Partia rządząca długo obchodziła ten projekt z daleka, niczym kot garnek z gorącą zupą rybną. W programie wyborczym obietnica stoi jak byk, czarno na białym. W okresie beztroskiego bytowania w opozycji, projekt taki obecni rządzący nawet „odważnie” zgłaszali. A teraz nagle okazało się, że przegłosowanie pełnego zakazu handlu w niedziele jest trudne, gdy trzeba dzierżyć na własnych plecach odpowiedzialność za stan gospodarki kraju i wysokość podatkowych przychodów do budżetu.
Sprawa na pewno zostałaby już dawno umieszczona w grobie z innymi niespełnionymi obietnicami polityków, gdyby nie presja NSZZ Solidarność. Politycy wszystkich partii – i PiS nie jest tutaj wyjątkiem – uwielbiają spełniać obietnice tylko, gdy mają pewność poklasku szerokich grup społecznych. Wtedy ich kosztowność i obciążenie dla gospodarki dają się zignorować. Dlatego: 500+? Oczywiście! Obniżenie wieku emerytalnego? Naturalnie! Zakaz handlu w niedziele? Ehm… hmmm… blabla… zobaczymy, może „dojdziemy do tego etapami”?!
NSZZ Solidarność to typowa mniejszość, której poglądy na handel w niedziele różnią się od poglądów większości Polaków tak samo, jak poglądy mniejszości LGBT na adopcję dzieci przez pary homoseksualne różnią się od poglądów większości wiernych w kościołach. Ale inaczej niż inne mniejszości, NSZZ Solidarność nie daje na siebie łatwo machnąć ręką. Podczas gdy większość Polaków idzie do miasta załatwiać sprawunki z materiałową torbą w ręku, to wąsaci działacze NSZZ Solidarność robią to dzierżąc sztachetę. Gdy im się coś obiecało, a potem próbuje się ich wykiwać, to zbliżenie polityka z tymi sztachetami staje realistycznym scenariuszem. Oto więc dylemat PiS-u.
Polacy w przytłaczającej większości chcą mieć prawo chodzić do galerii handlowych w niedziele. Działacze NSZZ Solidarność chcą im tego zakazać, bo chcą ich zmusić, aby niedziele przeznaczali dla „Boga i rodziny” (zastanawiające, dlaczego nie żądają zamknięcia w niedziele pubów). Jasnym jest, że dla związkowców Piotra Dudy ta moralizatorska motywacja jest kluczowa. Gdyby chodziło o prawa pracownicze, to nie oburzyliby się święcie na kontrpropozycję OPZZ, które proponowało zamiast zakazu gwarancję co drugiej niedzieli wolnej i bajecznie wysokie stawki godzinowe dla tych, którzy w niedziele by pracowali (mogliby to robić np. samotni ateiści). Ale Solidarności nie chodzi o to, aby polscy pracownicy dobrze zarabiali, tylko o to, aby przestrzegali dziesięciu Przykazań Bożych.
Dla PiS to także ważna motywacja. Problem w tym, że niedziele „Bogu i rodzinie” oddawać winien każdy człowiek, nie tylko pracownik handlu wielkopowierzchniowego (u Mojżesza na tablicach nic o handlu wielkopowierzchniowym nie było!). Oczywiście są tacy, którzy pracować muszą, jak np. dyżurujący lekarze, pracownicy pogotowia ratunkowego, policja i służby, pracownicy infrastruktury krytycznej, itp. Ale obok pracowników handlu jest jeszcze wiele grup zawodowych, które z powodzeniem mogą powstrzymać się od niedzielnej pracy. Wśród nich bez wątpienia znajdują się politycy!
Niechaj więc politycy, którzy pragną odebrać obywatelom prawo do zrobienia zakupów w niedziele, zaświecą nam przykładem, w końcu to „liderzy narodu”. Niech także się poświęcą. My lubimy zakupy, ale musimy z nich teraz zrezygnować, oni zaś mają „parcie na szkło” i kochają gościć w programach telewizyjnych czy radiowych. Niechaj więc ustawa o zakazie handlu w niedzielę zawiera ustęp o zakazie nagrywania i emitowania w niedziele programów z udziałem polityków. Niechaj oddadzą ten dzień Bogu i rodzinie. Przecież nie mogą, biedaczki, ciągle harować!