Głosować czy nie głosować? Tysiące Polaków właśnie podejmuje, albo już podjęło, decyzję, która wydaje im się jedną z ważniejszych jakie podejmą w tym roku. Tymczasem w rzeczywistości nie ma to większego znaczenia.
Przyzwyczailiśmy się w ostatnim czasie do tego, że nasze zdanie ma wagę a nasza deklaracja jest istotna. Co więcej, wydaje się nam, że setki innych wyczekują tej naszej politycznej deklaracji by wiedzieć jak postąpić. Często nawet nie musimy uzasadniać jak postąpimy – wystarczy, że odwołamy się do moralności czy walki dobra ze złem. Wszystko inne pozostaje wtedy bez znaczenia.
Tymczasem spór o to jak wybrać następnego prezydenta RP – jest w dużej mierze konfliktem, który rozegra się w sejmie, a my możemy być co najwyżej widzami tego spektaklu. To od głosów sejmowych i decyzji podejmowanych w partyjnych centralach rozstrzygnie się los tego zatargu. My zaś nie możemy nawet zademonstrować naszego sprzeciwu na ulicach z uwagi na panującą obecnie sytuację epidemiologiczną. Z naszego sprzeciwu wobec korespondencyjnych wyborów niewiele wynika z jeszcze kilku innych powodów:
- Rozproszenie – jedni ogłaszają bojkot, inni z kolei chcą się mobilizować. Co oznacza, że jeśli do wyborów jednak w maju dojdzie – nastąpi skrajny podział stanowisk – co jest na rękę zjednoczonemu obozowi władzy. W efekcie może dojść do najgorszego scenariusza, czyli do częściowej mobilizacji po stronie opozycyjnej – zbyt dużej by wyglądało to na rzeczywisty bojkot.
- Jednocześnie bojkot nawet całej opozycji – nie spowoduje braku ważności wyborów. Podważanie ich legalności mogą spowodować błędy proceduralne, do których może dojść w czasie ich przebiegu. Nasza decyzja o udziale bądź bojkocie, nie ma tu znaczenia. Inna sprawa, że wstrzymanie się od głosu zwolenników opozycji nie musi koniecznie wpłynąć źle na samą frekwencje, która może być całkiem duża.
- Obecna sytuacja pokazuje także jak bardzo wbrew pozorom potrzebna jest sprawna organizacja polityczna, a najlepsze nawet organizacje społeczne nie są wystarczające. Dopiero teraz widać jak bardzo zaniedbaliśmy transmisję na linii społeczeństwo – organizacje społeczne – polityka. Różnego rodzaju stowarzyszenia nie mają zwyczajnie instrumentów by skutecznie działać politycznie, bez odpowiednich organizacji. Nasze życie społeczne przypomina plac budowy, na którym mamy całkiem solidne wbrew pozorom fundamenty i kawałki ścian w postaci odpowiedzialnego społeczeństwa i sprawnych organizacji społecznych. Nie mamy jednak okien i dachu w postaci polityki, która realnie reprezentuje nasze interesy i dlatego deszcz pada ciągle nam na głowę.
- Opozycja wierzy, że wygra jeśli odpowiednio ustali datę wyborów. Optymistycznie zakłada, że wyborcy PiS cudownie rozpłyną się w powietrzu i ta obecnie największa siła społeczno-polityczna grzecznie uzna, że się myliła.. Nie jest sztuką zatem wygrać najbliższe wybory. Sztuką jest tak urządzić kraj, by wygrać polityczną stabilność potem i ów polityczny spór ucywilizować. Poczucie rewanżyzmu po obu stronach, tylko nas od tego oddala.
Obecna sytuacja powinna nam nade wszystko pokazać, jak dramatycznie słabe jest nasze państwo, jak słabymi instytucjami i narzędziami dysponuje. W obliczu zbliżającej się katastrofy klimatycznej i wielkich przemian społecznych sprawczości będziemy potrzebować niezależnie czy będziemy mieć kraj bardziej liberalny czy konserwatywny.
To czego potrzebujemy to aktywności adekwatnej do obecnej sytuacji. Bojkot szczególnie wydaje nam się tu przyjemny. Wystarczy nic nie robić i siedzieć biernie by mieć poczucie politycznej sprawczości. Tą jednak daje działanie, i nie chodzi o to, że ma to być akurat udział w wyborach i mobilizacja. To banał, ale sprawczość możemy uzyskać tylko wtedy gdy coś robimy: gdy wykazujemy błędy, do których doszło w procedurze (jeśli do takich dojdzie), gdy jesteśmy w komisjach i oglądamy proces liczenia, gdy składamy protesty jeśli mają uzasadnienie. Gdy szukamy swojej reprezentacji. Nie wiem czy udział w wyborach jako takich sam w sobie ma sens, to zawsze indywidualna decyzja. Zbyt dużo ostatnio prób wyborczego ‚szantażu” pod hasłem nie wolno brać udziału w wyborach, albo trzeba walczyć. Ja wiem tylko, że na pewno brak jakiejkolwiek aktywności sensu nie ma, ba, to z diagnozy, że wybory w obecnej sytuacji sensu nie mają, wynika konieczność jeszcze większych działań. Wszak żadna zmiana społeczna nie dokonuje się z braku działania – bierny opór, pokojowy opór, dyskusje i nawet polityczny spór – oznaczają przecież ruch i działanie. Nic nie jest nam dane. Nie wystarczy usiąść i czekać, by zmiana się dokonała.
Twoja decyzja by wziąć bądź nie brać udziału w wyborach jest zatem decyzją bez znaczenia. Pytanie brzmi co zrobisz, by Twój kraj był bardziej taki, jak sobie wymarzyłeś.
Jeszcze nie czas na wewnętrzną emigrację, mamy robotę do zrobienia.