Komitet literackiej narody Nobla znany jest od dawna ze swej lewicowości; stąd długa lista pisarzy o lewackich poglądach, mających często dodatkową cechę wspólną, mianowicie odrzucenie piękna języka jako jednego z kryteriów wielkości literatury. Z nieznanych przyczyn w 2010r. komitet zrobił wyjątek w postaci nagrody dla Mario Vargasa Llosy.
I to wyjątek potrójny. Po pierwsze – jak to podkreślają krytycy literaccy – jest to autor piszący o sprawach uniwersalnych, ważnych dla każdego. Obce mu jest regionalne czy klasowe sekciarstwo, tak charakterystyczne dla różnych pisarzy latynoskich o mocno lewicowym zacięciu. Po drugie, pisze pięknym językiem.
I, po trzecie, jest, po odrzuceniu wczesnych fascynacji komunizmem i „castryzmem”, klasycznym liberałem. I to nie tylko w – zrozumiałej u pisarza – obronie wolności politycznych czy w szczególności obywatelskich, ale także (co niestety u pisarzy jest rzadkością) wolności gospodarczych.
Nie ma on wątpliwości, że kapitalistyczny rynek to jest najlepszym systemem gospodarczym. Cieszy się z „ucywilizowania” części latynoskiej lewicy i będącego rezultatem tegoż ucywilizowania szybkiego wzrostu gospodarczego w Chile, Brazylii i Urugwaju.
W wywiadzie dla Gazety Wyborczej mówi jednocześnie o niezakończonym flircie latynoskiego lewactwa z castryzmem i „mesjanistycznych szaleństwach Hugo Chaveza” i o rosnących problemach gospodarki wenezuelskiej, mimo potężnego strumienia petrodolarów. Najwyraźniej zna szczegóły wenezuelskich problemów, gdy mówi o ironii losu: Wenezuelczycy, w kraju będącym wielkim eksporterem surowców energetycznych, cierpią na coraz częstsze przerwy w dostawie prądu.
Sądzę, że ubawiłaby wielkiego pisarza anegdotka z kabaretu z lat 80. ub. wieku, gdy w związku z podobnymi uciążliwymi przerwami w Rumunii rządzonej przez Nicolae Ceausescu, Bogdan Smoleń pytał swego kolegę, Zenona Laskowika, czy wie, co było w Rumunii przed lampą naftową. I po przeczącej odpowiedzi wyjaśnił: „Elektryczność”. Zresztą w kraju idola pisarza z młodych lat, na Kubie rządzonej przez Fidela Castro, można by udzielić identycznej odpowiedzi. Przed kilku laty wprowadzono tam m.in. zakaz importu żarówek o mocy większej niż 15W, aby zmniejszyć zużycie prądu przez mieszkańców kraju.
Syn pisarza, politolog i dziennikarz, Alvaro Vargas Llosa, napisał na swoim blogu, że „sprawa wolności na zachodniej półkuli ma powody do radości”. Na pewno, tyle, że jego ojciec jest nie tylko pisarzem uniwersalnym, ale wolności gospodarcze jako drogę do zamożności traktuje uniwersalnie, a nie regionalnie. W cytowanym wywiadzie stwierdza: „… (Wierzę) w postęp. Triumf demokracji, państwa prawa i gospodarczej wolności…” Popiera też globalizację: „Kraj, który zamyka się, zamiast otwierać na świat, skazuje się na stagnację i barbarzyństwo”.
Co za odmiana w porównaniu z literackim lewactwem, honorowanym najwyższym literackim wawrzynem świata! Zresztą wrogość wobec wolności gospodarczej, czyli kapitalistycznego rynku cechuje większość pisarzy Zachodu. Także i Polski. Kiedyś, z racji moich obowiązków społecznych w Towarzystwie Ekonomistów Polskich, wysłuchałem dwóch wykładów o stosunku literatury polskiej do kapitalizmu, wolności i przedsiębiorców w polskiej literaturze XXw. Też była jednoznacznie negatywna, nawet po upadku komunizmu. Tyle że po 1989r. młodzi pisarze swoją niechęć wyrażali bardziej prostackim językiem niż np. Żeromski i jemu współcześni…