Marzy mi się czas, w którym nie będziemy bezmyślnie powtarzać idiotycznego porzekadła: „Myślenie ma kolosalną przyszłość”. Marzy mnie się, że kiedyś zastąpi je wreszcie praktyka życia społecznego i gospodarczego, w którym myślenie będzie miało kolosalną t e r a ź n i e j s z o ś ć. Co oznacza, iż będziemy myślenie – sprawne i coraz sprawniejsze – stosowali tu i teraz. Z korzyścią dla jakości naszego bytowania.
Niestety, moje marzenia nie spełnią się w Polsce tak szybko, jak bym tego pragnął. A okres przedwyborczy wydaje się dodatkowo wskazywać na oddalanie raczej niż przybliżanie się do tego ideału. Skala prymitywizmu, czy wręcz bezsensu rozmaitych propozycji jest rzeczywiście porażająca.
Zostawmy jednak aberracje demokracji i zajmijmy sie jej codziennością. Przypomnę więc Czytelnikom pozawyborczy – choć niemniej porażający przypadek – rozłącznego myślenia. Może najpierw skąd wziął się termin: „rozłączne myślenie”. Użył go na konferencji pewien amerykański socjolog, który chciał możliwie uprzejmie wyrazić bardzo krytyczny pogląd, że bardzo często ludzie w ogóle nie myślą. Każdy kawałek otaczającej ich rzeczywistości traktują oddzielnie, nie zauważając związków przyczynowo-skutkowych.
Przypadek, który chcę poddać pod osąd Czytelników dotyczy zachowań władz miasta Bytomia i ich niezdolność zauważenia jakichkolwiek związków, między stanem Bytomia a działalnością górnictwa węgla kamiennego na obszarze miasta. Niektórzy zapewne pamiętają gromy rzucane na program rządowy przez panią Prezydent tego miasta-widma, ponieważ przewidywał on wygaszenie działalności wydobywczej przez kopalnię wydobywającą węgiel spod tegoż miasta.
W cywilizowanym świecie zakreśla się tzw. filary, czyli obszary, gdzie węgiel – czy cokolwiek innego – nie jest wydobywany, gdyż zagroziłoby to normalnej egzystencji miasta. U nas w czasach komunizmu zasady cywilizowanego świata nie obowiązywały i cały Górny Śląsk jest w efekcie obszarem znacznych (i coraz większych!) szkód górniczych. Bytom jest najbardziej widocznym przykładem takich patologii, które niestety przeniesiono do naszej postkomunistycznej rzeczywistości w wyniku górniczych strajków, publicznych protestów i innych rozrób.
Efekty tego są widoczne dla każdego, kto przejedzie czy przespaceruje się po tym mieście-widmie, w którym większe lub mniejsze obszary trzeba było ewakuować ponieważ groziły zawaleniem (lub już się zawaliły!). Tego wszystkiego bezmyślni włodarze zapadającego się miasta nie chcieli widzieć, czy brać pod uwagę, gdy podżegali do strajku w obronie wydobycia węgla spod miast-widma. Czyli wydobycia powodującego, że wyszedłszy z szychty górnik może nie móc wrócić do domu, ponieważ ten dom właśnie zaczął walić się lub stwierdzono zagrożenie takim zawaleniem i zarządzono ewakuację.
W Bytomiu – i innych miejscach – odtrąbiono sukces, gdy rząd zapowiedział, że nie będzie likwidować przedsiębiorstw, nie mających ani ekonomicznych, ani społecznych racji bytu. Pod Bytomiem dalej wydobywa się węgiel. I właśnie kilka dni temu usłyszałem w wiadomościach radiowych, iż w tymże Bytomiu właśnie ewakuowano kolejnych parę dziesiątków rodzin z części miasta grożącej zawaleniem.
Czy naprawdę nie stać nas w Polsce na wybór do władz publicznych ludzi nie myślących rozłącznie, ludzi zdolnych do dostrzeżenia związków przyczynowo-skutkowych i – gdy je dostrzegą – mających minimum odwagi i odpowiedzialności, aby na te związki zwrócić uwagę tych, którzy potrafią myśleć już tylko rozłącznie? Nie wydaje mnie się, abym wymagał zbyt wiele…