Na pochyłe drzewo, jak wiadomo, skaczą kozy. A kto stara się wskoczyć na pochylony kapitalizm? Dodajmy: pochylony nie ze starości, lecz głównie od uderzeń, jakie otrzymał od polityki gospodarczej państw, a zwłaszcza polityki Stanów Zjednoczonych. Ale nieważny jest powód. Co z tego, że kapitalizm przeżywa perturbacje głównie z powodu ciężaru, jaki nałożyło na niego państwo. Ważne jest to, że można wreszcie ujawnić swoje prawdziwe doń uczucia. Dlaczego łatwiej uczynić to w kryzysie? Bo czy to rewolucyjne okrzyki, czy to moralizatorskie ględzenie wydają się przez to bardziej wiarygodne. Sugerują bowiem związek miedzy pomysłami krytyków a rzeczywistością.
Otóż krytyków kapitalizmu jest legion. Znajdą się więc tam i klasyczni przedstawiciele ancien regime’u, tacy jak hrabina Marion Doenhoff, która w 1989r. w przedziwnym łamańcu intelektualnym dowodziła, że klęska marksizmu nie oznacza triumfu kapitalizmu. Kapitalizm ma o do siebie, że o sukcesie nie decyduje odziedziczony tytuł i związana z tytułem pozycja społeczna. To właśnie dlatego arystokracja, będąca podstawą ancien regime’u, tak nienawidziła „plutokracji”, czyli tych, którzy sukces zawdzięczali sami sobie, a nie swoim przodkom.
Totalitaryzmy dzisiaj są słabsze niż w ubiegłym wieku. Ale zawsze mają szansę. Kiedy ogląda się zdjęcia demonstrantów w Londynie z okazji konferencji G20 z transparentami: „Zlikwidujcie pieniądze!„, to pierwszym odruchem rozsądnych skądinąd ludzi jest rozczulenie nad idealistycznym imbecylizmem demonstrującej młodzieży. Ale tylko niektórym spośród owych rozsądnych przyjdzie poważna refleksja, że przecież te pomysły mają nie tylko szlachetnych (acz niemądrych) antenatów, w rodzaju Platona, czy Tomasza Morusa, ale także tych, którzy owe imbecylizmy wprowadzali w życie.
Poczynając od Lenina, który wprowadzał w 1919 r. marksowskie imbecylizmy w postaci bezpieniężnej „produkcji dla zaspokojenia potrzeb, a nie dla zysku”. Ze znanym efektem. To znaczy mnie znanym, ale już nie dziesiątkom milionów Europejczyków i Amerykanów, że o „Trzecim Świecie” nie wspomnę. A konsekwencją tego była klęska głodu, śmierć milionów ludzi, przypadki kanibalizmu i inne horrory.
Ci wszyscy, także ów „lewak z prawakiem” (pp. Klata i Horubała), wspomniani przeze mnie w jednym z felietonów, którzy pragną „mitu” będącego „przesłaniem wielkiej rewolucji społecznej”, „nowej utopii wspólnoty” i innych imbecylizmów, torują drogę czerwonym, czarnym i (także) zielonym „izmom”. O potwornościach owych „izmów”, gdyby im się udało obalić kapitalizm i liberalną demokrację, czytałyby następne pokolenia w drugiej połowie XXI w.
Nie tylko skrajności się przyciągają. Obserwując zabiegi intelektualne obecnego papieża, widać wyraźnie, że i on ma wielką ochotę wskoczyć na pochylone drzewo kapitalizmu. Przyczyny są dość oczywiste. Jak arystokracja w XVIII w., tak i kościół katolicki mocno stracił ze swojej „przewodniej roli” w minionych stuleciach. No więc, mając sprzyjające, jak mu się zdaje, okoliczności dołącza do londyńskich demonstrantów z encykliką o chciwości jako źródle globalnego kryzysu finansowego. Podobnie na kryzysy we własnych szeregach reagują biskupi innych chrześcijańskich kościołów.
Kapitalizm ma wielu wrogów, źle mu życzących z różnych ideowych pozycji. Ale do tej pory radził sobie lepiej niż jego krytycy i należy mieć nadzieję, że sytuacja ta się nie zmieni także w przyszłości…