Trzeba wygrać wojnę, proszę państwa. Wojnę na narrację. Nie wygramy jej nie wytwarzając treści. Obecna opozycja, tak parlamentarna jak i „uliczna”, wytwarza jej niestety zbyt mało, stąd wieczne narzekania na brak programu, brak propozycji alternatywnych, brak jasnych celów. Jeśli celem ma być powrót do władzy tej czy innej partii lub tego czy innego samozwańczego lidera opozycji, to faktycznie szkoda prądu, szkoda naszej energii. Vox populi zresztą pokazał wyraźnie, że ma zupełnie innych ulubieńców niż proponowani dotychczas liderzy, co potwierdza moją tezę, że lidera nie da się mianować, on się po prostu wyłoni sam. A nawet założę się o dobrą flaszkę, że nie będzie jednego lidera, lecz konstelacja.
Ale wróćmy do wojny. Czy też do leczenia choroby. Każda metafora dobra. Jak nam tłumaczy Gene Sharp, cała sztuka polega na obalaniu filarów, na których trzyma się strop świątyni zła i wzmacnianiu filarów podpierających świątynię dobra.
Filary zła bardzo dobrze wskazuje w swoim doskonałym felietonie Marcin Frenkel – przede wszystkim jest to strach. Budowanie atmosfery zagrożenia jest najmocniejszą stroną rodzącej się właśnie dyktatury. Potrafiła ona bezbłędnie zidentyfikować fobie sporej części społeczeństwa, wytworzyć wrażenie wojny „naszej” cywilizacji z cywilizacją „obcych”, jasno określić dobrych i złych, narzucić język wojny, w którym wszystko, co nie służy budowaniu potencjału obronnego przed inwazją wroga, jest kolaboracją z tym wrogiem i zdradą stanu. Doskonale usprawiedliwia naruszenia praw obywatelskich, bo bezpieczeństwo wymaga wzmożonej kontroli, podejrzliwości, nieliczenia się z drobiazgami. Zarazem celebrowana jest obronność, militaryzm, kult siły, przedstawia się wojnę jako bohaterską przygodę, promuje się tradycyjny obraz płci, dowartościowuje prymitywny patriarchat itd. Jasna oferta dla sfrustrowanych ludzi, którzy nie rozumieją wielu zjawisk, więc się ich boją, czują się wykluczeni, ich świat odchodzi lub jest piętnowany jako obciachowy… no i chętnie daliby komuś w pysk. Kult żołnierzy wyklętych, homofobia, kultura gwałtu i mizoginia, kiczowaty patos, rasizm – wszystko to już tylko logiczne konsekwencje strachu.
Mamy zatem następujące filary sukcesu „dobrej zmiany”:
1. Strach przed innością, odrzucenie tego, co obce, zagraniczne, niezrozumiałe, wymagające wiedzy, kompetencji językowych, horyzontu. Świadome konstruowanie negatywnych stereotypów: lewaków, ekoterrorystów, feminazistek, uchodźcoimigrantów, gejów, całkowicie anachroniczna figura komucha, w razie czego łatwo zastępowanego przez następców: ubeckie wdowy, resortowe dzieci (w religijno-tradycyjnym świecie grzech jest dziedziczny), beneficjentów III RP i tym podobne figury. Bazując na ignorancji swoich zwolenników, PiS wytwarza wroga uniwersalnego, który zarazem pobiera esbecką emeryturę, zabił księdza Popiełuszkę i żołnierzy wyklętych oraz głosował na PO, założył KOD, zaraził się homoseksualizmem na Zachodzie, kolaboruje z Niemcami rozmawiając z nimi w tramwajach i teraz broni puszczy białowieskiej – to wszystko doskonale się mieści pod pojęciem komucha. Same słowa „zagranica”, „Bruksela”, „Niemcy” mają budzić czujność wobec zdrady i mętnych światowych spisków. Jesteśmy sami w dżungli, wszyscy chcą nas dopaść, ukraść naszą ziemię, zgwałcić lub zbałamucić nasze baby, zabrać nasze dzieci i dać je na wychowanie szwedzkim gejom, nikomu nie można ufać, wszystko to spisek. Jak nie spisek Brukseli, to międzynarodowych korporacji, koncernów farmaceutycznych, Kościoła Szatana, loży masońskiej, wszyscy są na ich usługach, lekarze, naukowcy, artyści, cała ta zgniła elita.
2. Kult naszości, ucieczka w to, co narodowe, swojskie, dowartościowanie ludowości, przaśności, kiczu, pedagogika bezwstydu, przysłowiowe „lubienie, jak komuś nogi śmierdzą”, promowanie bohaterów wyłącznie męskich i militarnych, celebrowanie fizyczności, krzepy, rozwiązań siłowych, wymuszania swojej racji, wykorzystania przewagi. W tej narracji doskonale mieści się postawa typu „wygraliśmy wybory, więc teraz będzie po naszemu” czy przyzwolenie na to, by mężczyzna mógł bić swoją kobietę i dzieci. Samiec alfa rozporządza dowolnie swoją rodziną, jego wola jest prawem, a w dżungli, w której żyje, problemy rozwiązuje pięścią, bronią (legalną rzecz jasna), karabinem (w końcu jest w korpusie sił terytorialnych, więc prawie „chłopak z lasu”), nie zajmuje sobie głowy opinią bab, miejsce baby jest przy garach i w łóżku. Zresztą wszystkie kobiety są jego, więc o co chodzi. Słabsze istoty po prostu muszą mu służyć, nie musi przejmować się pierdołami w stylu prawa kobiet, prawa zwierząt, ekologia, seksizm, równość czy jakieś prawa obywatelskie, to wszystko idee cieniasów mające ochraniać ich blade tyłki. Jest blisko natury, nie ufa białej mafii w kitlach, leczy się piwem i cytryną jedzoną ze skórką, nie je chemii, nie łyka antybiotyków, nie szczepi dzieci, żeby nie dostały autyzmu i homoseksualizmu, jest wolnym barbarzyńcą nieskrępowanym gorsetem zachodnich, lewackich wymysłów.
I tak dalej, i tak dalej. Wszyscy te obrazki znamy, można jeszcze tak długo.
Co możemy z tym zrobić? Uwaga, będzie konkretnie!
1. Obalać stereotypy. Tłumaczyć powody, dla których są stereotypami – aby dzieci przestały bać się smoka, trzeba im pokazać, że jest zrobiony z papieru. Pokazać dłoń, która trzyma sznurki tego smoka – krzywdzący obraz uchodźców jest na rękę ISIS, teorie spiskowe o UE są na rękę Kremla itd. Najszybszą metodą zwalczania strachu jest jego wyśmianie oraz terapia szokowa poprzez konfrontację z obiektem fobii. Celem stereotypu jest dehumanizacja. Jak pisał Bauman, misterny mechanizm Zagłady opierał się na wytworzeniu przekonania, że istnieją jakieś mierzalne kryteria żydowskości i ci, co nie pasują do wzorca, są bezpieczni. To dlatego też milcząca większość odwracała wzrok, gdy izolowano i mordowano mniejszość. Ona nie była już mniejszością, lecz zbiorem cech, płaskim obrazkiem. Konfrontacja z żywym człowiekiem utrudnia skrzywdzenie go, ale im dalej go odsuwamy, im bardziej wmawiamy sobie, że jest inny niż my, tym łatwiej usprawiedliwić tę krzywdę lub choćby przyzwolenie na nią poprzez bierność. Zwalczanie homofobii nie byłoby możliwe bez coming outów, dawania przykładów, pokazywania, że ludzie homoseksualni wyglądają, zachowują się i pracują tak samo jak hetero. Być może nadszedł czas na tłumaczenie, że feministki kochają swoje dzieci, że lewacy są patriotami, że uchodźcy chcą jeść i pić tak samo jak my, a nie zniszczyć naszą cywilizację? Przypomnieć, po co powstała UE? Komu realnie pomaga i po co?
2. Kreować treści pozytywne. To najtrudniejsza część. Znaleźć w historii Polski bohaterów reprezentujących rozum, wolność, otwartość, szeroki horyzont, tolerancję, równość, walkę o praworządność, demokrację, oświecenie i tak dalej, i tak dalej. Zacząć świadomie kreować na nich modę. Koszulka z Kościuszką? Kubek z Curie-Skłodowską? Zapomniani patroni naszych ulic, którzy nie mordowali UPA, ale za to byli społecznikami, inżynierami, działaczami kulturowymi? Snobowanie się na noblistów? Podobno kulturze dobrze robi indeks dzieł zakazanych, więc niech nowym buntem, nowym nonkonformizmem, nowym antysystemizmem będzie czytanie Miłosza, proeuropejskość, liberalizm, biała róża antynazistów. Dobry design, chwytliwe formy, z drugiej strony poważne treści edukacyjne, celebrowanie pamięci (rok 2017 rokiem Kościuszki, zauważyliście?). Czemu opozycja tak strasznie się tego boi? Bo daliśmy się wepchnąć na beczkę, wmówić sobie, że wszystko, co nie przystaje do „dobrej zmiany” i nie jest jawnie pronazistowskie, jest komunistyczne, lewackie, obciachowe. Czas się pozbyć tej gęby. Lata 90 i „zerowe” to była fala fascynacji Zachodem, europejskich marzeń o Erazmusie i Schengen. Odwołanie się do tego to odwołanie się do dzieciństwa i młodości właśnie tych ludzi, których chcemy pozyskać.
No i wreszcie – nie jesteśmy sami. Ani wyjątkowi. Reakcja antyeuropejska i alt-prawicowa w Polsce to nie żadne misterium dziejowe, triumf sprawiedliwości ani palec boży, to przykład globalnego zjawiska, inspirowanego silnie przez bardzo przyziemne interesy polityczne. Głównie rosyjskie. Te same zjawiska, niemalże odbite na kalce (szczucie uchodźcami, reakcja antyfeministyczna, ruchy antyszczepionkowe) dzieją się w innych krajach. Warto o tym mówić, pokazywać to. Warto rozmawiać z kolegami z innych krajów, wymieniać doświadczenia i pomysły. Tak można osłabić grozę przeciwnika i wzmocnić własne szeregi. Nie walczymy sami z tym smokiem – mamy sprzymierzeńców w innych krajach. Niektórzy już z tym smokiem walczyli. Inni właśnie walczą. Istnieją think tanki, istnieje zaplecze teoretyczne, istnieją materiały instruktażowe. Ktoś to koło już przed nami wymyślał lub może wymyśla na Węgrzech, w Niemczech, w Czechach, w Rumunii. Uczmy się nawzajem, oszczędzajmy swoją i cudzą energię. Nawiązujmy kontakty i wzmacniamy więzi.
Jesteśmy nieuzbrojeni, ale nie bezbronni.