Żyjemy w czasach bardzo zaawansowanej technologii. Na pewno ułatwia ona nam codzienne życie, a także oferuje wiele nowych rodzajów rozrywki. Ma także, co już dobrze wiemy, również minusy. Nowe technologie ułatwiają służbom państwa zdobywanie i gromadzenie w wyśmienicie zorganizowanych bazach danych niezliczonych informacji o obywatelach. W epoce kartotek papierowych, aparatów na kliszę, kamer wielkości mamuta, maszyn do pisania i taśm magnetofonowych czysto fizycznie nie było możliwe, aby aparat państwa zgromadził wrażliwe informacje o – dajmy na to – 10% swoich obywateli. Dziś nie jest to większym problemem i niestety większość jak najbardziej demokratycznych państw te informacje o nas zbiera, podając po temu najróżniejsze powody, mające zwykle z prawdą tyle wspólnego, co preteksty dla zaatakowania Iraku poprzedniego prezydenta USA. Dla legitymizacji wszelkich tego rodzaju aktywności aparatu reżimowego wystarczy jedno magiczne słowo-wytrych „bezpieczeństwo”.
Obywatel nie ma większych szans na obronienie się przed inwigilacją. Sieć, telefony komórkowe, monitoring, GPS, nowoczesne technologie podsłuchowe – nie sposób przed tym uciec. Sądowa kontrola służb natomiast zamienia się w fikcję z tych samych powodów, dla jakich przy niższym zaawansowaniu technologii inwigilacja na wielką skalę była niemożliwa. Nie daje się tego fizycznie ogarnąć. Dziś coraz częściej nie człowiek inwigiluje człowieka, a robi to zaprogramowany system.
I właśnie dlatego z taką satysfakcją odnotowałem panikę politycznych decydentów i „odpowiedzialnych” analityków życia publicznego przy okazji zapowiedzianego przecieku w WikiLeaks. Ta demonstracja pokazuje, że technologia jest neutralna i, wraz ze swoimi nieograniczonymi możliwościami, może być użyta także przeciwko aparatowi państwa i jego tajemnicom. Dziś obywatele mogą inwigilować rządy i w ten sposób brać swój odwet, abstrahując od tego czy jest to mądra metoda odwetu. Każdy domorosły Richard Nixon współczesnej polityki powinien wiedzieć, że owszem może niewygodnych aktorów życia publicznego demaskować i kompromitować kładąc łapę na informacjach o jego życiu intymnym. Powinien jednak być świadom, że inny obywatel może bez większego trudu doprowadzić do upadku jego karierę polityczną. Technologia oddała w ręce aparatu reżimu broń potężniejszą niż kiedykolwiek, ale wyrównała także do pewnego stopnia pole walki obywatela z rządem. Jedynym ograniczeniem wojny na informacyjne wyniszczenie są fundusze. Czasy, kiedy wielkim osiągnięciem wywiadu było wykradzenie ideologicznemu wrogowi planów montażowych samochodu, który stał się Pobiedą, minęły. Żyjemy teraz w czasach „copy + paste”, w których jak z płatka można wykraść miliony tajnych czy poufnych dokumentów.