Senator Orrin Hatch: – Jak utrzymuje pan model biznesowy, w którym użytkownicy nie płacą za usługę?
Mark Zuckerberg: – Senatorze, wyświetlamy reklamy.
Ta zabawna scena z przesłuchania właściciela Facebooka w amerykańskim senacie, to najkrótsze podsumowanie tego, czym jest Internet i wszystkich związanych z nim problemów. Internet to bazar, gdzie niemal każda strona, jak namolny sprzedawca, zabiega o naszą uwagę. To właśnie ona, a nie to, co trzymamy w portfelu, jest najważniejszą walutą w sieci.
Jesteś tym, co czytasz
Żyjemy w erze informacji, ale nie w erze wiedzy. Nigdy wcześniej nie mieliśmy tak łatwego dostępu do informacji jak dzisiaj. Realnym problemem staje się natomiast jej nadprodukcja. Wartościowe teksty i filmy giną w codziennym szumie i natłoku informacyjnych śmieci. Dlatego ich odpowiednia selekcja i skuteczna dystrybucja jest prawdziwym wyzwaniem. Dodatkowo, niepokojące w sferze komunikacji internetowej jest zamykanie odbiorców w bańkach podobnych opinii – tworzenie się echochambers. Bańki te wzmacniają jednostronne, często radykalne i zmanipulowane przekazy.
Skonfrontowani z oceanem informacji dopominającej się naszej uwagi, jak mamy wyłowić to, co wartościowe? Korzystamy z pozornie darmowych mediów społecznościowych, które pochłaniają to, co mamy najcenniejszego: nasz czas, naszą uwagę i najbardziej intymne dane, o posiadaniu których każda tajna policja mogła kiedyś tylko pomarzyć.
Co z tego, że wytniemy AdBlockiem reklamy, jeśli towarzysząca reklamom treść została stworzona nie dla nas, naszego rozwoju, naszego dobra, ale dla zmanipulowania nas w taki sposób, żebyśmy przykuci do ekranu smartfona klikali aż do kompletnego zmęczenia i ogłupienia?
Mało kto może w ramach swojej sieciowej diety weryfikować każdą informację, komponować każdego dnia menu składające się z najważniejszych i najciekawszych publikacji. Tę robotę wykonują za nas tradycyjne media i portale społecznościowe. Mediom Internet odbiera źródło dochodów. W pogoni za odbiorcą, portale – również te z ambicjami – gonią za wyrazistą polityczną emocją, wynurzeniami celebrytów, atakują tytułem, który „ma się klikać”.
Nawet wprowadzenie opłaty za treść nie uwalnia od tabloidyzacji – takie są zasady gry w świecie Sieci, w którym liczy się ten, kto„przytrzyma nas za guzik”, zajmując nas swoją często kompletnie nieistotną historią. Reklamodawcy płacą współczesnym łowcom głów za to, że schwytają nas w swoje przemyślne, a często zupełnie banalne sidła.
O tym, co zalewa nas na portalach społecznościowych, o zdjęciach kotków i botach szkoda nawet mówić. Zamiast zrealizować marzenie o lepszym społeczeństwie, Facebook, Twitter czy YouTube zagrażają dziś fundamentom, na którym je zbudowaliśmy. Trudno o zaufanie, kiedy czujemy, że na każdym kroku jesteśmy manipulowani, wykorzystywani i śledzeni, w imię najbardziej przyziemnych merkantylnych motywacji.
Fake news to nie jest żadna aberracja, ale zupełnie naturalna konsekwencja takiego stanu rzeczy. Takie są reguły tej gry. Wygrywa najbardziej bezwzględny.
Jesteś tym, czym się dzielisz
Nowe Liberte.pl, które startuje właśnie dziś, jest naszym pomysłem na to, żeby w tej walce o uwagę stanąć po stronie czytelnika. Pomóc stworzyć Wam własną mapę, dzięki której łatwiej będzie nam wszystkim poruszać się po nieskończonych przestrzeniach sieci. Chcemy przeciwstawić się spirali, która premiuje tanią sensację kosztem wartościowej informacji.
Po pierwsze – selekcja. Potrzebny jest nam filtr, który z zalewu przeciętniactwa i zwykłego śmiecia pozwoli nam odsiać to, co wartościowe. Dobre teksty, ciekawe wideo, analizy i reportaże, wiadomości ze świata i lokalne, dostępne są w nadmiarze i niestety giną w zgiełku walki o uwagę masowego odbiorcy.
Po drugie – odpowiedzialność. Zamiast jak media społecznościowe, które udają, że żadnymi mediami nie są, przerzucać na odbiorców koszty weryfikacji informacji, oceny jej przydatności i wiarygodności, trzeba wziąć je na siebie. Także ryzyko błędów i pomyłek.
Po trzecie – otwartość. Łatwe i szybkie oceny, szermowanie tanią emocją, nie sprzyjają refleksji. Szczególnie publicystyka służy dziś głównie do tego, żeby zdobywać punkty przed swoją publicznością niż opisywać społeczno-polityczną rzeczywistość. Jeśli nie chcemy skisnąć we własnym sosie, słyszeć wyłącznie własne myśli zwielokrotnione przez głosy podobnie myślących, musimy wyjść ze strefy komfortu, skonfrontować się ze światem w całej jego złożoności, także z ideami, które budzą naszą niechęć i obawę.
Po czwarte – uczciwość. Udawanie, że nie posiada się poglądów, własnej agendy, jest nieuczciwą manipulacją. Liberte.pl to portal ludzi o liberalnej wrażliwości, emocjonalnie zaangażowanych w sprawy Polski i Europy, intelektualnie stojących po stronie racjonalności i nauki. Posiadane poglądy nie mogą być klapkami na oczach, zwalniać z mierzenia się z argumentami z odmiennych ideowych biegunów, rewidowania własnego intelektualnego kanonu w imię dążenia do prawdy.
Po piąte – społeczność. Nasza redakcja nie ma monopolu na mądrość. Jeśli faktycznie chcemy zrobić użytek z nieograniczonych zasobów Internetu, potrzebne jest zaangażowanie tych, którzy gotowi są dzielić się tym, co dla nich ciekawe i ważne. Ludzi świadomych i ambitnych, poszukujących niebanalnych treści. Coś dajesz i coś otrzymujesz w zamian. Tych ludzi na liberte.pl nazywamy kuratorami. Znajdują i opisują wybrane przez siebie linki, wraz z ich zaangażowaniem rośnie ich rola, jaką odgrywają w społeczności dzielącej się wiedzą.
Zapraszamy Was do wspólnej przygody – z ludźmi, którzy nie chcą biernie konsumować podsuwanej im łatwostrawnej papki. Którzy, zmieniając siebie, są gotowi dzielić to doświadczenie z innymi, są gotowi zmienić zasady gry.