Dymisja Marka Sawickiego była jedyną możliwą polityczną reakcją na ujawnienie afery taśmowej. Pytanie na ile wpłynął na to fakt bycia kontrkandydatem Waldemara Pawlaka w nadchodzących wyborach w PSLu pozostanie na razie retorycznym. Opinia publiczna chciała krwi i ją dostała. Teraz media mogą skupić się na swoim ulubionym temacie czyli personaliach.
Jednak sprawa jest o wiele poważniejsza. Premier na konferencji prasowej wstrzymał decyzję o powołaniu nowego ministra, zapowiadając, że „nie należy spodziewać się decyzji ws. ministra rolnictwa dopóki nie przedstawimy z koalicjantem czytelnych reguł postępowania ws. uzdrowienia sektora, jakim są agencje”. To pierwsza gorzka pigułka dla PSLu, drugą jest postawienie na szali przyszłości koalicji w trudnym na partnera momencie „Koalicja będzie pracowała dalej, ale wyłącznie pod warunkiem, że będzie zgoda koalicjanta na radykalne działania w obrębie tej dziedziny, za którą do tej pory odpowiadał”. Szybkie pozbycie się Sawickiego pomogło Pawlakowi, ale przyjdzie mu za to być może zapłacić konkretną cenę: przyjęcie zasad, które uderzą w kolesiostwo w spółkach, czyli de facto w jego zaplecze, któremu się to wcale nie spodoba. Jednocześnie Tusk nie musi się specjalnie cackać, argument o tym, że trzeba wzmacniać Pawlaka „bo wybory w partii” się skończył. Stawiając na szali zerwanie koalicji (ciekawe, że premier nie wspomniał nic o przyspieszonych wyborach, czyżby oznaczało to gotowość do rozmów z SLD albo nawet Palikotem?) Tusk pokazał, że gra na poważnie i że byle czym się PSL nie wywinie.
Czemu Tusk zareagował tak ostro? Przecież wiadomo, że żadne wotum nieufności nie przejdzie w tym sejmie, w tym układzie (z zagrożonym PSLem), nie wiadomo nawet czy Palikot nie poniesie znów spektakularnej porażki nie mogąc zebrać wymaganej ilości głosów do złożenia wniosku. To samo tyczy się komisji śledczej, której sama idea została skompromitowane przez poprzedniczki do tego stopnia, że w jej skuteczność nie wierzy już nawet sam mistrz od spec-środków Zbigniew Ziobro.
Otóż Tusk zdaje sobie sprawę czego Polacy szczerze nie znoszą, mianowicie bezczelnie korzystającej z przywilejów i panoszącej się władzy – mniejsza o to czy zgodnie czy niezgodnie z prawem. Wiele afer III RP, od Janusza Tomaszewskiego i spółki z czasów AWS, afery Rywina, przez Orlenowską, sprawę Barbary Blidy, aferę gruntową po aferę hazardową i taśmową nie miało charakteru łamania prawa, w każdym razie na najwyższym politycznym szczeblu. Ale miały one swoje konsekwencje polityczne – w momencie kiedy ujawniano nadużycia w jednym miejscu, szybko pokazywały się w innym, media zapełniały się tłumaczącymi się politykami opcji rządzącej, opozycja grzmiała, słupki sondażowe spadały, jedność w partii się kruszyła, pojawiały się nowe przecieki, podważano kompetencje kierownictwa, odwoływano je, następowały rozłamy, partie traciły władzę, albo niknęły w pomroce dziejów. Raz wpadłszy w aferalne tarapaty partiom było bardzo ciężko wyjść z tego korkociągu, szczególnie, że praktycznie każda partia władzy zasadza się na grupach samopomocy znajomych, cwaniaczków, większych i mniejszych układach i układzikach. Dlatego Tusk tak radykalnie, za cenę spójności własnego zaplecza i lojalności najbliższych współpracowników zareagował na aferę hazardową i dlatego nie może teraz odpuścić partii znanej jako „Posady Swoim Ludziom”.
Polityku pokaż ręce
Wymiana jednego ministra na drugiego to zaledwie rozwiązanie tymczasowe, za miesiąc, dwa, pięć kiedy sprawa przyschnie zacznie się na nowo obstawianie swoimi odpowiednich spółek, a obniżone w obawie przed NIKiem i CBA premie znów podskoczą do poprzednich poziomów.
Pojawia się unikalna szansa na to, żeby wreszcie wprowadzić zmiany systemowe, nie tylko zajmować się personaliami, które odgrywają tu drugorzędną rolę. Faktem jest, że PSL w rozdawaniu posad swoim jest najbardziej bezczelny, ale problem dotyczy także innych partii, choć tam mniej jest nepotyzmu a więcej kumoterstwa.
Pierwszym ruchem powinien być przeprowadzony przez NIK, być może z pomocą CBA specjalny audyt spółek, agencji i funduszy pod kątem nieprawidłowości w konkursach, premiach, pensjach i wyjazdach służbowych. Tam gdzie znajdą się członkowie rodzin działaczy politycznych szefowie tych instytucji powinni się bardzo gęsto tłumaczyć, a najlepiej stracić stanowiska.
Tak jak publikujemy oświadczenia majątkowe polityków, tak powinny ukazywać się oświadczenia o zatrudnieniu w poszczególnych instytucjach członków rodzin działaczy politycznych, o ile są to podmioty zależne od państwa. Nie każdy musi być działaczem i nie każdy musi pracować akurat w instytucjach państwowych. Transparentność to pierwszy krok do powstrzymania kolesiostwa i innych patologii.
Po drugie, wiele z agencji i innych instytucji „parabudżetowych” można włączyć do poszczególnych ministerstw lub po prostu zlikwidować, postulowała to w swoim czasie Zyta Gilowska, wystarczy sięgnąć po jej propozycje sprzed kilku lat. To proces rozłożony w czasie, ale pytanie o celowość istnienia podmiotów powołanych wiele lat temu do konkretnych zadań, które jednak przetrwały i dalej umożliwiają wypływanie pieniędzy z budżetu musi paść.
Likwidacja niektórych podmiotów bądź ich konsolidacja to niestety zaledwie półśrodki. Jedynym systemowym rozwiązaniem jest wprowadzenie budżetu zadaniowego, który będzie koncentrował się na efektach i ich osiąganiu zamiast na procedurach. W którym środki będą przyznawane na osiąganie celów, a nie dla instytucji „za to, że istnieją”.
Po trzecie, należy wprowadzić czytelne kryteria konkursów, stworzyć niezależne ciała typujące i egzaminujące kandydatów, zlikwidować lub ograniczyć możliwości obejścia konkursów (słynne p.o.), zlikwidować absurdy w postaci podlegania zarządu spółki ustawie kominowej, przy jednoczesnym braku kontroli nad wynagrodzeniem dyrektorów.
Należy zdawać sobie sprawę, że wszystkie te rozwiązania są niedoskonałe i zaledwie ograniczają ryzyko nadużyć. Transparentność decyzji, wynagrodzeń, konkursów i budżetów ułatwią kontrolę jednak nie zastąpią dociekliwości odpowiednich instytucji (NIK, CBA) i zainteresowania ich pracami organów decyzyjnych, a także mediów i organizacji pozarządowych – watchdogów.
Musimy skończyć z Polską folwarków, Polską resortową i wprowadzić autentyczny, a nie papierowy budżet zadaniowy, inaczej marnotrawstwo, korupcja i prywata będą w instytucjach publicznych standardem a nie niechlubnym wyjątkiem. Trzeba też zastanowić się jak to możliwe, że pod naszym nosem kwitły takie patologie jak te pokazane na taśmach Serafina i Łukasika i jak świadczą one o wykonywaniu przez media i trzeci sektor swojej funkcji kontrolnej. Nie dopuśćmy do sytuacji, w której na ręce władzy patrzy tylko ona sama.