Fala roszczeń różnych, najczęściej związkowych, grup pasożytniczych rozlewa się po kraju, a raczej płynie w kierunku Warszawy. Bo to politycy w okresie przedwyborczym, są mięksi jeszcze niż zazwyczaj i bardziej skłonni do rozdysponowywania naszych czyli podatników – pieniędzy. Bowiem żeby dać jednym, trzeba zabrać innym. I to co dostali lub jeszcze dostaną górnicy, a w kolejce są jeszcze energetycy, kolejarze, nauczyciele i inne grupy roszczeniowe, to my zapłacimy albo przez wyższe podatki, albo przez wyższe ceny (np. energii).
Nie powinniśmy jednak być zaskoczeni tym, co się dzieje. W końcu tego rodzaju przedwyborcza mobilizację związkowych pasożytów obserwujemy przed każdymi wyborami. Ktoś może zaoponować, że np. – nietypowo – buntują się pracownicy państwowego szkolnictwa wyższego, czy sektora kultury (teatrów, muzeów, bibliotek, itp.).
Ich roszczenia, nierzadko uzasadnione, są bowiem rewersem, drugą stroną medalu typowej pasożytniczej presji roszczeniowej silnych grup nacisku, których obawiają się politycy. W Polsce – o czym piszę i mówię publicznie od lat, także w moich felietonach – w pełni udała się tylko transformacja gospodarki. Państwo nadal jest gamoniowate sprawnościowo, czepliwe w stosunku do zwykłych obywateli o słabej sile nacisku (np. podatników, czy przedsiębiorców), za to bojaźliwe i ustępliwe wobec różnych rozpychających się, czy wręcz łamiących prawo lobbies.
Dlatego właśnie ludzie nauki i kultury nawet jeśli będą protestować, to siła ich oddziaływania będzie raczej niewielka. „Miękkokręgosłupowi” politycy – czyli ogromna ich większość! – mając do wyboru zaspokojenie roszczeń (przypominam: naszymi pieniędzmi) energetykom, czy górnikom lub alternatywnie pracownikom państwowego szkolnictwa wyższego, państwowych teatrów, czy bibliotek najczęściej wybiorą tych pierwszych. Tak dokonywane wybory rozdysponowywania naszych pieniędzy w okresach przedwyborczych też są rytuałem kolejnych fal przedwyborczej roszczeniowości.
Obok typowych elementów przedwyborczej presji, obserwujemy też, wielce niepokojące, agresywne – i nierzadko sprzeczne z prawem – zachowania różnych grup nacisku. Górnictwo węgla kamiennego jest zdolne wyszarpnąć dla siebie rozmaite płatności i inne przywileje (bez żadnego związku z ich nienajlepszą zresztą pracą i bardzo niską wydajnością) niezależnie od okresu przedwyborczego. Politycy ich się boją i są bardziej skłonni do finansowania ich fanaberii naszym, czyli podatników, kosztem.
Niesłychanie agresywnie zachowuje się też związek zawodowy „Solidarność”, która nie ma nic wspólnego z historycznym ruchem społecznym, który tak przyczynił się do zmian ustrojowych w Polsce. Nie tylko stała się prymitywnym lobby roszczeniowym, ale w dodatku czyni to na granicy i poza granicami prawa. Wezwania p. Premier Kopacz, by „stawiła” się do rozmów ze związkami jest zwykłym hucpiarstwem.
Uważam jednak, że jedynym przedstawicielem państwa, który powinien rozmawiać z Przewodniczącym Dudą jest prokurator. Bowiem powinien on wszcząć śledztwo z urzędu z powodu gróźb karalnych wygłoszonych na Górnym Śląsku pod adresem lokalnych polityków. I wezwać Dudę na przesłuchanie w tej sprawie.
To, że takiego śledztwa nie wszczęto z urzędu jest następstwem słabości naszego państwa prawa. Wprawdzie jest ono, jak podkreślałem powyżej, czepliwe wobec zwykłych obywateli, ale za to niezwykle miękkie, wręcz bojaźliwe, wobec politycznego gangsterstwa i chuligaństwa. Bierność wobec gróźb wygłaszanych przez Dudę, jak i bierność wobec bojówkarskich wyczynów „Solidarności” oblegających nasz parlament parę lat temu, są kapitulanctwem polityków. A skutek może być tylko jeden: zachęta do dalszych bezprawnych zachowań w życiu publicznym, a w tym i w gospodarce…