Żyjemy w dziwnym świecie z punktu widzenia gospodarki, czego – jak się zdaje – nie dostrzegają nawet w swej większości ci, którzy są do tego najbardziej powołani. To znaczy ekonomiści. Dyskutują, oceniają i czynią rekomendacje tak, jak byśmy nadal żyli w normalnym świecie.
Zacznę od przypomnienia charakteru pieniądza. Przez stulecia (a nawet dłużej) żyliśmy w świecie pieniądza tzw. substancjalnego, to znaczy takiego, który miał swoją wewnętrzną wartość. Np. w XIXw. jeden funt brytyjski wart był pięć dolarów amerykańskich, co oznaczało, że wartość kruszcu (złota) była w funcie pięciokrotnie wyższa niż w dolarze.
Ten świat uległ zmianie od wielkiego kryzysu lat 30. i żyliśmy od tego czasu w świecie pieniądza tzw. symbolicznego. Wewnętrznej wartości pieniądz papierowy –- bez pokrycia w złocie – nie posiadał, ale symbolizował umowę społeczną. Ufaliśmy, że skoro my przyjmujemy ów papierowy pieniądz według nominału (sumy wydrukowanej na banknocie), to wszyscy inni będą również wykazywać takie same zaufanie do owego symbolicznego pieniądza.
Czynione też były starania, aby to zaufanie wzmocnić. Potrzeba taka nasiliła się w latach 70. XXw., czyli w okresie przyspieszonej inflacji. Polityki prowadzone przez rządy Niemiec i Szwajcarii, od lat 80. także USA i Wielkiej Brytanii doprowadziły do stopniowego zredukowania wysokiej inflacji. Ćwierćwiecze 1980-2005 określano, więc, jako erę umiarkowania (Great Moderation).
Tak to mniej więcej wyglądało do czasu „wielkiego kryzysu finansowego”. Kryzysu, który bynajmniej nie zakończył się, a raczej wepchnął świat zachodni w kolejną epokę – dominacji banków centralnych – której główną cechę charakterystyczną można określić jako dodrukowywanie zaufania. Jak bowiem inaczej nazwać można zwielokrotnienie bilansów banków centralnych, obniżenie stóp procentowych do poziomu zerowego (a w przypadku depozytów nawet ujemnych stóp procentowych) i tak zwane – eufemistycznie – ułatwienia ilościowe?
Skoro pieniądz papierowy, niewymienialny na złoto, opiera się zaufaniu, że wszyscy przyjmować go będą według wartości nominalnej, to multyplikacja ilości tego pieniądza przez główne banki centralne świata zachodniego oznacza właśnie dodrukowywanie zaufania. Tyle, że z a u f a n i a d o d r u k o w a ć s i ę n i e d a !!! Czeka nas więc stopniowa (oby nie paniczna!) erozja zaufania do pęczniejącego ilościowo pieniądza niewymienialnego na złoto.
Tempo tej erozji będzie zależne od tego, jak bardzo – i jak szybko – pęczniejąca góra pieniędzy powodować będzie perturbacje w gospodarce światowej. Niektóre perturbacje sygnalizowane są już dziś. Np. komercyjne banki amerykańskie sygnalizują, iż będą starały się „wypchnąć” ze swoich kont wysokie depozyty dużych firm (i nie będą przyjmować od nich nowych depozytów), gdyż musiałyby do tego dokładać.
Jak? Ano, nawet przy zerowej stopie oprocentowania depozytów banki muszą np. obowiązkowo ubezpieczyć owe depozyty, wpłacając odpowiednie kwoty do bankowego funduszu gwarancyjnego. Klienci, obciążeni negatywnymi stopami procentowymi, na które nałożą się jeszcze koszt ubezpieczenia, zrezygnują być może z tworzenia takich depozytów. A przecież rolą banków komercyjnych, zwanych często – od pełnionych przez nie funkcji – bankami depozytowo-kredytowymi , jest właśnie przyjmowanie depozytów i udzielanie kredytów. A wielkość udzielanych kredytów zależy przecież w dużym stopniu od wielkości posiadanych depozytów!
Perturbacje pojawiają się też od pewnego czasu w świecie funduszy emerytalnych. W odróżnieniu od innych funduszy kapitałowych, fundusze emerytalne miały obowiązek prowadzenia bardzo konserwatywnej polityki inwestowania. W grę wchodziły tylko inwestycje w bardzo pewne, o niskim ryzyku papiery wartościowe. Tyle, że takie papiery przynoszą w świecie zerowych stóp procentowych zerowe lub nawet realnie ujemne zyski.
Tak więc, aby wypełnić swoje zobowiązania wobec klientów-przyszłych emerytów, fundusze inwestycyjne podejmują coraz większe ryzyko, kupując papiery coraz mniej pewne. Przynosi to – na razie! – zyski z inwestycji, ale podwyższa też poziom ryzyka bankructwa. Jak zareagują przyszli emeryci, po jednym, czy drugim bankructwie funduszu emerytalnego, i jakie będą tego konsekwencje dla gospodarki?…