Magda Melnyk: Jak wygląda kwestia pandemii w Ameryce Łacińskiej? W jaki sposób region radzi sobie z wirusem?
Bartłomiej Znojek: Pierwszy potwierdzony przypadek SARS-COV-2 w regionie miał miejsce w Brazylii pod koniec lutego, a w kolejnych tygodniach kolejne państwa latynoamerykańskie potwierdzały wykrycie infekcji. Tempo rozprzestrzeniania się, wywołanej koronawirusem, choroby COVID-19 sprawiło, że na przestrzeni maja i czerwca Ameryka Łacińska stała się ogniskiem pandemii. Brazylia odpowiadająca za ponad połowę potwierdzonych infekcji i zgonów znalazła się pod tym względem na niechlubnym drugim miejscu na świecie, ustępując tylko Stanom Zjednoczonym. Reakcje państw w regionie były różne. Większość z nich podjęła decyzję o tym, żeby wprowadzić restrykcje, które miałyby zahamować rozprzestrzenianie się wirusa, niektóre zrobiły to szybciej, inne wolniej. Największe państwa latynoamerykańskie – Meksyk i Brazylia – wyróżniały się tym, że ich prezydenci kładli większy nacisk na to, aby wspierać gospodarkę i nie dopuścić do sytuacji całkowitego jej zamrożenia. Osobliwym przykładem jest Nikaragua, gdzie rząd w ogóle odrzucił wprowadzanie ograniczeń służących zahamowaniu wirusa. Widać natomiast, że państwa, które wprowadziły restrykcje lepiej poradziły sobie z zapobieganiem rozprzestrzenianiu się wirusa, nawet jeżeli wciąż zmagają się z dużym przyrostem nowych zachorowań. Trzeba tu pamiętać, że region jest bardzo zróżnicowany – państwa różnią się poziomem jakości służby zdrowia, przygotowaniem, strukturą społeczną, dlatego też skala wyzwań, z jaką się mierzą różni się w zależności od państwa.
Czym więc region ten różni się od Europy? Dlaczego Meksyk i Brazylia bały się wprowadzić pełną kwarantannę w obawie o konsekwencje ekonomiczne?
W ocenach reakcji na pandemię w Ameryce Łacińskiej eksperci podkreślają, że region ma dużo trudniejsze warunki walki z zagrożeniem niż rozwinięte państwa europejskie. Państwa latynoamerykańskie zmagają się ze słabą strukturą społeczną z dużymi nierównościami i wysokimi wskaźnikami ubóstwa. Ponadto w regionie jest bardzo duże grono pracowników nieformalnych, którzy pracują z dnia na dzień i dla których przymusowa kwarantanna oznacza brak środków do życia. Tę specyfikę należy brać pod uwagę patrząc na decyzje różnych rządów latynoamerykańskich. Nie dziwi więc fakt, że władze podejmowały decyzje o dodatkowych świadczeniach i paczkach żywnościowych dla najbiedniejszych czy awaryjnych zasiłkach dla najmniej zarabiających. Kwestia struktury społecznej to jedna sprawa, druga to jednak struktura gospodarki, która w wielu z tych państw opiera się na eksporcie surowców. W momencie kiedy pandemia wpłynęła na przepływy handlowe, kraje te odczuły konsekwencje w sposób szczególny. Pojawia się też kwestia turystyki – małe państwa na Karaibach czy Meksyk bardzo odczuły to, że nagle zostały zamrożone podróże lotnicze. Ważnym tematem, o którym należy wspomnieć, jest bardzo duża zależność wielu państw regionu od transferów pieniężnych emigrantów w takich państwach jak Stany Zjednoczone czy Hiszpania. Zamrożenie gospodarek tych państw i rosnące bezrobocie powoduje spadek wysokości przesyłanych środków. Pojawia się tu przykład Wenezueli, która od kilku lat jest pogrążona w kryzysach gospodarczym i humanitarnym, który zmusił kilka milionów mieszkańców do wyjazdu. Transfery, wysyłane przez Wenezuelczyków pracujących poza granicami kraju, miały zasadnicze znaczenie w pomocy bliskiem, którzy zostali w kraju.
W podobnej sytuacji, jeśli chodzi o transfery, są też inne państwa regionu.
Właściwie dla większości państw latynoamerykańskich te środki są znaczącym źródłem dochodów. Najwyższe sumy transferów trafiają do Meksyku, Gwatemali i Dominikani. Natomiast są małe kraje, dla których transfery – choć dużo niższe – stanowią poważne wsparcie – np. dla Haiti stanowią ponad jedną trzecią, a dla Salwadoru jedną piątą krajowego PKB.
Dlaczego w takim razie Brazylia nie poradziła sobie z pandemią i wybiła się na drugie miejsce na świecie, jeśli chodzi o liczbę potwierdzonych zachorowań i zgonów?
W mojej opinii jednym z głównych powodów jest brak spójnego podejścia władz do problemu. Władze federalne priorytetowo traktowały kwestię zapewnienia funkcjonowania gospodarki odrzucając poważniejsze ograniczenia. Ponadto Prezydent Bolsonaro od początku pandemii bagatelizował zagrożenie i uważał, że nie można dopuścić do zamrożenia biznesu, bo miałoby to dużo poważniejsze skutki dla gospodarki Mówił o tym, że oczywiście trzeba chronić osoby będące w grupie szczególnego ryzyka, a jego rząd ograniczał się do rekomendacji w sprawie przestrzegania higieny. Stąd wynikał też nasilający się konflikt między prezydentem a władzami stanowymi i municypalnymi, które wprowadzały ograniczenia korzystając z różnych autonomicznych kompetencji w kwestii ochrony zdrowia, o to, żeby nie dopuszczać do zamrożenia gospodarki. Był taki głośny epizod, kiedy rząd przygotował kampanię „Brazylia nie może się zatrzymać”. Sąd natychmiast zablokował tę inicjatywę, a administracja prezydenta Bolsonaro w ogóle zaprzeczyła, że była jej autorem.
Co więcej, Bolsonaro publicznie pokazywał, że ignoruje zalecenia sanitarne spotykając się ze swoimi zwolennikami. Nie przeszkodziło w tym np. to, kiedy okazało się, że kilkanaście osób towarzyszących prezydentowi w podróży do Stanów Zjednoczonych na początku marca zostało zainfekowanych koronawirusem. W przekonaniu, że COVID-19 nie jest dużym zagrożeniem dodatkowo utwierdził go kilkukrotny negatywny wynik testu na obecność koronawirusa. Postawa Bolsonaro doprowadziła do tarć z ministrem zdrowia, Luizem Henrique Mandettą. Prezydent zdymisjonował go w połowie kwietnia ze względu na dzielące ich różnice (a także prawdopodobnie fakt, iż minister Mandetta w pewnym momencie zyskał poparcie ponad 3/4 Brazylijczyków). Następca Mandetty, Nelson Teich, wytrzymał na stanowisku miesiąc – jemu także nie udało się przekonać prezydenta do tego, aby ten uwzględniał zalecenia sanitarne i co więcej musiał się zmagać z oczekiwaniami Bolsonaro, zgodnie z którymi nowy minister zdrowia będzie rekomendował w ramach leczenia chlorochinę, choć brakowało klinicznych dowodów na skuteczności tego leku.
Czy Bolsonaro takim zachowaniem zyskuje czy traci w oczach wyborców?
Poparcie dla prezydenta spada, jeśli chodzi o walkę z pandemią, ale dzięki swoim działaniom konsolidującym najwierniejszy elektorat Bolsonaro utrzymuje dość stabilne poparcie ok. 1/3 Brazylijczyków. Co więcej, ciekawi fakt, że kandydując na prezydenta, Bolsonaro bardzo krytykował praktykę sięgania przez prezydentów po poparcie koalicji wielu partii do forsowania różnych decyzji – trzeba pamiętać, że Kongres brazylijski jest bardzo rozdrobniony, dlatego uzyskanie poparcia wymagało zwykle oferowania czegoś w zamian np. intratnych stanowisk. Teraz jednak sam Bolsonaro wbrew swoim deklaracjom z kampanii wyborczej sam wykorzystuje krytykowany środek, aby oddalić ryzyko impeachmentu i pozyskał wsparcie grupy klientelistycznych partii w parlamencie oferując różne wysokie stanowiskach w instytucjach państwowych.
Tym, co wydaje mi się bardzo prawdopodobne jest zmniejszenie szans na reelekcję. Chociaż Bolsonaro powtarza publicznie, że nie interesuje go samo stanowisko, to jest raczej oczywiste, że poważnie myśli o reelekcji. Obecna sytuacja komplikuje jednak te starania, bo pozwoliła na wzmocnienie potencjalnych rywali prezydenta w wyborach 2022 r. Chodzi np. gubernatorów stanowych, którzy wprowadzili najpoważniejsze restrykcje wbrew Bolsonaro. Inną postacią jest Sérgio Moro znany jako twarz walki z korupcją w Brazylii, który pełnił w obecnym rządzie funkcję ministra sprawiedliwości, ale zrezygnował zarzucając Prezydentowi ingerencję w nominacje w Policji Federalnej, aby zyskać wpływ na śledztwa dotyczące do wpływowych synów Bolsonaro. W sondażach uwzględniany jest też były minister zdrowia Mandetta.
Co w takim razie z ruchem lewicowym, który był swego czasu poważną siłą polityczną?
Widać, że Partia Pracujących (PT), która rządziła w latach 2003–2016 próbuje wykorzystać sytuację do odzyskania poparcia. W listopadzie 2019 r. z więzienia został wypuszczony były prezydent Luiz Inácio Lula da Silva – sąd najwyższy zakwestionował więzienie osób, które nie wyczerpały procedury apelacji. Ta decyzja wzmocniła głosy na temat politycznych przyczyn pobudek sędziego Sérgia Moro w doprowadzeniu do skazania Luli. PT angażuje się obecnie w akcje sprzeciwiające się polityce rządu Bolsonaro i podważaniu przez niego instytucji demokratycznych. Niekoniecznie jednak będzie dążyć do impeachmentu jeżeli to doprowadziłoby to do wzrostu szans Moro – odrzucanego przez PT. Myślę, że cały czas żywe jest podejście w społeczeństwie, które zadecydowało o sukcesie Bolsonaro, a zatem odrzucenie PT jako formacji, która jest winna największego skandalu korupcyjnego w Brazylii.
Wyłania się z tego ciekawy obraz. Wygląda bowiem na to, że pandemia stała się trampoliną polityczną dla wielu polityków, którzy – choć do tej pory nie posiadali tak szerokiej rozpoznawalności w społeczeństwie – obecnie stają się ważnymi graczami w polityce krajowej, nie tylko rozpoznawalnymi, ale także kojarzącymi się z niesieniem pomocy w trudnych czasach. Wydaje mi się, że jest to szalenie ciekawy proces.
To okoliczności, które dają możliwość pokazania się politykom od dobrej albo złej strony. W przypadku Brazylii mówimy oczywiście o różnych szczeblach władzy – nie wspomnieliśmy jeszcze o ważnej roli władzy sądowniczej, a przede wszystkim Federalnego Sądu Najwyższego, który stawał w obronie autonomii decyzji władz niższego szczebla. Dlatego też odium Bolsonaro nie tylko jest skierowane na gubernatorów, ale także na sędziów. Nieoczywiści aktorzy pojawiają się także poza rywalizacją polityczną, jak choćby kontrolujące brazylijskie fawele gangi, które na własną rękę wprowadzały zasady izolacji społecznej na kontrolowanych obszarach.
Poruszył Pan interesujący wątek, ponieważ w Meksyku kartele narkotykowe postępowały w bardzo podobny sposób.
Popatrzyłbym na to więc z perspektywy regionalnej. Pandemia generalnie jest testem dla funkcjonowania instytucji państwa i przywództwa, oraz koordynacji – przede wszystkim, jeśli chodzi o państwa o ustroju federalnym z różnymi szczeblami administracji i zakresem ich kompetencji. Pokazuje to, na ile władze potrafią zarządzać kryzysem epidemiologicznym, jaki mają pomysł na to, jak zminimalizować skutki tego kryzysu dla rozwoju społeczeństwa i gospodarki.
Wiele z tych państw ma jednak ustrój prezydencki i pandemia stałą się bardzo ważnym testem dla głów państw oraz okazją do odbudowy popularności. Specyficznym przykładem jest choćby Boliwia, gdzie w związku z potwierdzonymi przez OPA fałszerstwami wyborów z października 2019 r. doszło do protestów społecznych i rosnącej presji (również ze strony wojska), która zmusiła prezydenta Evo Moralesa do rezygnacji z prezydentury i wyjazdu z kraju. Władzę objął tymczasowy rząd, który miał jak najszybciej rozpisać nowe wybory. Tymczasowa prezydent Jeanine Áñez okazała się mieć jednak duże ambicje polityczne, a członkowie jej gabinetu dość szybko zaczęli wykorzystywać sytuację do rozprawienia się ze stronnikami Moralesa. Pandemia pokrzyżowała plany nowych wyborów prezydenckich – zostały przesunięte z maja na wrzesień br – i skuteczność w jej zahamowaniu będzie ważnym czynnikiem, który zdecyduje o wyniku. Pojawia się także przykład Salvadoru, gdzie popularny i bardzo sprawny, jeśli chodzi o media społecznościowe, prezydent Nayib Bukele bardzo wyróżnił się szybkim prowadzeniem restrykcji zanim jeszcze w państwie wykryto pierwszy przypadek Covid-19. W ramach tych działań sięgał jednak po środki, które wzbudziły oskarżenia o nadużywanie władzy i nasilenie przypadków naruszania praw człowieka. Wyróżnia się także Argentyna, która zmaga się z poważnym kryzysem zadłużenia, ale mimo to prezydent Alberto Fernández wprowadził dotkliwe restrykcje i długotrwałą kwarantannę co przysporzyło mu poparcia i uznania
Dopytam w takim razie jeszcze o Meksyk. W jaki sposób prezydent Andrés Manuel López Obrador poradził sobie z problemem pandemii? Jakie są oceny jego polityki?
Obrador zestawiany był często z Bolsonaro w kwestii krytycznego podejścia do zbytnich restrykcji. Jest tu jednak pewna różnica. Bolsonaro bagatelizował zagrożenie, zaś prezydent Meksyku wskazywał, iż ważne jest dla niego, aby nie wprowadzać ograniczeń zbyt szybko, aby nie doprowadzić do poważnego kryzysu gospodarczego. Nawet jeśli popatrzymy na liczby w Meksyku, które w tym momencie pokazują, że jest on na czwartym miejscu pod względem zakażeń – po Brazylii, Peru i Chile – to trzeba także pamiętać o dużych zastrzeżeniach dotyczących statystyk. Wielu ekspertów wskazuje na zaniżenie rzeczywistej liczby przypadków – nie tylko w Meksyku – ze względu choćby na niedostateczną liczbę przeprowadzanych testów czy metodologię liczenia zakażeń i zgonów. Zachowawcze podejście do restrykcji może okazać się więc złudne. Niemniej López Obrador cieszy się wciąż dość dużym poparciem. Jego podejście do zagrożenia nie wzbudza więc w społeczeństwie takiej niechęci, jak w przypadku Bolsonaro. Meksyk nie jest jednak wolny od obaw o skutki sytuacji w sąsiednich USA, które obecnie mają najwięcej przypadków zakażeń.
Dziwi mnie, że AMLO był porównywany do Bolsonaro, ponieważ kwarantanna w Meksyku została przecież wprowadzona we wszystkich stanach – choć oczywiście w różnym czasie. Mogłoby się więc wydawać, że Meksyk dość szybko zareagował na zagrożenie.
Nie mówiłbym o krytyce Meksyku. Zauważalne są jednak pewne podobieństwa, jeśli chodzi o odpowiedź obu prezydentów na rzeczywistość pandemii – nie naciskali oni na wprowadzenie restrykcji. W Meksyku rząd wprowadził kampanię rządową z hasłem „zdrowy dystans”, kładącą nacisk na przestrzeganie zasad, które ograniczają rozprzestrzenianie się wirusa. Wprowadzony został także zakaz wychodzenia osób starszych i będących w grupie ryzyka. Rząd starał się jednak nie narzucać daleko idących ograniczeń, przy jednoczesnym rekomendowaniu pracy zdalnej. W Brazylii koordynację władze federalnych i niższego szczebla przyćmił konflikt – podsycany przez Bolsonaro – o wprowadzane restrykcje.
Jakie skutki polityczne niesie więc pandemia dla regionu? Czy można mówić o jakichś ogólnych konsekwencjach, czy każdy z krajów stanowi zupełnie osobny przypadek?
Ameryka Łacińska to region kontrastów i ogromnego zróżnicowania. Można mówić o tym, że sposób podejścia do pandemii i skuteczność jej zahamowania z pewnością będą miały wpływ na pozycję poszczególnych prezydentów. Z moich obserwacji sytuacji w regionie wynika, że właściwie niewidoczna była współpraca w ramach licznych mechanizmów regionalnych, choć takie próby podejmowały Meksyk (pełniący rotacyjną prezydencję w CELAC) i Chile (w PROSUR). Poszczególne rządy raczej skupiały się na walce z zagrożeniem na poziomie kraju. Jest za wcześnie, żeby określić jakie będą skutki obecnego kryzysu dla pozycji poszczególnych rządów, ale pesymistyczne prognozy gospodarcze i społeczne zapowiadają, że region czekają bardzo duże wyzwania.
Bartłomiej Znojek jest analitykiem ds. Ameryki Łacińskiej w PISM od czerwca 2017 r. W latach 2013-2017 pracował w sektorze prywatnym dla Jones Lang Lasalle i Procter & Gamble. Analizuje sytuację polityczną i gospodarczą w Ameryce Łacińskiej, relacje Unii Europejskiej i Polski z partnerami latynoamerykańskimi. Magister stosunków międzynarodowych i studiów latynoamerykańskich na Uniwersytecie Jagiellońskim. Posługuje się biegle językami angielskim, hiszpańskim i portugalskim.
