Magda Melnyk: Zacznijmy od wystąpienia Putina, w którym po pierwsze stwierdził, że chce wprowadzić zmiany w konstytucji, a po drugie – zmienił premiera. Jaki jest cel tych działań?
Michał Słowikowski: Mam kilka teorii. Przede wszystkim pojawia się kwestia 2024 roku. Jest wiele możliwości rozwiązania problemu sukcesji władzy. W przypadku tego typu systemów politycznych o charakterze autorytarno-plebiscytarnym wybory nie są wyborami, a plebiscytem, w takim znaczeniu, że w momencie, w którym główne klany i grupy polityczne czy biznesowe dochodzą do wniosku, że mają swojego kandydata, wówczas rosyjskie społeczeństwo jest przygotowywane do myśli, że nastąpi zmiana. Wbrew obiegowej opinii dotyczącej systemów niedemokratycznych, takich jak Białoruś czy Rosja, czynnik społeczny odgrywa bardzo istotną rolę. Nie można wszystkich wsadzić do więzienia albo rozstrzelać, dlatego stosowane są inne mechanizmy legitymizacji władzy. Represjom towarzyszy kłamstwo (propaganda) ale także troska o dobrobyt społeczeństwa. Stabilność społeczno-gospodarcza, sukcesy geopolityczne i aktywność na arenie międzynarodowej są oczywiście bardzo istotne, ale by dokonać sukcesji władzy konieczny jest czas i przygotowania. To, że zdecydowana większość Rosjan poparła aneksję Krymu nie wzięło się znikąd. Nie trzeba ich było do tego mentalnie przygotowywać, ponieważ od momentu rozpadu Związku Radzieckiego czuli i wiedzieli, że Krym jest rosyjski, czego nie można powiedzieć w przypadku Białorusi. Dlatego koncepcja aneksji Białorusi, czy stworzenia Państwa Związkowego i obsadzenia Putina jako jego prezydenta wydawała się od początku wielu osobom abstrakcyjna. Rosjanie nie chcieli integracji z Białorusią, choć uważają, że jest to ich najbliższy partner, sojusznik a Białorusini należą do wspólnoty ogólnoruskiej . Wracając jednak do 2024 roku – kiedy Putin po raz pierwszy zderzył się z myślą, że w świetle konstytucji nie może sprawować urzędu, pojawiło się kilka wariantów: wariant białoruski – czyli powstanie państwa związkowego, poprawka konstytucyjna znosząca ograniczenie liczby dopuszczalnych kadencji, zmodyfikowanie reżimu konstytucyjnego w Rosji tak, żeby dawał on większe uprawnienia premierowi i partii rządzącej, a prezydent był jedynie figurą dekoracyjną. Pojawił się także wariant tandemokracji, która z demokracją nie ma nic wspólnego. Miedwiediew został prezydentem, Putin – premierem, ale nikt nie miał wątpliwości, że głównym rozgrywającym jest premier. W przypadku Rosji prestiż podąża za osobą Putina. Moim zdaniem, obecna zmiana konstytucyjna wynika z tego, że nie można wypuścić władzy z rąk. W systemie autorytarnym oddanie władzy w ogóle nie jest opcją.
Magda Melnyk: Przyjrzyjmy się jeszcze wspomnianym wariantom – powrót do tandemu, stanowionego przez premiera i prezydenta, czyli znów Miedwiediew albo nowy premier Miszustin?
Michał Słowikowski: W tym momencie nie ma to znaczenia, dlatego że ludzie nabierają ciężaru gatunkowego, wagi i znaczenia dopiero wraz z objęciem urzędu w Rosji. Najlepszym przykładem jest Putin, oczywiście nie można powiedzieć, że był człowiekiem znikąd, bo był bardzo silnie osadzony w strukturach siłowych. Podobnie zresztą każda inna kandydatura, która była rozważana przez Jelcyna i jego rodzinę w tym okresie, miała w mniejszym lub większym stopniu związki ze strukturami siłowymi – czy byłby to Stiepaszyn, czy Primakow. Nie było tam nikogo z bloku cywilnego, to musiał być ktoś, kto kontrolował resorty siłowe i miał autorytet. We wspomnianych poprawkach konstytucyjnych pojawia się już informacja, że dopuszczalne są tylko dwie kadencje – nie dwie kadencje z rzędu, a dwie kadencje. Założone jest zatem z góry, że w przyszłości nie da się powtórzyć tego eksperymentu z intermezzo, według którego „wy porządzicie przez jedną kadencję, a potem my wskoczymy z powrotem”.
Magda Melnyk: Może jest to lekcja wyciągnięta z kazusu latynoamerykańskiego? Chávez i Morales mieli poparcie społeczne, ale już przy referendum, które miało zwiększyć liczbę kadencji dopuszczalnych, polegli.
Michał Słowikowski: Przypadek latynoamerykański jest o tyle interesujący, że tam ten populizm był gęsto podlany ropą naftową i dużą ilością ludzi wykluczonych, autochtonów zepchniętych na margines. Czegoś takiego w Rosji nie da się przeprowadzić, dlatego że Putin jest populistą, ale w warstwie komunikacyjno-retorycznej. W rzeczywistości rosyjski model gospodarczy zbliża się raczej do koncepcji wolnorynkowych, liberalnych. „Państwo nie jest wam nic dłużne” i „pieniędzy nie ma, musicie sobie radzić sami” – to słowa Miedwiediewa. Zasoby się kurczą i nie ma pieniędzy na rozdawnictwo. Oczywiście w tym wariancie poprawek konstytucyjnych bardzo wyraźnie pobrzmiewa ta kwestia wydatków na cele socjalne, w szczególności na podniesienie poziomu dzietności w Rosji, której grozi katastrofa demograficzna.
Magda Melnyk: Podobno gdyby zorganizowano referendum, to kwestie zmian ustrojowych byłyby opakowane w te socjalne korzyści.
Michał Słowikowski: Zgadza się. Wróćmy jednak jeszcze do założenia, że Putin zostaje, jako np. szef Rady Bezpieczeństwa lub Rady Państwa. Dlaczego? Dlatego, że przywołując słowa Lecha Wałęsy: „nie chcę, ale muszę”. Prawdopodobnie „wieże kremlowskie” nie znalazły nikogo, kto by go zastąpił. Oczywiście można dopuścić, że jest tak pazerny na władzę i ambitny, że nie odpuści, będzie rządził tak długo jak Breżniew i skończy się to dla Rosji katastrofą, ale najprawdopodobniej nie ma nikogo, kto mógłby być w tym układzie heliocentrycznym słońcem, które w równym stopniu przyciąga i odpycha dane planety, czyli poszczególne grupy polityczne, więc Putin nie ma wyjścia. To chyba największy paradoks. Brak zrozumienia przez osoby spoza Rosji, że system polityczny, który tam funkcjonuje nie jest wyłącznie wynikiem narzucania Rosjanom takiego, a nie innego myślenia o polityce, o ich kondycji społeczno-gospodarczej. To raczej pewnego rodzaju autorytarna koleina, w którą Rosja wpada i choć próbuje się wydobyć, to i tak się jej nie udaje. Nie inaczej jest zresztą w przypadku Polski. Każda wspólnota polityczna ma jakiś mit założycielski, czy okres polityczno-historyczny, który determinuje dalszy rozwój. Wszystko, co ma miejsce później jest w mniejszym lub większym stopniu repetycją tego, co już było. W przypadku Rosji ten okres jarzma tatarskiego i zainfekowanie kultury politycznej księstwa moskiewskiego tym brutalnym pierwiastkiem azjatyckim pokutuje do chwili obecnej. Uważam zatem, że do tej pory po prostu nie pojawił się nikt, kto mógłby zająć jego miejsce. Potencjalnie można by było zastąpić go na przykład Siergiejem Szojgu – człowiekiem, który jako wieloletni minister ds. nadzwyczajnych i sytuacji kryzysowych, kojarzył się ludziom pozytywnie – ale taka decyzja nie zapadła. Ten system, podobnie jak białoruski, nie jest gotowy na gwałtowne zmiany. Rosjanie i Białorusini nie chcą żadnych radykalnych zmian. Mamy tu do czynienia ze stabilnością w imię stabilności, nawet jeśli oznacza to oglądanie Putina do kresu jego sił, zdrowia fizycznego i możliwości.
Magda Melnyk: Raz jeszcze wrócę do 2024 roku, bo wiele analiz wskazuje na to, że Putin skłania się ku drodze kazachskiej.
Michał Słowikowski: Tak, jest taka teoria, ale pozycja prezydenta Rosji w świetle obecnych propozycji ulega wzmocnieniu szczególnie w odniesieniu do systemu rosyjskiego sądownictwa – nie osłabieniu. A zatem przeczyłoby to ścieżce kazachskiej. Poza tym, Kazachstan, w przeciwieństwie do Rosji, jest reżimem sułtańskim, co oznacza, że mamy do czynienia z wąską grupą osób (rodziną w dosłownym tego słowa rozumieniu), która jest w stanie, na zasadzie bezpośrednich powiązań i więzów krwi, których nie da się wygenerować w nowoczesnym społeczeństwie rosyjskim, opleść i zagospodarować wszystkie pozostałe organy władzy państwowej. Bliżej do modelu sułtańskiego jest Białorusi. Wydaje mi się, że ten wariant kazachski jeszcze nie jest tak wyraźnie wyartykułowany. Poza tym, jeśli chodzi o tę zmianę reżimu konstytucyjnego, to są jeszcze przypadki takie, jak choćby Ukraina, gdzie urząd prezydenta został zmarginalizowany na rzecz premiera i parlamentu, co było monetą przetargową w dyskusji na temat powtórzenia drugiej tury wyborów w okresie pomarańczowej rewolucji. Wiek premiera nie gra roli. Nie ma tu żadnego odium społecznego czy negatywnej reakcji międzynarodowej, albo żarcików, że starzejący się Putin wygląda jak Breżniew. To normalne, przykładem mogą być Merkel, Netanjahu, Abe, Blair czy inni starzejący się premierzy. Myślę, że chodzi o coś innego – o wyjście z inicjatywą. Rosyjski system polityczny od dłuższego czasu pogrążał się w stagnacji i trzeba było wyjść z jakąś propozycją. Dać ludziom myśl albo koncepcję, nad którymi mogliby się zastanawiać. Typowo zresztą rosyjska praktyka znana bardziej z polityki zagranicznej, polegająca na tym, żeby wywołać zamieszanie, spowodować problem, a potem zaprosić społeczność międzynarodową do posprzątania tego bałaganu (tzw. eksport destabilizacji). Na użytek polityki wewnętrznej pojawia się problem zmiany konstytucyjnej, poprawy warunków bytowych Rosjan, podniesienia poziomu dzietności. „Zbierzmy wszystkie kreatywne, aktywne siły polityczne i obywatelskie w kraju, zróbmy burzę mózgów i chodźmy wspólnie z prezydentem naprzód” – taki rodzaj ucieczki do przodu. Spotkałem się z koncepcją, że jest to z jednej strony wyskoczenie przed szereg. Wyprzedzenie potencjalnych spisków pomiędzy innymi grupami elit, które w wypadku wystąpienia z inicjatywą muszą zacząć się zastanawiać, jak dopasować się do tej nowej sytuacji. Z drugiej strony, stawia to w nowej sytuacji opozycję, w obliczu nowych zagrożeń, na które nie była przygotowana (wprowadza się bowiem dość surowe cenzusy osiadłości, które wykluczają w obecnym kształcie udział Nawalnego w wyborach prezydenckich). Wybory, które dokonują się w Rosji, czy to prezydenckie czy parlamentarne nie są wyborami w takim znaczeniu, w jakim my je znamy. Decyzje zapadają wcześniej. Ale nie oznacza, że ludzie w nie nie wierzą i nie afirmują tej idei udziału w głosowaniu, że nie mają nic do powiedzenia. Zdaniem zdecydowanej większości Rosjan, Rosja jest przecież demokracją. Zmiany konstytucyjne nad którymi pracuje obecnie Duma zostaną poddane pod referendum, dalsze zabezpieczanie rosyjskiego systemu politycznego od wpływów zewętrznych, likwidacja samorządu terytorialnego, które firmuje swoim nazwiskiem Putin będzie miało społeczną legitymację. Nazwijmy to symptomem „demokratycznie legitymowanego autorytaryzmu”, czy na podobieństwo Meksyku pod rządami PRI „głosowaniem na autorytaryzm”.
Proponowane zmiany w rosyjskiej konstytucji mogą mieć wiele wspólnego ze spodziewaną sukcesją władzy, ale z całą pewnością stanowią element konsolidacji reżimu „późnego Putina”. Wyniki referendum pokażą na ile społeczeństwo jest skonsolidowane wokół jego osoby, jednak znacznie istotniejsza jest wydolność i lojalność rosyjskiego zaplecza administracyjnego.
dr hab. Michał Słowikowski jest adiunktem w Katedrze Systemów Politycznych na Uniwersytecie Łódzkim, obszar jego zainteresowań stanowią problemy geopolityczne regionu Europy Środkowo-Wschodniej ze szczególnym uwzględnieniem Rosji, Ukrainy i Białorusi. Współpracuje z Centrum Europejskim Natolin. Jest autorem książki „Jedna Rosja w systemie politycznym Federacji Rosyjskiej”.