Są dwa ważne powody, by w Polsce sprzeciwiać się zakazowi handlu w niedzielę. Pierwszy to zmniejszenie ilości etatów wynikające z mniejszej ilości godzin do przepracowania. Niezależnie od szczegółów – czy przykładowo zakaz będzie obowiązywał w każdą niedzielę, czy co drugą – oznacza on zwolnienie tysięcy pracowników. Zwolennicy zakazu twierdzą tutaj, że nawet w przypadku likwidacji etatów, pracę znaleźć można gdzie indziej a ludzie przynajmniej nie będą zmuszeni do pracy w niedzielę. Obydwa te argumenty – stosowane zwykle razem – same sobie przeczą i są oderwane od rzeczywistości. Jeżeli ktoś pracuje w niedzielę, to albo chce – więc nie jest „zmuszany”, albo nie ma dla niego innej pracy – i wtedy „musi”. W tym drugim wypadku ów przymus nie wynika z jakiejś złowrogiej polityki firmy, od której trzeba kogoś mocą ustawy uwalniać – ale z konieczności sytuacji, którą zakaz handlu tylko pogorszy. Dla takich osób bowiem istnieją tylko dwie opcje – zmusić się do pracy w niedzielę, albo być bezrobotnym.
Drugi powód to wpływy do budżetu. Aby funkcjonowała infrastruktura drogowa, policja, wojsko, administracja – potrzebne są pieniądze. Ci, którzy twierdzą, że ich to nie obchodzi i że to nie jest ważne – niech tutaj pomyślą, że państwo musi mieć też środki na ich przywileje socjalne, takie jak program 500 Plus. Pieniądze te bierze z podatków. Te zaś odprowadzane są m.in. przy zakupie każdego produktu czy usługi. W sytuacji zakazu handlu w niedzielę, te sklepy które dotychczas odprowadzały w tym dniu podatek – nie będą tego robić. W budżecie znajdzie się tym samym mniej pieniędzy – i albo na coś ich zabraknie, albo żeby załatać dziurę, będzie trzeba znowu zwiększyć podatki.
Do mniej ważnych powodów (niestrategicznych), aczkolwiek istotnych – należy dostępność sklepu dla klienta. To by mógł zrobić zakupy wtedy, kiedy mu wygodnie. Argument, że można się sprężyć i robić zakupy w tygodniu jest w pewnych sytuacjach utopijny i nie bierze pod uwagę sytuacji wielu obywateli. Niedzielami ludzie w dużej mierze robią zakupy właśnie dlatego, że mają wtedy na to czas. Są też osoby pracujące cały tydzień w trybie zmianowym, które zwyczajnie nie mają możliwości zrobić większych zakupów kiedy indziej.
Zwolennicy bezhandlowych niedziel przywołują tu przykłady państw zachodnioeuropejskich, mówiąc że tam nikomu to nie zaszkodziło. Jest to jednak daleko posunięta manipulacja. Po pierwsze – zwolennicy zakazu jako przykład jego funkcjonowania nierzadko podają państwa, w których handel bywa w niedzielę jedynie ograniczony (np. skrócony) a nie zakazany. Po drugie – państwa zachodnioeuropejskie, takie jak Niemcy, są znacznie bogatsze niż Polska, więc zmniejszone wpływy do budżetu nie będą dla nich (w tym ich podatników) takim problemem. Po trzecie – nie ma też tam takiego bezrobocia jak w Polsce – gdzie zakaz handlu będzie oznaczał masowe zwolnienia, przy i tak dużym już bezrobociu, szczególnie dotkliwym w mniejszych miastach.
Jak nietrudno zauważyć, postulaty wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę, płyną w Polsce ze strony katolickiej – z Kościołem Katolickim na czele. Pozostaje tutaj więc to, do czego Kościołowi taki zakaz potrzebny. Pierwsza kwestia to element wyrażający kulturową dominację. Taka „pieczątka” na polskim prawie i społeczeństwie mówiąca „tu rządzi Watykan”. Jest to też jednocześnie wskazówka kierunku żądanych zmian w prawie i społeczeństwie. Oficjalnie bowiem zakaz ten ma mieć związek z tym, że katolicy są zobowiązani do uczestnictwa w niedzielnej mszy. Wprowadzenie powszechnie obowiązującego zakazu sugerować więc może to, że katolicy są w Polsce większością (mimo, że według wskaźników Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego stanowią mniej niż 30% społeczeństwa), a za tym – że trzeba dążyć do ograniczania swobód obywatelskich, dostosowując prawo do zasad katolików. Skoro bowiem można zakazać handlu w całym kraju – „bo katolicy w niedzielę idą na mszę”, to idąc tym tokiem rozumowania można będzie następnie np. wprowadzić obowiązkową katechizację w szkołach – „bo katolicy tam posyłają swoje dzieci”, zakaz zatrudniania ateistów czy też homoseksualistów – „bo katolicy ich nie tolerują” oraz całkowicie zdelegalizować wszelkie środki antykoncepcyjne – „bo katolikom nie wolno ich używać”.
Drugi powód z jakiego Kościół Katolicki według mojej oceny chce zakazać handlu w niedzielę, to chęć zagonienia ludzi do kościołów. Katoliccy księża sugerują, że coraz mniej ludzi uczęszcza na msze, ponieważ zamiast do kościoła, wolą iść do supermarketu. Zakazując więc tego co łamie kościelny monopol na niedzielę, tego co może odwracać uwagę i przyciągać lepszą ofertą spędzania czasu – kler próbuje zmusić ludzi do niedzielnych zgromadzeń. Mija się tu jednak z prawdą, bo w nielicznych przypadkach może i tak się stanie, jednak coraz więcej formalnych „katolików” nie chodzi do kościoła, bo po prostu odrzuca katolicyzm i brzydzi się postawą katolickich księży.
Kościół Katolicki twierdzi, że domaga się zakazu handlu w niedzielę w trosce o rodziny. O to, że obydwoje rodziców nie może zajmować się dzieckiem, bo co najmniej jedno pracuje. Kościołowi w rzeczywistości jednak nie zależy na rodzinie. Gdyby tak było martwiłby się bezrobociem i małymi zarobkami, które sprawiają, że obydwoje rodzice muszą w tę niedzielę pracować. Martwiłby się też tym, że taki zakaz spowoduje masowe zwolnienie tysięcy osób – a to z pewnością odbije się na tych rodzinach dużo bardziej negatywnie. Kościół Katolicki tymczasem zwraca uwagę tylko na „czas dla rodziny” – za którym kryje się właśnie wspomniana nadzieja na to, że jak ta rodzina nie będzie miała co tego dnia robić, to pójdzie na mszę – wysłuchać kolejnego politycznego kazania i nabić kościelne statystyki.
Tak więc państwo niech się troszczy o to by obywatele mieli pracę i godziwe zarobki – do czego trzeba obniżenia kosztów zatrudnienia i poprawienia jakości ochrony pracownika przed nieuczciwymi przedsiębiorcami. To kiedy ktoś chce pracować i robić zakupy – jest jego prywatną sprawą i nic do tego zarówno państwu, jak i panom reprezentującym interesy Watykanu.