Jestem w jednej z warszawskich galerii. Przechodzę główną salą ekspozycyjną obok jednej małej. Białe ściany. Szara podłoga. I w tej niewielkiej, ascetycznej przestrzeni stoi wieszak. Oszczędny w formie. Przed wieszakiem dostrzegam parę i ich zakłopotanie. Przez chwilę mam ochotę zaproponować, żeby się nie krępowali i skorzystali z szatni. Ale myślę, że mogliby moje słowa potraktować jako prowokację albo zaproszenie do udziału w performansie. Dlatego idę dalej.
Ten wieszak z pewnością nie był częścią oglądanej przez nas wystawy. I nie jest elementem stałej ekspozycji.
O tym, że ten wieszak jest po prostu wieszakiem, wiem, ponieważ bywam w tej galerii często.
Ale tylko dlatego.
W roku 1909 Filippo Tommaso Marinetti w „Akcie założycielskim i manifeście futuryzmu” pyta: „Cóż widać na starych obrazach poza grymasem męki artysty, który wysilił się, by przekroczyć niepokonalną barierę zagradzającą drogę do wyrażenia w pełni jego marzeń?… Podziwiać stary obraz to znaczy wlewać naszą wrażliwość do urny grobowej, zamiast skierować ją w dal w gwałtownym wytrysku twórczości i działania”. Na początku XX w. awangarda „stała na wierzchołku świata, rzucając raz jeszcze nasze wyzwanie gwiazdom!…”.
Krytycy narzekają na nadęty intelektualizm nowej sztuki.
W roku 1912 komitet selekcjonujący prace do Salonu Niezależnych odrzuca „Akt schodzący po schodach” Marcela Duchampa. Tymczasem w Ameryce ten sam obraz wywołuje poruszenie i przynosi autorowi sławę. Marcel, zniechęcony atmosferą w awangardowym środowisku, rezygnuje z malarstwa. Zaczyna szydzić ze sztuki. Podczas pracy nad „Panną młodą rozebraną przez swych kawalerów, jednak”, zwaną „Wielką szybą”, sporządza notatki. Prowokuje. Powaga miesza się z kpiną. W komentarzu do prac dopisuje: „przypuszczalnie nic”.
„Przypuszczalnie nic” nie znaczą te dzieła. Przypuszczalnie.
„Przypuszczalnie nic” nieznaczący gest – wysłanie pisuaru na wystawę w Nowym Jorku – rewolucjonizuje myślenie o sztuce.
Awangarda zrewolucjonizowała myślenie o malarstwie. Duchamp zrewolucjonizował myślenie o sztuce. Duchampa „interesują idee, a nie same twory wizualne. […] [Chce] ponownie oddać malarstwo w służbę myśli”.
W 1941 r. Marcel Duchamp w małym pudełku umieścił miniaturowe repliki wszystkich swoich prac. „Boîte-en-valise” to kolekcja idei i jednocześnie, jak zauważa Grzegorz Dziamski, prawdziwa puszka Pandory dla tradycjonalistów. Wybuch rewolucji artystycznej, która dla jednych jest początkiem końca sztuki, a dla innych wyrazem nowej świadomości w sztuce.
Dlatego dzisiaj, chodząc po galerii, poruszamy się pomiędzy westchnieniem: „Moje dziecko lepiej by to namalowało” a zadumą nad wieszakiem.
Wizyta w galerii to próba sił. Widz jest poddany „symbolicznej przemocy”. Wygranymi są ci, którzy rozpoznają „reguły gry”. Dla pozostałych są one obce i wrogie.
W sytuacji, w której „sztuką może być dzisiaj wszystko, wszystko może funkcjonować jako sztuka, ponieważ sztuka wyzwoliła się z wszelkich ograniczeń, także z ograniczeń własnej definicji i uzyskała absolutną wolność”, rodzą się zniecierpliwienie, wrogość, cenzura.
Cenzorzy i ikonoklaści wolnej sztuki w wolnej Polsce
W 1993 r. w pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej ASP powstała rzeźba inspirowana baśnią braci Grimm „O czterech muzykantach z Bremy”. Cztery ustawione jedno na drugim zwierzęta – koń, pies, kot i kogut – oraz wyświetlany obok film z rzeźni przedstawiający proces uśmiercania konia to praca dyplomowa Katarzyny K., jednostki patologicznej, chorej psychicznie, chcącej przekonać, że zabijanie jest sztuką. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce składa do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. A Zarząd Okręgu Warszawskiego Związku Polskich Artystów Plastyków zastanawia się „czy na tej drodze mamy wkrótce doczekać się wystawy abażurów z tatuowanej ludzkiej skóry?”.
„Piramida zwierząt” Katarzyny Kozyry według Beaty Maciejewskiej otwiera nową epokę cenzury w sztuce polskiej po roku 1989. Cenzorami są dyrektorzy, kuratorzy, media, politycy i zwykli ludzie.
Wojciech Krukowski, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, postanowił z wystawy Andresa Serrano wycofać pracę „Piss Christ”. Fotografia krucyfiksu zanurzonego w moczu jest zreprodukowana w katalogu towarzyszącemu wystawie, ale nie było jej w budynku galerii.
Jan Stanisław Wojciechowski rezygnuje z pokazania na weneckim Biennale pracy Zbigniewa Libery „Lego. Obóz koncentracyjny”.
Media biją na alarm, gdy w brukselskiej galerii na wystawie „Irreligia. Morfologia nie-sacrum w sztuce polskiej XX wieku” zostaje zaprezentowana Matka Boska Częstochowska z wąsami domalowanymi przez Adama Rzepeckiego oraz „Biczowanie Chrystusa” Marka Sobczyka.
Najskuteczniejsi są jednak politycy Ligi Polskich Rodzin, którzy doprowadzają do usunięcia billboardowej akcji Karoliny Breguły „Niech nas zobaczą”. Fotografie par homoseksualnych zostają wycofane z przestrzeni publicznej.
Inni zawiadamiają prokuraturę o możliwości popełnieniu przestępstwa przez Dorotę Nieznalską. Jej „Pasja”, czyli męskie genitalia wpisane w krzyż, wywołują prawdziwą burzę. „Odczepcie się od sztuki”, „Chujart”, „Penis aresztowany”, „Co zrobić z tą wolnością”, „Atak moherowych beretów” – to nagłówki gazet informujących o procesie, który ostatecznie – w 2010 r. – Dorota Nieznalska wygrywa.
Wymieniam zaledwie kilka ocenzurowanych wystaw spośród wymienionych we wspomnianym reporcie o cenzurze.
Najwięcej emocji wzbudziła jednak wystawa „Uważaj, wychodząc z własnych snów. Możesz znaleźć się w cudzych”. Zaprezentowana na niej rzeźba „La Nona Ora” Maurizia Cattelana wywołała skandal i dyskusję o tym, gdzie są granice sztuki i kto powinien je wyznaczać.
W Polsce papież Jan Paweł II przygnieciony meteorytem wywołał skandal, podczas gdy w Londynie, na wystawie w Royal Academy of Arts, nie wzbudził większych emocji.
Ostatecznie atak na rzeźbę – próba zdjęcia z papieża meteorytu – akcja posłów LPR-u, Witolda Tomczaka i Haliny Nowiny Konopczyny, sprowokowała ogólnonarodową dyskusję i przesłoniła całą wystawę z okazji jubileuszu stulecia istnienia Zachęty Narodowej Galerii Sztuki i doprowadziła do tego, że Anda Rottenberg, dyrektorka galerii, zrezygnowała ze swojej funkcji.
„NAZYWAM SIĘ WITOLD TOMCZAK ALE PRZEZ TEGO BARANA ZMIENIĘ NAZWISKO”.
Dopisek: „DRUGI BARAN”
Maria Poprzęcka w tekście o współczesnym ikonoklazmie pisze, że refleksja nad atakami na sztukę, próbami ich zniszczenia „zdaje się przeciwna wysiłkom historyków sztuki, którzy wszak skupiają się na kreacji, a nie destrukcji, na zachowywaniu i ochronie, a nie niszczeniu”. „Zamachowiec i jego motywy nas nie interesują” – oświadczył rzecznik Rijksmuseum w Amsterdamie po zamachu na „Wymarsz strzelców” Rembrandta w 1975 r.”.
Mnie tymczasem zainteresował zamachowiec.
Skontaktowałam się z Witoldem Tomczakiem.
Gdy w pierwszej rozmowie, w której tłumaczyłam, dlaczego chciałabym z nim porozmawiać, nazwałam go buntownikiem wobec sztuki, odpowiedział, że pomyliłam osoby. Że on nie buntuje się wobec sztuki. Według niego praca „pana Cattelana” to nie sztuka.
Chciałam dowiedzieć się od niego, czym zatem jest sztuka. Odesłał mnie do tekstów Jana Pawła II.
A na moje prowokacyjne stwierdzenie, że nie rozumiem ataku na rzeźbę papieża, podczas gdy muzea, na przykład te watykańskie, są po brzegi wypełnione obrazami i rzeźbami nagich ciał, stwierdził, że w takim razie ja nic nie rozumiem i nie udzieli mi wywiadu.
I faktycznie, przyznaję, nie rozumiem.
Wystawę w Zachęcie oglądałam jako nastolatka. Zanim wybuchł skandal, widziałam papieża i meteoryt w sali wyściełanej czerwonym aksamitem. Nauczona, że niczemu nie należy się dziwić, przeszłam obok rzeźby obojętnie. Nieobojętne były mi natomiast antysemickie ataki na Andę Rottenberg. Jak zauważa była dyrektor Zachęty, „tu nie chodziło o to, żeby zrozumieć cokolwiek, tylko żeby spolaryzować społeczne nastroje. Nikt się nie zajmował analizowaniem dzieła sztuki i […] [trzeba] sobie […] zdawać z tego sprawę. Dowodziły tego listy, które dostawałam z różnych parafii. Część ludzi w ogóle myślała, że ja tę rzeźbę zrobiłam sama. Chodziło o to, żeby skanalizować frustracje wokół sprawdzonego przez wieki «kozła ofiarnego». To był pierwszy po 1968 roku tak otwarty ruch antysemicki”.
Według Davida Freedberga ikonoklazm to zagadnienie ludzkich reakcji na obrazy. Te reakcje rozpięte są między religijnym kultem a lękiem i nienawiścią. Dzisiaj sztuka, w myśl Pierre’a Bourdieu, jest narzędziem dominacji i „przemocy symbolicznej”. Sztuka jest przywilejem dla wybranych. Gust staje się fundamentalnym narzędziem społecznej hierarchizacji, dominacji i wykluczenia. Wykluczeni pytają: „Po co pokazujecie to, czego niektórzy nie rozumieją?”. Czy nie lepiej pokazać coś łatwiejszego i ładnego? A uprzywilejowani stwierdzają: „Świetna wystawa! Proszę się nie dać kołtunom!” (Agnieszka Holland).
Wykluczeni oburzają się, buntują wobec sztuki. Staram się ten bunt zrozumieć. I często na wielu wystawach polskich artystów współczesnych go podzielam.
„TYLE KASY ZA TAKIE GÓWNO”
Dopisek: „Trzeba było pójść na piwo i je wypić równo, troglodyto!”
Rzeźba Maurizia Cattelana była pokazywana na kilku dużych wystawach w Europie, zanim wywołała skandal w Polsce. I dopiero po tej warszawskiej wystawie zyskała rozgłos. Wszystkie gazety pokazywały papieża przygniecionego meteorytem. Wszyscy snuli różne interpretacje, podczas gdy Cattelan milczał.
Rok po wystawie w Zachęcie „La Nona Ora” została sprzedana w domu aukcyjnym Christie’s za 900 tys. dolarów.
W tym roku to artyści zastrajkowali. 24 maja 2012 r. był dniem bez sztuki.
„Żądamy rozpoczęcia prac nad stworzeniem takiego systemu, który nie wyrzucałby artystów poza nawias społeczeństwa!”
„Apelujemy do rządu, aby podjął rozmowy z artystami!”
Te enigmatycznie brzmiące hasła i akcje poparli najdrożsi polscy artyści, tacy jak Zbigniew Libera czy Katarzyna Kozyra. Wspierają artystów, którzy są biedni. Tych, którzy nie zarabiają nic albo zarabiają niewiele. Bo, jak zauważa Kuba Szreder, „fundamenty świata sztuki są zbudowane na gigantycznych nierównościach”.
24 maja strajkujący zebrali się na nadwiślanej plaży, na imprezie pod hasłem: „Artysta pod mostem”.
Nie było mnie tam, bo wiem, że w ostatnim czasie sytuacja artystów znacznie się poprawiła. Fundacje chętnie wspierają dobre pomysły. Najlepsi jeżdżą na rezydencje po całym świecie i tam realizują swoje projekty. A w środowisku spod mostu toczy się walka o względy kuratora. Ekonomia sztuki jest zależna od osobistych sympatii.
Dzisiaj wszytko może być sztuką i każdy artystą, pod warunkiem że stanie pod właściwym mostem, obok właściwej osoby.
Sztuka buntu
Konceptualizm doprowadził sztukę do sytuacji, w której dzieło rozpływa się w rzeczywistości. Jest projektem „płynnej nowoczesności”. Dyskusja o tym, co jest sztuką, ciągle budzi emocje, choć tak naprawdę już się wyczerpała. Próba odkrycia istoty sztuki po jej końcu jest początkiem kolejnej dyskusji, w której wszystko już zostało powiedziane, bo wszytko może być sztuką, a każdy artystą. Wystarczy się zbuntować.