swoich praw.
Nauczanie Kościoła Katolickiego poza wrogością i dehumanizowaniem niekatolików, niesie jeszcze jedno istotne przesłanie, szczególnie ujawniające się w placówkach medycznych. Otóż według nauk katolickich, cierpienie ma być dla człowieka łaską od Boga i czymś czym powinien on się wręcz cieszyć. Najbardziej chyba znanym przykładem skutków tych nauk w kontekście opieki nad chorymi, były hospicja w Indiach, które prowadziła Agnes Gonxha Bojaxhiu z zakonu Misjonarek Miłości – noszącą tam imię Maria Teresa. Zbierane przez nią pieniądze na pomoc dla chorych w rzeczywistości do nich nie trafiały. Przeznaczała je na krzewienie katolicyzmu poprzez działalność misjonarską. Kierowane przez nią hospicja cechowały się przez to wyjątkowo złymi warunkami. Bywało, że chorzy leżeli tam brudni na ziemi wijąc się z bólu. Środków przeciwbólowych im nie dawano. Prowadząca jedynie starała się ich uspokajać powtarzając hasła o tym, że np. ból jest jak dotyk Jezusa (wielu z pacjentów nie było chrześcijanami, więc nawet pocieszenia z tego nie mieli). Warto przy tym dodać, że Jan Paweł II w 2003 roku beatyfikował ją – czym uczynił z niej oficjalny autorytet i wzór dla wiernych.
Zanim więc wrzucicie coś do puszki akcji Pola Nadziei – zastanówcie się. Czy chcecie budować majątek Kościoła Katolickiego? Uwiarygodniać rzeczy, które robi dla pozoru? Przyczynić się do tego by Polska została zasypana katolickimi hospicjami – z których korzystać będą mogli wybrani? Czy chcecie wspierać grupę ludzi, która nieustannie atakuje inne akcje charytatywne – np. WOŚP – tylko dlatego, że odbierają stronie katolickiej monopol na wizerunek dobroczyńcy?