Lewica jest bezpłodna zarówno na poziomie intelektualnym, jak i operacyjno-politycznym. Opublikowany w Gazecie Wyborczej tekst dwóch przywódców socjaldemokratycznych, Danii i Polski, jest kolejnym dowodem na prawdziwość tej tezy. Przebija w nim z jednej strony kompletna niezdolność zdiagnozowania tego, co dzieje się w ostatnich latach i – co ważniejsze – w poprzedzających dziesięcioleciach dominacji redystrybucyjnego państwa opiekuńczego oraz lewicowy atawizm, wywodzący się od Rousseau, Marksa i Lenina.
Recepta jest prosta(cka): „Zabrać bogatym”, czyli w obecnych warunkach – bankom. Ani śladu zrozumienia tego, że gospodarki europejskie rosły przez ćwierć wieku tylko 2-2,5% rocznie z a n i m rozpoczął się obecny kryzys. I że źródłem powolnego wzrostu jest właśnie wysoki udział redystrybucji: relacja wydatków publicznych do PKB (obecnie ok. p o ł o w y). I że rozmaite „stymulusy” powiększają tę relację, redukując bodźce do pracy, zarabiania, oszczędzania i inwestowania jeszcze bardziej.
Dlatego gospodarki te rosną już tylko w tempie 1-1,5% rocznie. A cięcia wydatków (nad którymi tak biadają lewicowi politycy), zmniejszając groźbę nieuchronnego wzrostu podatków, mogą tę tak niską dynamikę wzrostu tylko podwyższyć. Ale nie o spory w teorii ekonomii idzie mnie w tym felietonie. Uderza kompletne lekceważenie niewygodnych faktów. Uczestniczyłem, tak mniej więcej 1,5-2 lata temu, w dyskusji amerykańskich ekonomistów na temat tego, kto tak naprawdę płaci podatki. Otóż 37% przychodów fiskusa z tamtejszego PIT pochodzi od 1% najbogatszych Amerykanów, górne 5% płaci 56%, a górne 50% płaci 96,5%. 20% najbiedniejszych płatników podatków wpłaciło fiskusowi tylko j e d e n p r o c e n t wpłat z PIT.
Z kolei w Niemczech fiskus jest trochę łagodniejszy: górne 25% podatników wpłaca ponad 75% ogółu przychodów fiskusa z PIT. Itd., itp. Trudno dziwić się odległemu od liberalizmu niemieckiemu filozofowi, Peterowi Sloterdijkowi, który pisał niedawno, że kapitalizm nie istnieje, a „żyjemy w systemie zorganizowanej państwowej grabieży” [dodatek Europa do nie istniejącego już Dziennika].
Zwróćmy jednak uwagę, że to, co w majestacie prawa zabiera się produktywnym w imię potrzeb leniwych i/lub bezproduktywnych, to tylko część problemu. Państwa europejskie, których struktura demograficzna zmienia się w wyniku niepełnej stopy reprodukcji ludności i wzrostu udziału emerytów, mają rosnące niesfinansowane w żaden sposób zobowiązania emerytalne. Są to sumy tak duże, że nie ma szans, by można było znaleźć jeszcze jakiś sposób na ich sfinansowanie metodą leninowską. Sloterdijk, choć nie nawiązuje do „bomby emerytalnej”, pisze o „grabieży przyszłości przez teraźniejszość”.
Mój znajomy, pierwszy prezes EBOiR-u Jacques Attali napisał książkę o nadchodzącym w perspektywie dekady bankructwie Zachodu. Jako socjalista nie przyznaje się jednak, że jest to bankructwo socjalistycznej wizji państwa o patologicznych bodźcach, tyle że w wersji demokratycznej. Następuje ono na naszych oczach w ćwierć wieku po bankructwie socjalizmu w wersji despotycznej. I nie zmieni tego, a raczej przyspieszy, rozpaczliwe rozglądanie się, do czyjej jeszcze kieszeni sięgnąć, by przedłużyć „nowy wspaniały świat”: socjalny raj za cudze pieniądze. Świat, w którym żyje się z ręką w kieszeni sąsiada (to określenie Ludwiga Erharda, architekta powojennego sukcesu Niemiec), odchodzi w przeszłość.