W poniedziałek 23 maja, przewodniczący amerykańskiej delegacji w Hanoi Prezydent Barack Obama, zapowiedział zniesienie embarga na dostawy uzbrojenia do Wietnamu. Co prawda fakt zniesienia zakazu sprzedaży broni oddzielił od decyzji o uruchomieniu dostaw w ten sposób, że uzależnił każdorazowy kontrakt od oceny przestrzegania praw człowieka w tej jednej z nielicznych już na świecie „demokracji socjalistycznych”. Nie da się jednak uniknąć wątpliwości czy te warunki będą każdorazowo sprawdzane dokładnie (więcej szczegółów: http://www.reuters.com/article/us-vietnam-obama-idUSKCN0YD050 ). USA ma problem z rosnąca obecnością Chin, a dokładniej chińskiej floty i lotnictwa na Pacyfiku. Stąd polityczne i gospodarcze wsparcie dla państw, które usiłują prowadzić niezależną od Chińczyków politykę.
Najbardziej chyba konkretnie wyjaśnia problem znawca Wietnamu Andrzej Meller, który w swojej najnowszej książce (tej z Hienami w tytule) napisał: „Na wiosnę 2014 roku, gdy Europa patrzy na Ukrainę, na Dalekim Wschodzie odżywa konflikt Chin z Wietnamem. Azja Wschodnia obserwuje ich spór z coraz większym niepokojem. Niektórzy uważają, że to jedno z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa w tym regionie – obok nieprzewidywalnej Korei Północnej i japońsko-rosyjskiego sporu o Kuryle.
W konflikcie Chin i Wietnamu, gdzie kością niezgody jest podział stref wpływów na Morzu Południowochińskim, w grę wchodzą także interesy kilku innych krajów: Filipin, Tajwanu, Malezji i Brunei. I choć w 1992 roku Chiny ogłosiły całe Morze Południowochińskie swoimi wodami terytorialnymi, to za swoje (lub częściowo swoje) uważają je także inni. Konflikt dotyczy przede wszystkim Wysp Paracelskich i Spratly, bo na obszarze tych archipelagów znajdują się bogate złoża ropy i gazu. Także samo Morze Południowochińskie ma duże znaczenie strategiczne: przebiegają przez nie ważne szlaki handlowe. Kto kontroluje cieśniny Malakka, Sundajską i Makasarską, ten może kontrolować również gospodarkę regionu. Szlak wodny przez cieśninę Malakka porównuje się do cieśniny Ormuz między Iranem i Półwyspem Arabskim, tego „strategicznego gardła” dla przepływu ropy (i tym samym dla światowego handlu tym surowcem).
Aż dwie trzecie światowego handlu przechodzi przez Może Południowochińskie.”
Tyle Meller. Problem konfliktu o wyspy w tej części Pacyfiku jest nawet sporo starszy niż wynikałoby z dat podanych przez autora książek o Wietnamie. Już wiele lat temu spór był tak głośny, że docierał nawet do mediów w PRL-u. Pisał o nim w latach 70-tych XX wieku m.in. Krzysztof Kozłowski w „Tygodniku Powszechnym”. W ostatnich dniach jednak zdecydowanie przybrał na sile. Aby podkreślić swoje prawa do morskiego terytorium, w tym samym dniu (23 maja) w którym prezydent USA zadeklarował zniesienie embarga, Chińczycy zapowiedzieli budowę bazy ratownictwa morskiego na jednym z atoli wysp Spratly, z której miałoby operować 31 statków i 4 śmigłowce. Trudno nie podejrzewać, że faktyczna rola tej floty będzie czysto militarna.
Kilka dni wcześniej – 19 maja, USA i Chiny potwierdziły, że doszło do niepokojącego incydentu (porównywalnego z lotami rosyjskich myśliwców i samolotów zwiadowczych nad Bałtykiem i Morzem Czarnym) w rejonie wyspy Hainan (na północny zachód od archipelagu paracelskiego). Dwa chińskie myśliwce Shenyang J-11 (chiński odpowiednik Su-27) próbując zawrócić amerykański samolot zwiadu elektronicznego EP-3 (nowsza wersja P-3 Orion), przeleciały w odległości 15 metrów od niego. To wyraźny sygnał o niechęci wobec amerykańskiej obecności w chińskiej strefie wpływów (poprzedni tak silny miał miejsce w 2014 roku, również wobec samolotu zwiadowczego).
Aby pokazać swoje argumenty przed wizytą prezydenta USA w regionie zadziałały także Filipiny. 17 maja Straż Ochrony Wybrzeża zatrzymała dwa chińskie kutry z 25 członkami załogi, pod zarzutem nielegalnych połowów. Filipińczycy domagają się odstąpienia przez Chiny od deklaracji podporządkowania sobie Morza i uznania interesów innych państw leżących na jego obrzeżach. Amerykańskie wsparcie wydaje się im bardzo potrzebne. Tym bardziej, że szczyt G-7 w Japonii, który rozpocznie się tuż po zakończeniu wizyty Baracka Obamy w Azji Południowo-Wschodniej (26 i 27 maja) nie będzie koncentrował się wyłącznie na kwestiach finansowych, ale także na sprawach bezpieczeństwa międzynarodowego.
Wzrost napięcia i ewentualny wybuch poważniejszego konfliktu w regionie położonym ponad 8 tysięcy kilometrów od Polski, może mieć także dla naszej gospodarki duże znaczenie. Ograniczenie żeglugi na Morzu Południowochińskim spowoduje zakłócenia na rynku surowcowym. Jeden z największych światowych importerów ropy – Chiny będzie zmuszony do zwiększenia rezerw. W ślad za Chinami pójdą inne państwa i międzynarodowe korporacje. Pomimo odblokowania irańskiego eksportu, ceny pójdą w górę. Do tego trzeba będzie doliczyć wzrost kosztów transportu. Consensus największych eksporterów węglowodorów, związany z utrzymaniem cen paliw na dotychczasowym poziomie, może tego nie wytrzymać.
Koniunktura polskiej gospodarki jest zależna od kilku wskaźników. Jednym z nich są ceny surowców energetycznych. Gospodarka RP jest paliwochłonna. Dzięki niskim cenom ropy polskie wyroby są tańsze i konkurencyjne na europejskim rynku. To korzystne dla przemysłu (chociaż nie dla górnictwa). Wymuszony przez wzrost cen energii i paliw wyższy koszt wytwarzania polskich wyrobów eksportowych zmniejszy ich konkurencyjność, a co za tym idzie atrakcyjność na rynkach zagranicznych. Wzrost gospodarczy będzie niższy od planowanego, w ślad za tym spadną dochody gospodarstw domowych. Każdy z nas poczuje to w swojej kieszeni.