Dawno, dawno temu była sobie Platforma Obywatelska – partia liberalna, centrowa, skupiona wokół „Deklaracji ideowej” której głównym przesłaniem było „Uwolnić energię Polaków”. Partia, która idąc do wyborów w 2005 r. chciała obalić skorumpowane, nieudolne, socjalistyczne rządy SLD i stworzyć koalicję na rzecz wolnego rynku, niskich podatków i walki z biurokracją.
W 2005 r. Platforma wybory nieoczekiwanie przegrała, z PiSem, z którym to jednak, wedle powszechnych oczekiwań, miała zamiar tworzyć koalicję. Podział zadań w tej koalicji wydawał się oczywisty: Platforma miała zająć się gospodarką – podupadłą pod socjalistycznymi rządami, oczekującą na liberalne tchnienie, PiS zaś miał walczyć z przestępczością. Do koalicji, jak pamiętamy, nie doszło: PiS zawalczył o pełnie władzy, koncentrując się na podporządkowaniu państwa partii m.in. przy pomocy służb specjalnych. Na tym tle Platforma wydawała się oazą rozsądku, bez trudu wygrywając przedterminowe wybory w 2007 r. I wtedy właśnie, dość nieoczekiwanie, rozpoczęła się jej agonia – przynajmniej w kwestiach idei.
Pierwsze lata nie były jeszcze złe: zawieszono (choć nie zniesiono) niewolnictwo (czyli tzw. pobór wojskowy: pisałem o tym w poprzednim wpisie: https://liberte.pl/web/app/uploads/old_data/wspolczesne-niewolnictwo-czyli-jak-pis-moze-przegrac-wygrane-wybory/), podjęto reformy emerytur pomostowych, uniknięto kryzysu bankowego przez powstrzymanie się od niewłaściwych interwencji. Z czasem jednak Platforma zaczęła odchodzić od liberalnego programu i powoli zaczęła stawać się bezideową partią władzy. Podsłuchów w kraju (i nie mówię o tych zakładanych przez kelnerów) przybywało nawet w stosunku do mrocznych dwóch lat rządów PiS, a liberalizacji gospodarki jak nie było, tak nie ma. Nawet gorzej: o ile za rządów PiS obniżono podatek PIT, to za rządów PO podwyższono VAT.
Druga kadencja to już prawdziwy dramat. Gospodarczy socjalistyczny populizm i brak jakichkolwiek reform doprowadziły do sytuacji, w której rząd, aby nie przekroczyć konstytucyjnego progu zadłużenia, musiał ukraść obywatelom ich oszczędności emerytalne. Szans na realne obniżki podatków nie ma, bo i do obniżania nadmiernych wydatków władza się nie kwapi, a to bezwzględny warunek zrównoważonych obniżek podatków. Do tego doszły szczególnie niebezpieczne niedemokratyczne mechanizmy sprawowania władzy, nadużycia tej władzy i łamanie Konstytucji, co ujawnione zostało choćby na taśmach opublikowanych w zeszłym roku przez Wprost. Poziom arogancji władzy jest gorszy, niż był za rządów PiS czy SLD. I mówimy o władzy, która jest sprawowana wyłącznie dla samej siebie.
I właśnie ten fakt: sprawowanie władzy dla władzy, a nie dla żadnych idei, czy to idei wolności, czy dobra wspólnego, tłumaczy – nazwijmy to delikatnie – osobliwą politykę personalną, jaką prowadzi Platforma Obywatelska. Gdy Platforma powstawała w 2001 roku, ale i gdy pierwszy raz realnie walczyła (wtedy bez powodzenia) o władzę w 2005 roku, liberalne idee odróżniały ją od socjalistycznej degrengolady SLD, jak i narodowo-konserwatywno-socjalistycznej ideologii PiS i innych partii tzw. „prawicy”. Gdy PO przekształciła się w bezideową partię władzy (choć wygodnie korzystającą z socjalistycznego przyzwolenia na życie kosztem podatnika), trudno oczekiwać, by „czynnik ludzki” pozostał jednolity i zależny od zasad.
Stąd też do bezideowej Platformy zaczęli lgnąć politycy, którzy wcześniej wydawali się być zaprzeczeniem Platformy, tak ze strony socjalistycznej „lewicy”, i narodowo-socjalistycznej czy konserwatywnej „prawicy”. Że oni zaczęli lgnąć do Platformy to jednak połowa medalu – obrazu dopełnia fakt, iż Platforma powitała ich z otwartymi rękoma. Część z nich wstąpiła do PO i jakby nigdy nic zaczęła nagle działać w tej partii, część nigdy nie wstąpiła, ale uzyskiwała i uzyskuje do dziś jej poparcie wyborcze. Mówimy o postaciach wydawałoby się że tak różnych jak:
• Marian Krzaklewski – działacz związkowy z Solidarności, który trafił na listy wyborcze PO do Parlamentu Europejskiego w 2009 r.
• Bartosz Arłukowicz – socjalista z SdPL, niegdyś też zbliżony do SLD czy Unii Pracy, który na listy Platformy Obywatelskiej trafił już w 2011 r.
• Joanna Kluzik-Rostkowska – podobno konserwatystka z PiS, po wyrzuceniu jej stamtąd przystąpiła do Platformy w 2011 r.
• Marek Borowski – socjaldemokrata najpierw z SLD, potem twórca SdPL – choć do PO nigdy nie wstąpił, to jednak uzyskał jej poparcie w 2011 r. i zapewne dostanie je ponownie w 2015 r. w wyborach do Senatu z okręgu na warszawskiej Pradze, Grochowie, Wesołej i Targówku
• Jan Filip Libicki – dawny ultrakonserwatysta z PiS, który od 2011 r. jest ultrakonserwatystą z PO (i pewnie – uczciwie trzeba przyznać – jedną z niewielu osób w tej partii, która faktycznie ma jakieś poglądy)
• Danuta Hübner – niegdyś działaczka PZPR, później w stowarzyszeniu Ordynacka, szefowa Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, członkini Komisji Europejskiej z rekomendacji komisji sejmowej zdominowanej przez SLD, od 2009 jest europarlamentarzystką Platformy
• Michał Kamiński – niegdyś działacz NOP i ZChN, potem AWS, dawny „spin doktor” PiS, rzecznik Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, później (podobnie jak Kluzik-Rostkowska) w PJN, w 2014 r. startował do Parlamentu Europejskiego z Platformy Obywatelskiej
• Roman Giertych – skrajny nacjonalista, niegdyś działacz faszyzującej Młodzieży Wszechpolskiej, jeden z liderów LPR i minister edukacji w rządzie PiS-LPR-Samoobrony, później coraz bliższy niektórym politykom Platformy (zwłaszcza Radkowi Sikorskiemu i Donaldowi Tuskowi), będzie w najbliższych wyborach startował do Senatu z cichym poparciem PO (Platforma zrezygnowała z wystawiania kontrkandydata).
Chyba trudno powiedzieć, by wyżej wymienioną listę (zresztą, zapewne niekompletną) łączyło jakiekolwiek ideowe spoiwo. I choć przyjęcie na listy Ludwika Dorna – niegdyś czołowego polityka PiS, uosabiającego to co w tej partii najgorsze (dążenie do siłowego sprawowania władzy i haniebna wypowiedź o „braniu lekarzy w kamasze”), a także poparcie do Senatu kandydatury Grzegorza Napieralskiego – ideologicznego socjalisty wywodzącego się z SLD – może wywołać tylko śmiech i zażenowanie, to jednak w kontekście postępującego od lat upadku PO, przekształcenia z partii idei w partię partykularnych interesów bezideowych karierowiczów na pewno nie dziwi. Czy będzie jakimkolwiek zaskoczeniem jeśli jutro dowiemy się, że z list PO wystartują – strzelam w ciemno: Marian Kowalski, lider Ruchu Narodowego i Piotr Ikonowicz z jakiejś kanapowej partii socjalistycznej czy Paweł Tanajno z Demokracji Bezpośredniej, a może Magdalena Ogórek, która reprezentowała SLD w wyborach prezydenckich? Dla mnie już żadnym. Platforma stała się wielką partią władzy, ale w kwestiach idei czy choćby wspólnoty programowej nie zostało już nic.
PS. Po tym żenującym ogłoszeniu kandydatur Dorna i Napieralskiego z pewnym zaciekawieniem zastanawiałem się, który z polityków PO pierwszy teraz, jakby nigdy nic, pokona wstyd, zaciśnie zęby i zacznie publicznie przekonywać jak bardzo te dwie „zdobycze” wzmocnią Platformę i jak to merytorycznie uzasadnione jest poparcie ich kandydatur. Właściwie żaden się nie odważył postawić w tej roli (trudno się dziwić) – wyręczyła ich za to najbardziej oddana Platformie polska dziennikarka, Janina Paradowska: http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103454,18699393,dorn-na-liscie-po-paradowska-mnie-to-cieszy-dobry-merytoryczny.html – jak widać niektórzy mają zdolność bronienia nawet najbardziej beznadziejnej sprawy 😉