
Państwo jest tworem prawnym powołanym przez mieszkańców, aby pełnić dla niego pewne funkcje. Choć przez ostatnie 27 lat skupiało się ono na wielu płaszczyznach głównie związanych z bogaceniem się społeczeństwa to jednak trudno się nie zgodzić z tym, że jednym z priorytetowych zadań państwa powinno być dbanie o rozwój kulturalny narodu. Powinno być, ale różnie z tym bywało. Prawo i Sprawiedliwość od samego początku boi się kultury. Nic dziwnego, gdyż twórcy to ludzie niezależni, inteligencja, która swą otwartością nie mieści się w wizji społeczeństwa Dobrej Zmiany. Z tego powodu Jarosław Kaczyński nieśmiało kroczy drogą wielu watażków próbując kulturę wziąć pod skrzydła państwa. Staje się jednocześnie mecenasem jak i krytykiem. Środki publiczne zaczynają płynąć do odpowiednich wydawnictw, na odpowiednie przedstawienia i filmy, a w instytucjach publicznych eksponowane są odpowiednie książki. Oczywiście jakość i rozsądek to nie mierniki w tym równaniu. Obrazy z kolekcji Czartoryskich były od lat eksponowane publicznie, co gwarantował statut fundacji. To praktyka nie dość, że powszechna w Europie to jeszcze niebywale wygodna dla państwa. Wspomaga ona co prawda cyklicznie większym lub mniejszym wsparciem właścicieli, ale jednocześnie zdejmuje sobie z głowy problemy związane z konserwacją czy eksponowaniem. To sytuacja w której zarówno państwo, właściciele jak i społeczeństwo jednocześnie wygrywają. Jest to także forma najbardziej optymalna finansowo, a w wysuszonej z pieniędzy kulturze każdą złotówkę ogląda się dwa razy. Pieniędzy, które oddajemy jako społeczeństwo Czartoryskim i które faktycznie nic nie zmieniają poza aktem własności, można było wykorzystać na wiele celów. Przede wszystkim dofinansować dziesiątki, jak nie setki teatrów czy muzeów w których twórcy czy pracownicy, aby żyć za pensje inną niż minimalna muszą dorabiać. To właśnie boli najbardziej. Przez lata rządów Platformy Obywatelskiej mówiliśmy ludziom o wzroście wydatków na kulturę, choć w dużej mierze środki te szły na budowę okazałych gmachów czy rozwój i tak dobrze radzących sobie instytucji. Gdy władze objęło deklarujące inwestowanie w ludzi, a nie beton Prawo i Sprawiedliwość twórcy oczekiwali z nadzieją, że coś się zmieni. Zmieniło się. Państwo przestało skupiać się na rozwoju najlepszych, zaczęło się skupiać na dbaniu o honorowe prawo posiadania i kształtowania kultury przez siebie. Czyżby cel wydawał się tak prosty jak budowa nowego narodu? Przejrzyjcie nową podstawę programową szkolnictwa, a zauważycie, że nie chodzi tu tylko o dziwne transfery finansowe ministerstwa.
