Przez Wielką Brytanię przetacza się wielki lament w sprawie przygotowywanych cięć. Premier Cameron, jak w 1940r. premier Churchill, zaofiarował swoim rodakom „krew, pot i łzy”. Co do potu i łez nie ma wątpliwości. W obliczu deficytu budżetowego rzędu 12% PKB i dziesięcioleci socjalnych ekscesów, cięcia mające zlikwidować deficyt do 2015r. m u s z ą być duże, a więc bolesne. Natomiast co do krwi, to nie „rozbudzi się opór, jakiego nie widziano” – czym grozi jakiś związkowiec, czyli zawodowy obrońca obiboków – ale krew zalewa takich, jak autor niniejszego felietonu. Mając już swoje lata, czytam te same przejmujące lamenty, a zwłaszcza znane już, bezsensowne, odrzucone przez doświadczenie, recepty na poprawę sytuacji.
Nie mam tylu lat, co 85-letni przedstawiciel skrajnej lewicy w Partii Pracy, Anthony Wedgewood Benn, ale sam już wykpiwałem takie pomysły w wydanej w Londynie w 1987r. książce o perspektywach Wschodu i Zachodu. Benn proponuje, więc, aby podwyższyć podatki dla najbogatszych, poddać banki „demokratycznej kontroli” (czyli zapewne zabrać im większą część zysków, a kredytów udzielać „po uważaniu”, politycznym zapewne), a także faktycznie zlikwidować wojsko.
Jednakże znajomość historii gospodarczej każe przypomnieć dzisiejszemu lordowi Bennowi, że to jego partia wprowadziła właśnie po II wojnie światowej najwyższe podatki w świecie zachodnim, znacjonalizowała banki oraz kilka innych gałęzi gospodarki, a także zwiększyła niebywale kontrolę państwa nad gospodarką. Nie wspomnę już o ogromnym „socjalu”. W ich efekcie Wielka Brytania rejestrowała przez ponad 30 lat, do końca lat 70. XXw., n a j w o l n i e j s z e tempo wzrostu PKB ze wszystkich krajów Zachodniej Europy. Trzeba było thatcherowskiej „liberalnej kontrrewolucji”, aby dokonać cięć podatków i wydatków, okiełznania szału regulacyjnego i większego otwarcia na świat. W rezultacie przez następne 25 lat (1980-2005) Wielka Brytania rozwijała się najszybciej spośród czterech największych krajów Europy.
Oczywiście, że ratowanie Wielkiej Brytanii, przed żółtą. czy czerwoną kartką ze strony tych, którzy – kupując brytyjskie obligacje skarbowe – ryzykują swoje pieniądze, m u s i kosztować w sensie zmniejszenia strumienia rozmaitych niezapracowanych dochodów (czyli socjalu). Takie cięcia bolą, ale też zmuszają do zajęcia aktywniejszej, a nie tylko roszczeniowej postawy wobec życia.
Autor z lewicowego „Przeglądu” pisze o ciężkim losie zadłużonych, spośród których „wielu … zostanie zmuszonych do wyrzeczeń, poświęceń i podejmowania dodatkowych prac”. Byłoby – moim zdaniem – kolejnym skandalem, gdyby było inaczej. To znaczy, gdyby spłacanie kredytów ludzi lekkomyślnych, rozrzutnych, nie umiejących oszczędzać z n o w u przerzucić na ciężko pracujących, oszczędzających i przedsiębiorczych. Takie działania demoralizują zarówno – używając bajkowej paraleli – lekkomyślnych koników polnych, jak i oszczędne, pracowite mrówki.
Jak może się skończyć taka polityka, jaką proponują (po raz n-ty!) pełni współczucia lewicowcy zobaczymy, być może, w ciągu kilku najbliższych lat. Nawet w Wielkiej Brytanii, gdyby plany obecnego rządu uległy „rozzmydleniu”, a jeśli nie to w którejś innej przesocjalizowanej wielkiej zachodniej gospodarce. Poza Niemcami, które wydaje się najwcześniej zrozumiały, co właściwie dzieje się dzisiaj w światowej gospodarce, nie byłbym w stanie wykluczyć ż a d n e j gospodarki z takiego scenariusza, nawet tej najważniejszej.